Pod koniec grudnia z powodu zatrucia nieznaną substancją zmarł osiemnastoletni Bartek. Matka chłopaka twierdzi, że syn zażył tylko jedną pigułkę ecstasy. Skonał po niespełna czterech godzinach.
Okazuje się, że przypadków tajemniczych zgonów i zatruć było w Suwałkach o wiele więcej. Pod koniec ubiegłego roku do Sanepidu wpłynęły dwa zawiadomienia o podejrzeniu śmierci spowodowanej zażyciem dopalaczy. Lekarze mówią, że zdarza się, iż jednego dnia pogotowie przywozi nawet dwie osoby zatrute dopalaczami, albo jakimś innym świństwem.
- Są to głównie nastolatki: uczniowie gimnazjów i szkół średnich – mówi dr Ryszard Skarżyński, specjalista chirurgii dziecięcej pracujący na Specjalnym Oddziale Ratunkowym.
- Trwa jakaś fala. Przypadków zatruć dopalaczami jest bardzo dużo. Zaczęło się to właściwie od jesieni – dodaje lekarz.
Policja poszukuje dilerów, a matka chłopca apeluje do innych rodziców o baczne obserwowanie swoich dzieci.
Czarna seria
Początek stycznia. W jednym z mieszkań bloku przy ul. Szpitalnej kobieta znajduje 28-letnią córkę i jej partnera. Wzywa pogotowie. Lekarz stwierdza zgon 42-latka. Nieprzytomna córka trafia do szpitala, w którym po pięciu godzinach umiera. Wszystko wskazuje na to, iż para najprawdopodobniej zażyła narkotyki lub dopalacze. Oboje ponoć nie pracowali i byli głęboko uzależnieni.
Prokurator prowadzący sprawę wstępnie wykluczył jakikolwiek udział osób trzecich. Odbyły się sekcje zwłok obojga. Zabezpieczone próbki krwi i tkanek przesłano do laboratorium .
Parę dni wcześniej na Osiedlu Północ substancją nieznanego pochodzenia zatruł się osiemnastoletni Bartek.
Syn umierał na naszych oczach
- Był piątek. Zjedliśmy obiad u moich rodziców. O 19.00 byliśmy już wszyscy w domu. Syn powiedział, że idzie na dyskotekę. Niespełna dwie godziny później wrócił do domu i od razu poszedł się położyć – opowiada Katarzyna Żukowska, matka Bartka.
- Przewracał się niespokojnie na łóżku. Zapytałam „Bartek, co ci jest? Źle się czujesz?”. Mówił, że bardzo bolą go nogi i głowa. Miał wysoką temperaturę. Zaproponowałam, że podam mu coś przeciwgorączkowego. Odmówił. Powiedział, że chce wyjść na powietrze, więc mój starszy syn wyprowadził go trochę przed blok, ale zaraz wrócili. Dosłownie po 8-10 minutach, bo z Bartkiem było jeszcze gorzej. Dopytywałam go ciągle : „Co ci jest?”. Mówił, że chciał kupić jedną tabletkę ecstasy. Kupił ją i zażył – opowiada matka nastolatka.
- Mąż zadzwonił na pogotowie. Od razu przez telefon tłumaczył, że syn coś wziął, że jest z nim źle. Przyjechali ratownicy. Podłączyli pulsometr, a lekarz tylko usiadł przy stoliku i zaczął wypełniać papiery. Tak jakby spisał mojego syna zupełnie na straty. Złożyliśmy na niego skargę do prokuratury.
Bartek zaczął sinieć i charczeć. Przeniesiono go do karetki. Przed północą mąż zadzwonił, że Bartek nie żyje – opowiada pani Katarzyna.
Chłopak został pochowany dzień przed wigilią.
- Miał swoje wady. Lubił spotykać się z kolegami, pewnie tam czegoś próbowali. Może popalał trawkę. Ale nie był złym dzieckiem. Pracował – roznosił ulotki i wkrótce miał wyjechać z ojcem do pracy w Niemczech. Nie zasłużył na taką śmierć – żali się matka.
SMS-y i sygnały
- Po śmierci Bartka dzwonili do mnie jego koledzy. Mówili, kto mu sprzedał tabletkę, że ta trucizna przyjechała do Suwałk dzień, czy dwa wcześniej. Na pogrzebie wzburzona znajoma podeszła do mnie i mówi: „ Mamo, ten tam, to Bartka morderca. On mu to sprzedał”. Wszyscy go widzieliśmy. Opowiedziałam to na policji. Pokazałam im nawet sms-y w komórce syna. Bartek pisał: „Sprzedaj mi 9 drażetek za 130 złotych”, ten mu odpisywał: „ Sprzedam ci 7 za 130”, „Dawaj małolat na osiedle, stoję pod blokiem”. Te smsy przyszły tego dnia o 17.00. Może nawet Bartek na żadną dyskotekę nie zdążył wyjść, tylko zjadł pigułkę i od razu źle się poczuł – domyśla się pani Katarzyna.
- Przesłuchali tego człowieka. Wszystkiego się wyparł. Wiadomo, że on to z czyjegoś polecenia sprzedaje i się boi – mówi matka.
Suwalska policja potwierdza, że prowadzi śledztwo w tej sprawie.
- Czynności trwają. Sprawdzamy wszystkie informacje – zapewnia aspirant Eliza Sawko, oficer prasowy policji w Suwałkach.
Karanie za sprzedaż dopalaczy jest kwestią bardzo problematyczną. To nie narkotyk, chociaż niewątpliwie szkodzi. Za sprzedaż tych specyfików nie grożą sankcje karne, a jedynie administracyjne. Osoba prowadząca punkt sprzedaży dopalaczy może zostać ukarana grzywną w wysokości od 20 tys. złotych do miliona.
- Możemy też zamknąć taki lokal, ale musimy mieć wszystko udokumentowane – mówi Ryszard Masłowski, Powiatowy Inspektor Sanitarny w Suwałkach.
- Wpływają do nas zawiadomienia, głównie z SOR-ów i szpitali o podejrzeniu zażycia dopalaczy. Jeśli pacjent przyznaje się, pokazuje opakowanie i mówi, gdzie kupił, to rzeczywiście - możemy coś zdziałać, ale większość dopalaczy kupowana jest przez Internet – tłumaczy Masłowski.
Po koniec minionego roku do Powiatowej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Suwałkach wpłynęły dwa zawiadomienia o śmierci z powodu dopalaczy.
- To tylko hipotezy. Skład substancji, którą przed śmiercią zażyły te dwie osoby, będzie znany dopiero po bardzo szczegółowej analizie toksykologicznej – dodaje inspektor.
Wymykają się spod kontroli
- Z dopalaczami jest tak, że ustawodawca publikuje listę substancji szkodliwych, psychoaktywnych, których nie można sprzedawać, a właściciele sklepów od razu modyfikują skład sprzedawanych mieszanek, tak, żeby uniknąć kary. To jak zabawa w policjantów i złodziei – mówi Eliza Sawko.
- Ciężko to wszystko policzyć. Otrzymujemy zgłoszenie, jedziemy na miejsce, a tam okazuje się, że tej mieszanki już nie ma – mówi.
Wiadomo, że Bartek połknął jakąś mieszankę.
- Badania toksykologiczne wykazały w krwi 18-latka amfetaminę, metaamfetaminę oraz dopalacze – mówił po sekcji zwłok chłopaka rzecznik prokuratury Ryszard Tomkiewicz.
- Dopalacze mieszane są często z marihuaną i innymi narkotykami lub stosowane zamiennie, a tak naprawdę do końca nic nie wiadomo o składnikach i ich stężeniu – tłumaczy terapeuta Anna Zdancewicz.
- Reakcji organizmu nie da się przewidzieć. Niejednokrotnie nie wiemy, co podać pacjentowi, bo do obiegu wciąż wchodzą nowe substancje – opowiada doktor Skarżyński.
To, że dopalacze można kupić w Suwałkach jest tajemnicą poliszynela. Sprzedawane są spod lady w sklepach, które oficjalnie handlują czymś innym: perfumami, odżywkami. Wystarczy wiedzieć, jak o nie poprosić, powiedzieć, że chce się kupić „rękę boga” lub podać hasło.
- Uważajcie na swoje dzieci. Tłumaczcie im, że przez przypadek mogą kupić truciznę – apeluje do suwalczan pani Katarzyna.
Justyna Brozio