Wszystkie służby ratunkowe poderwał na nogi telefon od jednej z kobiet odpoczywających w niedzielę nad Jeziorem Wigry. Kobieta sądziła, że jej mąż utonął, tymczasem mężczyźnie nic się nie stało.
W niedzielę, około 18.00, ratownik suwalskiego Wodnego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego pełniący dyżur w Bazie Alarmowej w Starym Folwarku dostał zgłoszenie z Centrum Powiadamiania Ratunkowego w Suwałkach o prawdopodobnym utonięciu mężczyzny naprzeciwko plaży „U Jawora”. Mężczyzna oddalił się od kąpieliska i żona straciła go z oczu, więc postanowiła wezwać służby ratownicze.
- Ratownicy wodni natychmiast podjęli akcję ratowniczą i popłynęli na miejsce zdarzenia. Przybyły również inne służby: strażacy z PSP Suwałki oraz Państwowe Pogotowie Ratunkowe. Podjęto akcję poszukiwawczą. Ratownicy i strażacy sprawdzali dno oraz brzeg jeziora – informuje Mirosław Zajko, wiceprezes suwalskiego WOPR-u.
Tymczasem, po około 30 minutach poszukiwań okazało się, że mieszkaniec Suwałk podczas pływania po jeziorze po prostu poczuł się zmęczony, dopłynął do najbliższego brzegu i wrócił na plażę. Na szczęście nic się mu nie stało, ale zafundował żonie sporą dawkę nerwów.
Ratownicy upominają, aby służby ratunkowe wzywać jedynie w sytuacji bezpośredniego zagrożenia życia i zdrowia. Zgodnie z Artykułem 66 Kodeksu Wykroczeń: "Kto, chcąc wywołać niepotrzebną czynność, fałszywą informacją lub w inny sposób wprowadza w błąd instytucję użyteczności publicznej albo organ bezpieczeństwa, porządku publicznego lub zdrowia, podlega karze aresztu, ograniczenia wolności albo grzywny do 1500 zł”.
Kobieta zawiadomiła służby w dobrej wierze, ale gdy np. wezwanie okazuje się głupim żartem, lekarze wzywają policję i dowcipniś otrzymuje mandat.
Suwalski WOPR apeluje o rozwagę. W przypadku, gdy spędzamy czas nad wodą z rodziną czy znajomymi, szczegółowo informujmy ich o swoich zamiarach.