09.04.2014

Polska „wypięła się” na Polaków na Ukrainie?

W Wilnie bawili ostatnio marszałkowie Sejmu i Senatu, a nawet wiceprzewodniczący Platformy Obywatelskiej. Wszyscy pojechali w tych dnach na Litwę, aby dopilnować spraw mniejszości polskiej. Na Ukrainę nie pojechał nikt.

Nie pojechał, bo polski MSZ twierdzi, że „(..) nie mamy żadnych sygnałów o szczególnym zagrożeniu obywateli Ukrainy pochodzenia polskiego ze względu na ich narodowość, nie mamy sygnałów o wzroście nastrojów antypolskich lub o gorszym niż poprzednio traktowania Polaków zamieszkujących Ukrainę ze strony władz państwowych, regionalnych czy innych obywateli". Nie ma sygnałów, bo żaden polski polityk tam nie pojechał.

Co innego ukraińscy Polacy mówią dla nielicznych dziennikarzy, którzy tam pojadą. lub dla polskich w lwowskich mediach. Tyle tylko, że nikt w Polsce ich słuchać nie chce. Pisać o tym - mimo, że cenzury ponoć dawno nie ma - też brakuje odważnych, bo jak powiada Maria Pyż z Polskiego Radia Lwów, „Mamy to, co mamy: nie popierasz Ukrainy - jesteś rosyjskim agentem”.

Polacy są na Ukrainie znaczącą mniejszością narodową. Jest ich 144 tys. wg spisu narodowego, a nieoficjalnie - ponad 1 mln. Jednak tylko ok. 12 proc. ukraińskich Polaków włada swobodnie językiem polskim. Dzieje się tak, bo jest tylko sześć szkół, w których wykładany jest język polski (język, a nie jak na Litwie, czy w polskim Puńsku, 70 proc, przedmiotów w języku ojczystym). Jak tak dalej pójdzie, rzeczywiście „nie będzie żadnych problemów”, bo nie będzie już Polaków. O takich „zbytkach”, jak dwujęzyczne tablice informacyjne, używanie języka polskiego w urzędach, czy polskie nazwiska w dowodach osobistych, żaden Polak na Ukrainie nawet nie marzy.

Rozpaczliwy list

A jest, niestety, coraz gorzej. Janina Kalinowska, przewodnicząca Stowarzyszenia Upamiętniania Polaków Pomordowanych na Wołyniu, napisała ostatnio rozpaczliwy list do marszałka Sejmu Ewy Kopacz. Ta, zamiast do Lwowa, pojechała do Wilna. W odróżnieniu do polskich polityków, pani Kalinowska sama często jeździ na Ukrainę i wie doskonale, jaka jest sytuacja tamtejszych Polaków. Uważa nawet, że „(…) i ci dobrzy Ukraińcy, kiedy ma tam rządzić banderowiec, powinni jak najszybciej wyjechać”. Bo i dla nich zabraknie miejsca w takim kraju.
Janina Kalinowska napisała emocjonalny list do marszałek Ewy Kopacz. Oceniła w nim, że polskie władze prowadzą "bezkrytyczną politykę poparcia” dla nowych władz Ukrainy. Według Kalinowskiej, znaczną siłę stanowią w nich bowiem ugrupowania "nacjonalistyczne oraz faszyzujące", które nawiązują do "najmroczniejszych ideologii OUN-UPA i Stepana Bandery, wymierzonej w Polskę i Polaków". Rewolucję na Ukrainie nazwała "brunatną", a polskie poparcie dla niej - "lekkomyślnym". - O godzinie pierwszej w nocy zrywam się i patrzę, czy jakiś Ukrainiec nie chodzi do koła domu, czy nie podlewa benzyną i nie będzie nas palił - o powrocie wspomnień w związku z rewolucją na Ukrainie mówi Onetowi Janina Kalinowska, przewodnicząca Stowarzyszenia Upamiętniania Polaków Pomordowanych na Wołyniu,.

Kościół na cegły

Za przykład traktowania spraw polskich może służyć sprzedaż na cegły polskiego XIX-wiecznego kościoła katolickiego w Kamionce Buskiej. "Sprzedam polski budynek z XIX-ego wieku pod rozbiórkę" - taką informację można znaleźć na różnych stronach z ogłoszeniami.

Telefonując do właściciela, długo nie mogliśmy się dowiedzieć, jaka jest wartość obiektu (różni się od tej wskazanej w ogłoszeniu) - piszą dziennikarze serwisu wolynpost. Właściciel wyjaśnił, że kościół jest sprzedawany z powodu polskiej cegły, chociaż ta przemieszana jest niekiedy z sowiecką lub ukraińską. Liczbę cegieł szacuje się na ok. 130 tys., każda cegła kosztuje 6 hrywien, a więc wartość kościoła to ok. 800 tys. hrywien. W kościele znajdował się kiedyś nawet cech producentów kiełbasy. „Wiele kościołów jest jeszcze takich, które można by uratować, ale po prostu zainteresowania ani ze strony państwa polskiego, a ze strony ukraińskiego też nie ma jakiejś większej pomocy – mówi dla portalu Kresy.pl JE abp Mieczysław Mokrzycki.

Obłuda ukraińskich polityków

Jeszcze mocniejsze sądy wydaje w rozmowie z „Naszym dziennikiem” ks. dr Michał Bajcar, sędzia Sądu Arcybiskupiego we Lwowie, proboszcz parafii rzymskokatolickiej pw. Podwyższenia Krzyża Świętego w Gródku Jagiellońskim na Ukrainie. Mówi on m.in.: ”Przejawem takiej niechętnej postawy są wciąż niezwrócone, a niszczejące szczególnie na terenie archidiecezji lwowskiej świątynie i inne obiekty sakralne. W tych sprawach wzruszeń nie ma. Można zatem powiedzieć, że pomoc z Polski nie jest doceniana, tak jak być powinna. Ukraińcy jak gdyby przyzwyczaili się do tego wsparcia, które przecież płynie z Polski od lat, i uważają, że tak ma być, że Polska ma im pomagać, ale nie obliguje ich to do wdzięczności wyrażającej się chociażby w postaci zwrotu zagrabionego mienia. (…)  Przyznam, że za poparcie ze strony Polski, Kościoła w Polsce, za modlitwy w intencji Ukrainy, za gesty Caritas Polska spodziewaliśmy się rewanżu, choćby gestu, który pokazywałby dobrą wolę Ukraińców, ale takich symptomów nie widać. Nie ma zatem żadnych działań w kierunku zwrócenia chociażby plebanii w Gródku Jagiellońskim, o co zabiegam od początku powstania wolnej Ukrainy, czy kościoła w Komarnie, który niszczeje, a my, katolicy, zimą czy latem musimy się modlić w cmentarnej kaplicy. Nie ma też żadnych gestów dotyczących zwrotu kościoła pw. Marii Magdaleny we Lwowie. Podobnie jest z budynkiem plebanii przy kościele pw. św. Antoniego również we Lwowie, gdzie Sąd Apelacyjny w Kijowie orzekł zwrot, tymczasem mer Lwowa Andrij Sadowyj, który mieni się przyjacielem Polski i Polaków, nie ma nawet zamiaru zwrócić tego mienia. Mer Lwowa współpracuje z prezydentem Wrocławia, gdzie na leczenie kierowani są ranni, i ten sam mer zaskarża decyzję kijowskiego sądu w sprawie zwrotu wspomnianej plebanii. Czy jest to jednak normalne? Ten przykład pokazuje obłudę mera Lwowa i wielu jemu podobnych ludzi, którzy jak tylko się da, usiłują wykorzystać Polskę i Polaków, nie dając nic w zamian. Mało tego, swoimi działaniami na Ukrainie przeciwko Polakom pokazują brak dobrej woli. To bardzo nas smuci, a niekiedy napawa zgrozą. Obawiamy się, że po zakończeniu konfliktu z Rosją coraz silniejsza opcja banderowska na zachodniej Ukrainie zacznie być agresywna wobec Polaków.”

Polski to nie interesuje

 - Polskich placówek dyplomatycznych na Ukrainie jest dużo, ale żeby ktoś na serio zainteresował się, jak faktycznie my, Polacy, żyjemy i czy państwo ukraińskie stwarza nam warunki, już nie mówię o takich, jakie ma mniejszość ukraińska w Polsce, ale zwykłe minimum, niestety takiego zainteresowania nie ma. Nie stawiamy wygórowanych wymagań, bo mamy świadomość, że Ukraińców na wiele rzeczy po prostu nie stać, ale np. zwrot kościoła czy plebanii, które stoją odłogiem i z roku na rok popadają w coraz to większą ruinę, nie jest chyba zbyt wygórowanym żądaniem. Przecież, jeżeli będziemy prowadzić w tych świątyniach działalność duszpasterską, to skorzystają na tym również Ukraińcy. Widać jednak, że nawet na taki gest ich nie stać, a to świadczy o braku dobrej woli - dodaje ks. dr. Michał Balcar.

Nie ma miejsca dla mniejszości

Jego zdaniem, Ukraina nie zbudowała państwa, w którym Polacy mieliby mieć swoje miejsce.
Dotyczy to i innych mniejszości narodowych: Węgrów, Słowaków czy nawet Rosjan. Rosjanie mogą jednak sobie pozwolić na więcej, bo mają za sobą Moskwę. Polacy są zdani sam na siebie. „Za ZSRR nie było łatwo, jako Polacy byliśmy tępieni i prześladowani, ale nie zabrano mam narodowości. W dokumentach mieliśmy napisane, kto kim jest, natomiast dzisiejsza Ukraina odebrała ludziom narodowość. W żadnym dokumencie ukraińskim nie jest napisane, jakiej kto jest narodowości. Może nawet umieszczanie tego faktu nie jest najważniejsze, ale istotne jest stworzenie warunków, żeby każdy czuł się jak w swoim domu jednocześnie będąc częścią większej całości. Tego niestety nie ma szczególnie na zachodniej Ukrainie, gdzie polskość i Polacy są tępieni, a często nawet zmuszani, żeby nie przyznawać się do swoich narodowych korzeni - żali się polski ksiądz.

Brak pracy, pieniędzy, perspektyw

A polska dziennikarka z Lwowa dodaje: „Codziennie patrzę na znajomych, którzy nie wiedzą, co począć i gdzie szukać pracy. Pracy nie ma, drobniejsze przedsiębiorstwa się zamykają, całkowity brak turystów we Lwowie, a z turystyki, jak wiadomo, żyło tu wiele osób, i to nie koniec. Graffiti na budynkach, zamalowane witryny banków i sklepów, nieodnowione budynki władzy w mieście. Taką mamy codzienność. W imię czego mamy „zaciskać pasa”? Co w tym wypadku ma zrobić zwykły obywatel? Zacisnąć pasa, dostać mniejszą pensję, zapłacić wyższe świadczenia, kupić (albo nie kupić wcale, bo mu nie wystarczy pieniędzy) droższą żywność, przetrwać do kolejnej wypłaty i poprzeć tę samą władzę, ale z nowymi zwolennikami ideologii banderowskiej na czele. I oczywiście niczym się nie przejmować, bo będzie lepiej. Tylko nie wiadomo, kiedy! I czy będzie?”

Polscy politycy wolą jednak jeździć do Wilna niż do Lwowa, czy np. do Drohobycza, gdzie na głównym placu, na którym stoi katedra rzymskokatolicka, umieszczono niedawno wielki baner ku czci i pamięci UPA, zaś w Łucku podniesiono w marcu banderę UPA na wieży miejscowego ratusza. Nietrudno zgadnąć, co by się działo, gdyby na wileńskim ratuszu zaciągnięto jakiś nacjonalistyczny litewski baner.

Tymczasem 8 kwietnia br,. we Lwowie, Ukraińcy demonstrowali przed tamtejszą prokuraturą, wdarli się nawet do budynku. Sprzeciwiają się mianowaniu przez Kijów nowego prokuratora, którego oskarżają o korupcję i nadużycia władzy. Wcześniej demonstracje przeciwko samowładzy na zachodniej Ukrainy przez nacjonalistyczną partię Svoboda, miały miejsce m.in. w polskojęzycznym Drohobyczu.

Jan Wyganowski
Na fot Demonstracja w Drohobyczu


udostępnij na fabebook
Skomentuj:
nick*
komentarz*
 
 
Sponsor pogody
Pogoda
Newsletter

Jeżeli chcesz otrzymywać od nas informacje o nowych wiadomościach w serwisie podaj nam swój e-mail.

Kursy walut
12.26.2024 Kupno Sprzedaż
EUR 0.00% 4.4889 4.5795
USD 0.00% 4.1175 4.2007
GBP 0.00% 5.1508 5.2548
CHF 0.00% 4.5999 4.6929
Dodaj nowe ogoszenie