24.12.2013

Czy czeka nas wigilia bez śledzia?

(…)„ Było to wesele tak wspaniałe, że jego przepychu i mnogości godowników ani wypowiedzieć nie podobna. Mówiono, że kosztowało przeszło sto tysięcy talarów, co łatwo być może, jak okazuje spis potrzeb kuchennych, który tu podaję: pstrągów wielkich 5960, łososi w pasztetach 117, łososi zielonych 50, bardzo wielkich szczupaków 470, karpi 15800, rozmaitych drobniejszych ryb cebrów 478, węgorzy wielkich 317, sumów 37, osrzyg (ostryg) beczek 5, wina reńskiego wiader 1787, węgierskiego 2000, austriackiego 700, czeskiego 448, morawskiego 1100, rozmaitych win słodkich 370 wiader…”

Tak oto zanotował marszałek jednego z polskich dworów książęcych w XVI wieku. W weselnym menu rzuca się w oczy ogromna ilość skonsumowanych przez biesiadników ryb. A że ryba lubi pływać, stąd i całe beczki i wiadra wina przedniego. Rybą delektowali się przez wieki nie tylko dworzanie. Jest ona wszak ściśle związana m.in. z chrześcijaństwem, kultem religijnym. W czasach, gdy liczba dni postnych dochodziła w roku do, bagatela, 150!, ryba dawała ludowi siłę do przetrwania. Z religijnymi zakazami nie było zaś żartów. Za, np. króla Bolesława Chrobrego, delikwent przyłapany na konsumowaniu w czasie postu mięsa, mógł stracić nawet zęby.

Jemy mało ryby

Konsumować rybkę zalecają nie tylko ichtiolodzy, ale i lekarze. Ci ostatni podkreślają, że zawarte w nich kwasy omega-3 zbawiennie wpływają na profilaktykę wielu chorób. Chronią serce i układ krążenia, obniżają poziom cholesterolu i trójglicerydów. Działają nawet przeciwnowotworowo.
Niestety, dziś nikt nikomu zębów nie wybija, nie każdy też chodzi do spowiedzi, więc może dlatego statystyczny Polak zjada zaledwie 13 kg ryby rocznie, w tym tylko 0,5 kg rybki słodkowodnej, choć w Polsce jest aż 270 tysięcy ha jezior, z czego połowa znajduje się na Suwalszczyźnie, Mazurach oraz Warmii., Dla porównania: na Malediwach tubylcy zjadają aż 165 kg rocznie, w Islandii 92 kg, Hiszpanii 42,7 kg. W Europie mniej ryb od nas zjadają jedynie Rumuni, Węgrzy i Turcy.

Spożycie ryb, przetworów rybnych i owoców morza.

Średnie roczne spożycie ryb w Unii Europejskiej wynosi ok. 21,4 kg na osobę. Waha się od 3,9 kg na osobę w Rumunii, 5 kg w Bułgarii, 6 kg na Słowacji, 10 kg w Czechach, do 56,9 kg w Portugalii, 46 kg w Norwegii, 39 kg w Hiszpanii, 37 kg na Łotwie. W Europie Środkowej i Wschodniej spożycie ryb jest najniższe i wynosi średnio ok. 15 kg rocznie na głowę.
Jak tu jednak rozkoszować się rybką, gdy w sklepie jest droższa od schabowego. Kogo stać na wydanie 120 złotych za kilo węgorza? Nawet zwykły mintaj kosztuje kilkanaście złotych.

Ryby wyginą?

A będzie jeszcze gorzej, bo jest coraz mnie ryb. 20 grudnia obchodziliśmy Dzień Ryby. Z tej okazji naukowcy przypomnieli, że liczba zagrożonych gatunków ryb wciąż się wydłuża. W ostatnim stuleciu dochodzi do masowego wymierania gatunków. Jest ono prawdopodobnie najszybsze w historii życia na Ziemi, a jego dynamika ciągle wzrasta. Czerwona lista zagrożonych gatunków kręgowców obejmuje obecnie 1093 gatunki ssaków, 1206 ptaków, 341 gadów, 1811 płazów i 1173 ryb.
Większość zidentyfikowanych przyczyn wymierania wskazuje niestety na aktywność ludzką. Przyczynia się do tego zarówno bezpośrednie zabijanie zwierząt jak i destrukcja ich siedlisk.

Wytrzebione morza

Dr Bogusław Rogalski, politolog, doradca EKR ds. międzynarodowych w Parlamencie Europejskim, którego cytuje portal L24.lt., ostrzega, że nasze prawnuki mogą nie poznać smaku większości gatunków ryb, jeśli w najbliższym czasie nie zastosuje się racjonalnych, a nie politycznych regulacji połowowych. Jak podaje w ostatnim raporcie Trybunał Obrachunkowy Unii Europejskiej, przełowienie dotyczy aż 90 % gatunków w morzach Wspólnoty. Trybunał Obrachunkowy nie pozostawia złudzeń.
Połowy są tak duże, że niszczą siedliska ryb i miejsca ich rozrodu. Drastycznym przykładem jest los tuńczyka błękitnopłetwego migrującego z Atlantyku na tarliska w Morzu Śródziemnym. W ciągu ostatnich dwóch dekad jego populacja zmniejszyła się o 80 %. Także w Bałtyku sytuacja wygląda nieciekawie. Około 50 lat temu niekontrolowane rybołówstwo doprowadziło do wytrzebienia żyjących tam jesiotrów, 20 lat temu zniknęły rodzime bałtyckie łososie, pozostały tylko populacje „importowane" tego gatunku. Zagrożony wyginięciem jest także węgorz europejski. Na czarnej liście znajduje się dorsz, którego Unia objęła specjalnym programem ochrony. Nie ma bogatych niegdyś zasobów certy, siei, mało jest okoni. Fakty są takie, że przełowienie dotyczy 5 z 7 najczęściej poławianych gatunków bałtyckich ryb.

Pływające fabryki

Problem ma nie tylko Unia Europejska, ale cały świat. Największe spustoszenie w oceanach sieją potężne trawlery rybackie, głównie japońskie. Te „zbierają" w sieci wszystko, co wpadnie, również gatunki zagrożone. To istne pływające fabryki. Na takich statkach ryby są od razu przetwarzane i mrożone w ogromnych ładowniach o pojemności 6 tys. ton. I nic dziwnego, skoro największe sieci, jakie za sobą ciągną, mogłyby pomieścić ponad 20 odrzutowców. To wielkie trawlery przyczyniły się do tego, że większość z dziesięciu głównych jadalnych gatunków ryb jest odławiana na maksymalnym poziomie. Należą do nich popularny śledź czy mintaj. A zagrożone wyginięciem są halibut, krewetka tropikalna, morszczuk, tuńczyk, flądra i rekin. ONZ ostrzega, że jeśli utrzyma się obecny stan eksploatacji łowisk, to za niecałe 50 lat nie będzie czego łowić. A to może się już stać problemem globalnym, gdyż na całym świecie z rybołówstwa, przetwórstwa i handlu rybami utrzymuje się dziś blisko 12 % ludzkości. Ta liczba zobowiązuje do działania.

Co zatem powinniśmy robić, aby nie stracić miejsc pracy i w przyszłości wciąż mieć na wigilijnym stole rybę, którą lubimy?- pyta dr Rogalski i odpowiada:
- Przede wszystkim należy wprowadzać przemyślane regulacje prawne połowu ryb. Niedawno europosłowie zatwierdzili reformę Wspólnej Polityki Rybołówstwa do 2020 roku. Ma ona polepszyć zarządzanie tym sektorem na obszarze Unii. Nie do końca jest to jednak dobre rozwiązanie. Skupianie się wyłącznie na morzach unijnych sprawi, że restrykcje dotkną jeszcze bardziej rybaków europejskich. A główni winowajcy rybiego spustoszenia, czyli „pływające fabryki konserw rybnych", będą nadal łowić swoje. A nie o to przecież chodzi. Trzeba jak najszybciej zasiąść do stołu rokowań, ale na szczeblu międzynarodowym, a nie regionalnym.
To nie małe kutry na Bałtyku są zagrożeniem dla ryb, lecz olbrzymie trawlery. To ich aktywność należy ograniczać. Zamiast likwidować rodzinne firmy rybackie, trzeba je wzmacniać, póki nie jest za późno. Ryby trzeba chronić, jeśli chcemy je nadal jeść, ale z głową i dobrym planem wspierania drobnych rybaków, nawet, jeśli oznaczać to będzie konflikt z wielkimi firmami. Warto to uczynić w imię każdych kolejnych świąt. I przysłowiowego śledzika, rzecz jasna -apeluje dr Bogusław Rogalski,

Bezrybne jeziora

Na Suwalszczyźnie, czy w rejonie w Wielkich Jezior Mazurskich łatwiej i często taniej jest kupić np. pangę z Azji, czy płetwę z rekina niż sielawę z suwalsko - augustowskich jezior czy też płotkę z Niegocina. W jeziorach w okolicach Mikołajek Ne ma już w zasadzie sielawy. Został tylko jej pomnik na rynku miasteczka.
Warmia i Mazury stały kiedyś rybami. Tu odławiano jedną trzecią wszystkich ryb jeziorowych w Polsce. W najlepszych dla gospodarstw rybackich czasach w kraju odławiano około siedmiu tysięcy ton ryb: leszczy, siei, sielawy czy szczupaków. Obecnie odławia tylko jedną trzecią tej ilości, co przed laty.
Winni są kłusownicy, kormorany, truciciele przyrody, bo przez lata zatruwano je ściekami nawozami.

Tak więc, może i przyjdzie czas, gdy na stole wigilijnym zabraknie ryby. Oby, nie!

Jan Wyganowski
Na fot: 0 taką rybę, jak na foto, jest coraz trudniej

udostępnij na fabebook
Skomentuj:
nick*
komentarz*
 
 
Sponsor pogody
Pogoda
Newsletter

Jeżeli chcesz otrzymywać od nas informacje o nowych wiadomościach w serwisie podaj nam swój e-mail.

Kursy walut
12.22.2024 Kupno Sprzedaż
EUR 0.00% 4.4889 4.5795
USD 0.00% 4.1175 4.2007
GBP 0.00% 5.1508 5.2548
CHF 0.00% 4.5999 4.6929
Dodaj nowe ogoszenie