O pracy w telewizji, nurkowaniu i świętach z rodziną opowiadała znana dziennikarka Paulina Drażba. W Suwałkach to ona była na „czerwonym dywanie”.
Paulina Drażba pochodzi z Suwałk. Już jako siedemnastolatka odbyła staż w Radiu 5. Wcześniej brała udział w wielu konkursach recytatorskich, pisała opowiadania oraz występowała w monodramach. Ukończyła I Liceum im. Marii Konopnickiej.
- Moim marzeniem było pozostanie aktorką. Chciałam zdawać do szkoły teatralnej w Łodzi. Tak się jednak potoczyło, że zmieniłam zamiar. Podczas konkursu poezji Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego w Płocku spotkałam Roberta Janowskiego. To on zachęcił mnie do tego, abym pomyślała o pracy w telewizji – opowiada Drażba.
- Właściwie wszystko potoczyło się bardzo szybko. Miałam dużo szczęścia. Złożyłam swoje cv w lipcu, w październiku pracowałam już w ITV. Prowadziłam quizy na żywo. To była ogromna szkoła. Trzeba było mówić przez godzinę, „trzymać program”. Zaczęłam studiować public relations. Po roku przeszłam z ITV do Superstacji. Po prostu znalazłam ogłoszenie, że szukają kogoś do pracy.
Relacjonowałam prace sejmu. Rozmawiałam z politykami. Nie było to dla mnie łatwe, bo o ile najważniejsze osoby w Państwie znałam z telewizji, z rozpoznaniem poszczególnych ministrów miałam trochę problemów. Moja pani od historii z liceum wie, że wiedza o społeczeństwie i historia nie były moją mocną stroną – wspomina z uśmiechem dziennikarka.
- Praca w Superstacji to był taki skok na głęboką wodę. Tam także pracowałam przez rok. Jakoś się tak składa, że na początku wszędzie to był właśnie jeden rok. Po Superstacji - rok w Wiadomościach TVP. Wciąż miałam głód nowych doznań. Wciąż czegoś szukałam. Wpadł mi do głowy pomysł zrobienia programu o politykach „z ludzką twarzą”, czyli ukazania ich w bardzo prywatnych, ale zarazem zwyczajnych sytuacjach, jak to np. poseł Kalisz jeździ rowerem, jak ktoś opiekuje się psem… Zadzwoniłam do Alicji Resich-Modlińskiej. Wzięłam jej numer z książki telefonicznej. Spodobał się jej mój pomysł i w taki sposób zaczęłam pracować przy „Śniadaniu z dwójką”, teraz już w „Pytaniu na śniadanie”. Przez bardzo długi okres realizowałam materiały z drugiej strony kamery. Zbierałam informacje, byłam drugim wydawcą. To nie jest tak, że od razu „cię widać”. Minęło sporo czasu, zanim zaczęłam prowadzić program. Ciągnęło mnie do show-biznesu, zwłaszcza do świata mody. W „Pytaniu…” jestem już siedem lat. To wspaniała praca. Daje mi dużo satysfakcji. Pozwala spełniać marzenia. Nigdy nie przypuszczałabym, że będę np. rozmawiać z Marylą Rodowicz, Heleną Vondraczkową. A tymczasem „Na czerwonym dywanie” mam te gwiazdy na wyciągnięcie ręki. Są to bardzo wyjątkowe spotkania. Zawsze przed rozmową bardzo się denerwuję. Zastanawiam, co będzie, jeśli gość nic nie odpowie, bo i tak może się zdarzyć, jeśli źle zareaguje na pytanie. Zdarzają się sytuacje bardzo nieprzewidywalne, np. niedawno, podczas jednego programów, Katarzyna Figura zaczęła płakać – opowiada Drażba.
- Zaskoczył mnie też np. Bronisław Cieślak. Chciałam go przywitać słowami „07 zgłoś się”, ale okazało się, ze pan Bronisław ma już serdecznie dość porucznika Borewicza. Podkreśla, że jest 70-letnim szczęśliwym dziadkiem i to jest teraz jego najważniejsza rola.
- Poznaję celebrytów. Mam takie przemyślenie, że im większa gwiazda, im bardziej wydaje się dziwna, trudna, tym bardziej jest normalna. Mogę to na przykład powiedzieć o Edycie Górniak. Pani Edyta nawet mi się śniła – uśmiecha się Paulina.
- Cóż… Niekiedy przygotowania do programu i realizacja zajmują tyle czasu, że nawet w nocy wydaje się, że jest się w telewizji.
- Największą zaletą mojej pracy są właśnie spotkania z ciekawymi ludźmi i mnogość informacji, a największa moja pasja to moda. Uwielbiam pokazy mody. Na wielu bywam z kamerą. Lubię polskich projektantów: Joannę Klimas, Gosię Baczyńską, duet Paprocki-Brzozowski, Roberta Kupisza, Bohoboco, Izę Łapińską, która także pochodzi z Suwałk. Początkowo nie miałyśmy pojęcia, że jesteśmy z tego samego miasta.
- Przez jakiś czas miałam szczęście pracować z Grażyną Torbicką. Chodziłam z kamerą na premiery filmów. Podczas festiwalu filmowego w Gdyni zaliczyłam spektakularną wpadkę – wspomina z uśmiechem dziennikarka. – Spadłam z takiego wózka na kółkach, oczywiście na wizji, na żywo. Na szczęście, nic mi się nie stało, a upadając – nie wiem, jakim cudem, chyba pod wpływem adrenaliny – udało mi się jeszcze powiedzieć do kamery – że „chcieli Państwo atrakcji, to proszę – są atrakcje”. Z czasem nauczyłam się radzić sobie z takimi sytuacjami, z nieprzychylnymi komentarzami na plotkarskich portalach. Staram się ich nie czytać, ale wiadomo, że coś tam jednak do mnie dociera. Na początku zdarzało mi się płakać. Próbuję się tym nie przejmować. Mam wspaniałą rodzinę, na której zawsze mogę polegać. Dzięki niej ładuję akumulatory. Uwielbiam nurkować z mężem. To nasza wspólna pasja. Najczęściej nurkujemy w Egipcie, ale marzy mi się np. Chorwacja. Gdy schodzisz pod wodę, jest całkowita cisza, spokój. Nie dzwoni telefon… Można skupić się na podziwianiu podwodnego krajobrazu. Nurkuję już 5 lat. Mam dokumenty doświadczonego nurka.
- Mam wiele marzeń, wiele planów. Nie wiem, czy będę jeszcze za dziesięć lat pracować w telewizji. Może będę jedynie oglądać telewizję i siedzieć z dziećmi w domu? Czas pokaże. Na razie cieszę się, że spełniam swoje marzenia. Lubię czytać, piszę. Poza tym, jestem najszczęśliwszą mężatką na świecie.
Warszawa wciąga, ale jestem już na takim etapie życia, że lubię się wyciszyć. Chyba jestem trochę niedzisiejsza. Lubię słuchać Anny Jantar, Ireny Jarockiej…
- Na „Czerwony dywan” chciałabym zaprosić jeszcze wiele gwiazd. Marzy mi się rozmowa z Krystyną Jandą, Janem Nowickim, który jest wspaniałym, ale niełatwym rozmówcą, z Marianem Opanią, Bartoszem Opanią – panowie mają opinię trudnych charakterów, zamkniętych w sobie. Chciałabym to sprawdzić – śmieje się Paulina Drażba. - Teraz wszystko jest możliwe. Może porozmawiam z Bradem Pittem i Angeliną Jolie?