Od dwóch tygodni na ekranach kin w całym kraju można oglądać długo oczekiwany film w reżyserii Jana Komasy „Miasto 44”. To obraz o Powstaniu Warszawskim. Główną dziecięcą rolę w „Mieście 44” zagrał mieszkający w Suwałkach Filip Szczepkowski.
Chłopiec jest już znany zarówno suwalskiej, jak i szerszej publiczności. Wystąpił w „Hotelu 52”, gra w „Przyjaciółkach”, a na deskach Suwalskiego Ośrodka Kultury wciela się w niejednokrotnie bardzo trudne role teatralne. O tym, jak wyglądała jego praca na planie „Miasta 44” rozmawiamy z Filipem i jego mamą.
- Filipie, kiedy rozpocząłeś pracę na planie „Miasta 44”?
FILIP - Współpracę na planie "MIASTA 44" rozpocząłem w tamtym roku. Przed próbami z kaskaderami i zdjęciami na planie najpierw poznałem reżysera, Jana Komasę, oraz moją filmową rodzinę, czyli Monikę Kwiatkowską w roli mojej mamy Hanny Zawadzkiej i Józefa Pawłowskiego - w roli mojego brata Stefana Zawadzkiego. Po raz pierwszy spotkałem też wtedy aktorów z oddziału powstańczego, którzy walczą w filmie w czasie Powstania Warszawskiego. To naprawdę bardzo mili ludzie, świetni aktorzy i bardzo ciepli.
MAMA - Zaproszenie Filipa w ubiegłym roku do roli Jasia Zawadzkiego w filmie "Miasto 44" było dużą niespodzianką i wyróżnieniem. Nie spodziewaliśmy się tego. Cała ta niezwykła, wielka przygoda filmowa na planie półtora roku temu trwała łącznie około 2 tygodni.
- Jak wyglądała praca na planie? Ile godzin dziennie trwało kręcenie zdjęć? Czy dużo osób uczestniczyło w nich naraz?
FILIP - Czas zdjęć był bardzo dobrze przygotowany, dlatego udało się film zrobić. Aktorzy i ekipa mogli odpocząć i zjeść śniadanie i obiad. Różna ilość aktorów i ogólnie ekipy filmowej, różnych ludzi, nie tylko aktorów, uczestniczyło w nagrywaniu scen filmowych. W scenach mojej rodziny filmowej grałem ja oraz moja filmowa mama i filmowy starszy brat, z którym miałem dialogi tylko w czasie scen w filmowym domu i na dziedzińcu przy kamiennicy, w której filmowi Zawadzcy mieszkali. Te sceny nagrywaliśmy w Warszawie przez kilka dni w specjalnie przygotowanym przez specjalistów budynku. Grałem też sceny bezdialogowe w oknie, kiedy widzę mojego brata, jak tańczy dla mnie i filmowej mamy. Później w innym czasie, bo z innego ustawienia kamery, Józef Pawłowski nagrywał sceny tańca Charlie Chaplina – właśnie tego tańca, który moja postać, czyli Jaś, widzi z okna. Z Moniką Kwiatkowską grałem również w Łodzi i były to sceny egzekucji cywilów.
MAMA - Film "Miasto 44" to wspaniały efekt bardzo ciężkiej, wielogodzinnej pracy wielu ludzi zorganizowanych w różnych pionach. Przed wejściem na plan i rozmową z reżyserem Filip spędzał czas na przygotowaniach m.in. w charakteryzacji i w garderobie. Grał w scenach w budynku i w plenerze, w scenach indywidualnych i grupowych, w Warszawie i Łodzi.
- Z kim zagrałeś najwięcej scen?
- FILIP Najwięcej scen grałem z Moniką Kwiatkowską i Józefem Pawłowskim. Z innymi aktorami mniej, na przykład na dziedzińcu filmowego domu miałem scenę z filmowym bratem Stefanem i z Anną Próchniak, Sławomirem Sulejem, też z Katarzyną Sawczuk, która pięknie śpiewała "Chryzantemy złociste" i kompozytorem Stanisławem Wielankiem, który grał na akordeonie tę melodię dla Kasi. Nie wszystkie sceny, w których zagrałem, znalazły się w filmie, ale chyba je jeszcze będzie można zobaczyć w przyszłości, bardzo bym chciał.
- MAMA - Filip miał okazję poznać doświadczonych ludzi wielkiego ekranu, nauczyć się nowych rzeczy. To przygoda życia. Był bardzo bezpieczny. Dbał o to cały sztab ludzi, od kaskaderów i produkcji począwszy. Sceny upadków były nagrywane z użyciem materacy, których po montażu nie widzimy w filmie. Poza rodziną filmową poznał m.in. cały filmowy oddział powstańczy, spędzając z aktorami czas m.in. w czasie prób kaskaderskich, szkoleń. W trakcie przygotowań, wszystkich scen batalistycznych i pirotechnicznych byli obecni kaskaderzy, zaplecze medyczne.
- Filipie, jakie emocje towarzyszyły Ci podczas kręcenia filmu? Byłeś bardzo zdenerwowany?
- FILIP - Plan przeżywałem i przeżywam jako przygodę i trochę zabawę z aktorami. Nie czułem stresu. W byciu na planie miłe jest być na planie i poznawanie filmu od kulis. Nawet w momencie, kiedy zmieniano ustawienia kamer, czy w takich innych sytuacjach technicznych potrzebnych w czasie kręcenia scen, na przykład w czasie których trzeba poczekać na włączenie kamery i hasło "Akcja", byłem cały czas z aktorami, reżyserem, ekipą. Podobało mi się. Fajne były też próby kaskaderskie. Na przykład skakałem z wysokości na ogromny materac, wspinałem się, biegałem z pistoletem kiwając przeszkody, a dorośli mieli wtedy karabiny, które dla mnie były za ciężkie i za duże. Każdy kaskader musiał przygotować nas, żeby się bezpiecznie zachowywać w czasie scen. Uczyliśmy się bezpiecznie upadać. Wszystko mi się strasznie podobało. Dobrze zapamiętałem, że wojna jest bardzo straszna.
- Czy polecenia wydawane przez reżysera sprawiały Ci jakiś kłopot? Czy też wszystko rozumiałeś od razu?
FILIP - Nie miałem kłopotu ze zrozumieniem scen. Reżyser Janek Komasa jest super! Wszystko przed każdą sceną z każdym omawiał, ze mną też. Rozmawialiśmy, śmialiśmy się. Janek każdego traktuje poważnie i bardzo miło i grzecznie. Każdego, jak prawdziwego aktora. Rozmawialiśmy na przykład, jak chciałby nakręcić sceny, pokazywał o co mu chodzi, ale też pytał : "Jak ty byś to zagrał?" i słuchał, i chwalił. Bardzo się starał i jest bardzo mądry.
MAMA - Filip grał sceny wymagające dużej koncentracji uwagi i samodyscypliny, trudne emocjonalnie. Jestem dumna z obrazu, który wykreował we współpracy z Jankiem Komasą, operatorem i całą ekipą filmową , z obrazu, który można obejrzeć w kinie.
- Może jakieś anegdotki, ciekawe historie z planu?
FILIP - Pamiętam, że żartowaliśmy na planie i było wesoło. Atmosfera na planie "Miasta 44" była naprawdę miła. Tęskniłem do nich, ale mam cały czas kontakt na przykład z moją rodziną filmową, innymi aktorami czy produkcją.
MAMA - Trzeba powiedzieć, że plan filmowy "Miasta 44" to była przede wszystkim współpraca przez wielkie "W". Janek Komasa jest wybitnym człowiekiem i osobowością. Wprowadził na plan niesamowity spokój przepełniony pozytywnymi emocjami, radością wspólnej przygody. Troszczył się o detale, o ludzi, wsłuchiwał się w każdego. Nie jesteśmy pierwszymi, którzy to podkreślają. To naprawdę był czas niezwykły.
- Czy bardzo czekałeś na premierę? Masz świadomość, że zobaczy Cię na wielkim ekranie kilka milionów ludzi?
FILIP - Tak, bardzo czekałem na premierę. Nie mogłem się doczekać. To jest film bardzo dobry. Wiem, że do kina na ten film pójdzie dużo ludzi, nie wiem ile. Byłem już wśród dużej ilości osób oglądających „Miasto 44” w wakacje na pokazie specjalnym na Stadionie Narodowym w Warszawie, wśród chyba 13 tysięcy widzów. Film oglądałem w sektorze z aktorami, z zainteresowaniem, z dreszczem emocji i krytycznie co do siebie. Mam wspaniałe wspomnienia. Było super! Osoby, które mnie poznały podchodziły pogratulować, coś miłego powiedzieć, porozmawiać. Nie miałem jeszcze w życiu takiej przygody, żeby oglądać film na tak ogromnym ekranie. Ludzie są dla mnie mili.
- Jak jesteś teraz odbierany w szkole? Czy koledzy traktują Cię jak gwiazdę?
FILIP - W szkole jestem traktowany jak normalny uczeń. Mam bardzo mądrą, miłą, ciepłą i sprawiedliwą wychowawczynię, która bardzo dobrze uczy mnie mądrych rzeczy w szkole. Nauczyciele traktują mnie normalnie. W klasie mam super kolegów i koleżanki. Wymyślamy zabawy na przerwie, różne i śmieszne. Jesteśmy fajną klasą. Na gitarze uczy mnie najlepszy gitarzysta pan Dariusz Michałowski. Przez cały czas dba o mnie, pokazuje różne techniki, jest uśmiechnięty, wymyśla ciekawe zajęcia, jest bardzo dobry, daje mi śliczne utwory. Dba też o mnie i o szkołę muzyczną dyrektor pan Bernard Michniewicz – gratuluje mi po występie, jest bardzo miły, pyta gdzie będzie mógł mnie zobaczyć i posłuchać. Dużo ze mną rozmawia, uśmiecha się i interesuje się, czy jest dobrze. Nikt mnie nie nazywa gwiazdą i tak mnie nie traktuje. Nie jestem gwiazdą.
MAMA - Filip jest obowiązkowym, wesołym i sumiennym chłopcem. Bardzo dobrym uczniem. Taką opinię przekazuje mi w czasie rozmów wychowawczyni, która ma największą wiedzę na temat zachowania i funkcjonowania mojego syna w szkole. Filip wie, że szkoła jest najważniejsza. Jest ciekawy świata i nie dyskutuje z obowiązkami. Do wszystkiego podchodzi z zapałem i zaangażowaniem. To również było ważne do podjęcia decyzji o udziale w superprodukcji.
Kiedy otrzymał propozycję roli Jasia, zastanawiałam się i martwiłam, jak fakt zagrania ważnej roli w znaczącym filmie, w towarzystwie znakomitych aktorów i pod kierunkiem niezwykle zdolnego, charyzmatycznego reżysera wpłynie na postrzeganie Filipa przez otoczenie. Prawdę mówiąc, nie martwiłam się o Filipa, który ze sceną ma już kontakt od pewnego czasu. Wiem, że daje mu to radość, a ja dumna jestem z tego, że to go nie "psuje", ale bałam się o reakcje otoczenia.
Filip jest dzieckiem, dzieckiem ze wszelkimi przynależnymi dla jego wieku potrzebami. Dzieckiem, które trzeba wychowywać. Jest „z tej samej gliny" co inne dzieci. Traktować trzeba go jak dziecko, jak inne dzieci w jego wieku, normalnie, nic więcej, mimo , że ma kontakt ze sceną i planami filmowymi, że jest doceniany, zauważany.
Przed wyjazdem na plan filmowy "Miasta 44" , i po powrocie z niego, zgłosiłam wychowawczyni Filipa swoje obawy, pytałam, jak Filip jest odbierany przez klasę. Jestem Jej ogromnie wdzięczna za tamtą i każdą późniejszą rozmowę, za odpowiedzialność i mądrość, z jaką traktuje mojego syna i za sposób, w jaki podchodzi do faktu, że Filip występuje na scenie czy przed kamerą. Widzę i słyszę, co podkreśla także i m.in. wychowawczyni Filipa, że mój syn ma niezmiennie bardzo dobre relacje z rówieśnikami, jest koleżeński, odpowiedzialny, pełen pasji we wszystkim co robi. Zaraża swoim entuzjazmem. Nie obnosi się z tym, co osiągnął i to jest w nim cenne. Filip mógł pojechać na plan i robi dodatkowe rzeczy dlatego, że nie ma problemu z nauką. Szanuje swoich nauczycieli. Bardzo dobrze wypowiada się o klasie, uwielbia swoją wychowawczynię, lubi chodzić do szkoły muzycznej. Osiągane wyniki w nauce, w obszarze muzycznym i teatralno-filmowym nie przewracają mu w głowie. Podkreślmy to - nie jest żadną gwiazdą. Rzetelnie wypełnia obowiązki, rozwija się. Miał też wielkie szczęście spotkać na swojej drodze mądrych i rozsądnych ludzi w osobach Mirki Krymskiej i Dariusza Michałowskiego, którzy traktują go w sposób pozwalający na osiąganie nowych umiejętności i wiadomości. Kibicują Filipowi na każdym jego kroku, spokojnie, wspierająco, z umiarem i mądrze. Ufam w ich dobór repertuaru i pomysły.
Filip doskonale rozumie się z instruktorką Suwalskiego Ośrodka Kultury Mirosławą Krymską. Jest to bardzo ważna osoba w jego życiu. Mają jakiś rodzaj porozumienia, który z pewnością pozytywnie buduje moje dziecko. Zawsze możemy liczyć na nauczyciela gry na gitarze, pana
Dariusza Michałowskiego. To współpraca motywująca i budująca pozytywnie. Jest nauczycielem szczególnym, który poza dbałością o warsztat i umiejętności ucznia, zajęcia prowadzi z zarażającą energią, pasją i szacunkiem do dziecka i rodzica. Uczy we wspaniałej atmosferze. Filip z radością idzie na lekcje instrumentu. Czuję też życzliwość i wsparcie Pana Dyrektora Szkoły Muzycznej wobec Filipa oraz rodziców jego koleżanek i kolegów z klasy.
- Czyli Filip bez problemów łączy występowanie w filmach, czy też w serialu „Przyjaciółki” ze szkołą i nauką gry na gitarze?
FILIP - Obowiązki są najważniejsze. Film traktuję jako przygodę, nie zapominam o moich obowiązkach. Lubię moją klasę, uczę się szybko. Lubię moją gitarę. Lubię, jak ktoś słucha, jak gram.
MAMA – Tak, „Miasto 44” dało początek nowym i ciekawym przygodom, m.in. serialowym. Sceny serialu z udziałem Filipa, emitowanego obecnie, zostały nakręcone w wakacje. Film – w ubiegłym roku. Szkoła jest obowiązkiem nadrzędnym. Przy dobrej współpracy i dialogu, zachowaniu rozsądku oraz życzliwym wsparciu (chociażby osób wyżej wymienianych) udaje się wszystko połączyć. Staramy się, aby to się udawało i nie zaburzało właściwych proporcji czasu na sprawy ważne i dodatkowe. Myślę, że cały czas uczymy się dobrej organizacji, a to też daje szkołę pokory, charakteru, sumienności i uczciwego podchodzenia do obowiązków.
Dziękuję za rozmowę i życzę dalszych sukcesów. Justyna Brozio.
Czytaj też:
[05.11.2013] Suwalczanin gra w filmie, serialu i na gitarze