Jak podaje m.in. portal LNRMedia.pl, w Polsce utworzono organizację "Restytucja Kresów." Jej celem jest zwrot polskiego mienia lub uzyskanie odszkodowania za pozostawione przez Polaków po II wojnie światowej nieruchomości na terenie dzisiejszej Zachodniej Ukrainy.
Organizację tworzą spadkobiercy byłych właścicieli nieruchomości na terenie Zachodniej Ukrainy. Na razie stowarzyszenie zrzesza kilkaset osób. Założyciele "Restytucji Kresów" mają nadzieję, że ta liczba wzrośnie. Obecnie około 100 tysięcy Polaków może udowodnić, że są dziedzicami majątku na terenie Kresów Wschodnich. Ich krewni mieszkali na tym terenie do końca II wojny światowej. Tylko Kościół Katolicki posiadał duże obszary ziemi na Ukrainie. Na przykład, w latach 1939-1941, tylko we Lwowie i Dargomyzskim Rejonie dysponował ok. 230 tysiącami hektarów ziemi. Pytaniami o odszkodowania zajmą się prawnicy.
Wschodnimi Кresami w Polsce nazywane są tereny obecnej Zachodniej Ukrainy, Białorusi i Litwy. Wchodziły one w skład Polski w latach 1921-1939.
Pomysł utworzenia organizacji powstał zaraz po zawarciu umowy o stowarzyszeniu Ukrainy z UE. Teraz zmaterializował się. W umowie o stowarzyszeniu z Unią Europejską nie ma co prawda bezpośredniego odniesienia do natychmiastowego zwrotu zagrabionych przed laty majątków, ale preambuła stanowi, że Ukraina jest zobowiązana do zapewnienia stopniowego dostosowania swojego ustawodawstwa do systemu prawnego UE. Restytucja mienia może być ważnym i integralnym elementem, dostosowywania ukraińskiego prawa.
Już w 2014 roku niektóre ukraińskie media alarmowały, że gdyby tylko Polacy przypomnieli o przedwojennych latyfundiach, ziemiach, cukrowniach ich przodków w Połtawie, czy regionie Żytomierza, które są obecnie własnością ukraińskiego państwa, to Ukraina może stracić jedną trzecią ziemi uprawnej. Na przykład w Galicji żyje ok. 80.000 Polaków. A ponoć potomkowie właścicieli czekają na właściwe przepisy prawa. Do 1939 r. regiony Wołyń, Równe, Lwów i Iwano-Frankowsk były częścią Polski.
W kolejce po majątki Żydzi, Rumuni i Węgrzy
Jako pierwsza podjęła przygotowania do odzyskania mienia mniejszość żydowska na Ukrainie. W Związku Gmin Wyznaniowych Żydowskich Ukrainy znają adres każdego domu, który należał niegdyś do ich rodaków na Ukrainie. Po aneksji Ukrainy Zachodniej do ZSRR, w wyniku paktu Ribbentrop-Mołotow, wywłaszczono żydowskie szkoły, szpitale, kluby, synagogi. Teraz miejscowi Żydzi są zdeterminowani, aby je odzyskać. Prezes Stowarzyszenia Organizacji Żydowskich i Wspólnot Ukrainy, Joseph Zisels wyjaśnia w ukraińskich mediach:. "Mamy 2500 miejsc, a w 800 z nich są dawne synagogi. Są i inne budynki oraz pola, które jakoś przetrwały, a obecnie urządzono tam np. pola golfowe. Czekamy na ogólną ustawę o restytucji, która ma dotyczyć nie tylko społeczności żydowskiej, ale wszystkich "
Inny sąsiad, Węgry, ma poważne zamiary wobec nieruchomości na Zakarpaciu. Dokumenty dotyczące nieruchomości i banków trzymane są w archiwach od czasów Cesarstwa Austriackiego. Rumuni mają ponoć już listy odziedziczonych domów i działek w Północnej Bukowinie i części regionu Odessy - byłej Besarabii Południowej, która w 1940 roku została włączona do ZSRR.
Aktywność Budapesztu w ukraińskim kierunku staje się coraz bardziej widoczna. Węgry są zainteresowane Zakarpaciem. Na terytorium Ukrainy mieszka około 150 tysięcy „przywianych przez polityczny wiatr” Węgrów, ale poświęca się im w Budapeszcie tyle uwagi, jakby to właśnie oni stanowili większą część narodu. Jak stwierdził w 2014 roku premier Węgier Viktor Orban: „Jeśli Ukraina nie odda, co należyte swoim mniejszościom, w tym także Węgrom, nie będzie w niej ani stabilności, ani demokracji”.
Przypomnijmy, że po upadku muru berlińskiego, Niemcy wydały miliardy marek na zadośćuczynienie spadkobiercom. Wątpliwe jednak, że tak się stanie na Ukrainie, choć nie można wykluczyć, gdyby np. Ukraina rzeczywiście dążyła do integracji z UE, że jakaś restytucja będzie miała miejsce. Może Polacy odzyskają przynajmniej świątynie. Na razie, jak to ma miejsce np. w miejscowość Biała Cerkiew, centrum życia duszpasterskiego jest parafialny… garaż.
W oczekiwaniu na wyrok Trybunału
Przypomnijmy, że na początku 2015 roku Polska Parafia łacińska we Lwowie do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka złożyła skargę na działania z powodu łamania praw przez władze miasta Lwowa. Chodzi o zwrot nieruchomości przy ul. Łyczakowskiej 49 (obecnie 53), gdzie do 1946 znajdowały się plebania i klasztor ojców franciszkanów obsługujących tę parafię.
Budynki - zgodnie z decyzją obalonych przez Majdan władz ukraińskich - miały zostać zwrócone parafii już w 2013 roku. Kijowski Gospodarczy Sąd Apelacyjny przyznał wówczas parafii prawo własności do budynku plebanii-klasztoru. Po Majdanie, mianujący się wielkim przyjacielem Polaków ówczesny mer Lwowa, Andrij Sadowyj (obecnie lider współrządzącej Ukrainą partii), nie miał zamiaru zwrócić tego mienia i zaskarżył do kolejnej instancji wyrok sądu. W nowych warunkach politycznych – tak jak przewidywali tamtejsi Polacy – budynki Polakom znów odebrano. Na nic były kolejne skargi do kolejnych instancji. Gdy w 2014 roku złożono wniosek do Najwyższego Sądu Ukrainy o ponowne rozpatrzenie sprawy, ten odmówił, twierdząc, że sąd tej instancji nie podważa wyroków, ale zajmuje się jedynie badaniem różnego orzekania sądu na szczeblu tej samej instancji w podobnych sprawach.
O. Stanisław Kawa, posługujący w miejscowym kościele św. Antoniego, tak skomentował dla katolickiej Agencji informacyjnej sprawę: "Taka zagmatwana argumentacja świadczy jedynie o złej woli w sądownictwie. Jeszcze raz podkreślam, że na trzecim etapie, czyli w trzeciej instancji, do sprawy włączyła się prokuratura, co jest też nieprawidłowością procesową, bo gdy sprawę rozpatruje sąd apelacyjny, to na tym poziomie nie może wkraczać do sporu trzecia strona. Kolejnym argumentem prokuratury w czasie przesłuchań i posiedzeń sądowych było to, że ukraińskim dzieciom zabiera się szkołę (w budynku obecnie mieści się ukraińska szkoła muzyczna – dop.red). "To nie jest tak. Wierni rzymskokatoliccy we Lwowie też są obywatelami Ukrainy. Czy we Lwowie, który chlubi się wielokulturowością, nie ma już miejsca dla ludności polskiego pochodzenia, która zamieszkuje to miasto od setek lat? Czy Ukraińcy, którzy należą do Kościoła rzymskokatolickiego, nie mają praw?" - pyta zakonnik. Jego zdaniem taka argumentacja prokuratury jest jawną dyskryminacją mniejszości narodowych i religijnych.
Wiosną 2014 roku, gdy Polacy próbowali osobiście zainteresować problemem mera Lwowa Andrija Sadowego, ochroniarze i urzędnicy nie wpuścili delegacji nawet do sekretariatu mera miasta.
Jan Wyganowski
Na fot. Wnętrze kościoła we Lwowie, o którego zwrot bezskuteczni starają się Polacy