Sąd Okręgowy w Suwałkach odrzucił protest wyborczy złożony przez komitet byłego wójta Romana Fiedorowicza. W listopadowych wyborach przegrał on z Andrzejem Szymulewskim dwoma głosami.
Takiego obrotu sprawy można się było spodziewać, ponieważ już na początku procesu odpadł główny zarzut dotyczący rzekomego sfałszowania podpisów dwóch osób przez przewodniczącą jednej z komisji wyborczych. Pełnomocnik wójta sugerował, iż kobieta mogła zagłosować za swoich teściów, którzy w czasie wyborów przebywali za granicą.
Prowadząca sprawę sędzia Sądu Okręgowego Małgorzata Szostak-Szydłowska w obecności stron otworzyła kopertę z kartami do głosowania, na których nie stwierdzono podpisów potwierdzających odbiór kart do głosowania przez wskazane dwie osoby.
Sędzia uznała za bezzasadny zarzut dotyczący dostawiania znaków „x” przy nazwisku więcej niż jednego kandydata, tak, aby spowodować, iż głos był nieważny.
- Członkowie komisji zeznawali, iż podczas liczenia głosów mieli do dyspozycji jedynie ołówki. Potwierdzają to również protokoły, w których wszystkie zapisy robione są ołówkiem. Długopisy były odpowiednio zabezpieczone – mówiła sędzia Szostak-Szydłowska.
Poza tym nie wskazano, kto i w jakich okolicznościach mógłby dostawiać krzyżyki.
- Głosy zliczały wspólnie kilkuosobowe komisje. O tym, czy dany głos jest ważny, czy nie, przewodnicząca decydowała wspólnie z innymi członkami komisji. O ważności niejednoznacznego głosu każdy mógł się wypowiedzieć – dodała sędzia.
Głos na wójta, który znalazł się dużo później od pozostałych, to zdaniem sądu nic nadzwyczajnego.
- Karta do głosowania wpadła do broszury z lista kandydatów do sejmiku, ale najważniejsze jest to, że do odnalezienia tego głosu doszło przed podpisaniem końcowych protokołów – wyjaśnia.
Suma kart wykorzystanych do głosowania i nie wykorzystanych zgadzała się. Kart nie przeliczono co prawda tuż przed otwarciem lokali wyborczych, ale zrobiono to wcześniej, w piątek. Nie wylegitymowywano jedynie osób dobrze znanych członkom komisji.
Wymienione uchybienia nie naruszają przepisów Kodeksu Wyborczego, a jedynie wytyczne Państwowej Komisji Wyborczej.
Protest wyborczy oddalono.
- Odetchnąłem, bo trochę wiązało mi to ręce – mówi Andrzej Szymulewski.
- Niby wiedziałem, że większych nieprawidłowości nie było, bo moim zdaniem, były to wyjątkowo profesjonalnie i uczciwie przeprowadzone wybory, z drugiej strony – zdarzają się różne cuda i stuprocentowej pewności nie miałem – mówi.
- Teraz mogę rozpocząć pracę pełną parą, z nową energią. Przestanę myśleć o procesie, tylko skupię się na realizacji swoich wyborczych obietnic. Gdyby nie ten protest, kto wie, może dogadalibyśmy się z poprzednim wójtem, bo przyjaźniliśmy się wiele lat – kwituje.
Postanowienie sądu jest nieprawomocne. Strony mogą je zaskarżyć.
(just)