Wszystko wskazuje na to, że tak wyglądała promocja jednego ze sklepów w centrum miasta. Być może po zażyciu darmowych próbek doszło do kilku zatruć, w tym śmiertelnych.
Pod koniec ubiegłego roku w Suwałkach w krótkim odstępie czasu w niewyjaśnionych okolicznościach zmarło kilka osób. Lekarze pogotowia mówili o prawdziwej fali.
Tuż przed świętami Bożego Narodzenia zmarł osiemnastoletni Bartek. Wybierał się na dyskotekę, ale jak twierdzi matka- chyba na nią nawet nie dotarł. Wrócił szybko do domu z objawami zatrucia. Rodzicom powiedział, że wziął jedną tabletkę exstasy. Wezwano pogotowie. Chłopak zmarł po niespełna czterech godzinach. W jego krwi stwierdzono mataamfetaminę, amfetaminę i jakiś niezidentyfikowany środek. Próbki wysłano na specjalistyczne badania.
Kilkanaście dni po śmierci Bartka doszło do dwóch kolejnych tajemniczych zgonów. W jednym z bloków przy ul. Szpitalnej kobieta znalazła nieprzytomną 28-letnią córkę i jej 42-letniego partnera. Mężczyzna był już martwy. Kobieta zmarła tuż po przewiezieniu do szpitala.
Czy był to przypadek? Zbieg okoliczności? Śledczy zaczęli badać wątek dopalaczy. Sprawdzili kilka podejrzanych miejsc, w tym jeden ze sklepów w centrum Suwałk, oficjalnie zajmujący się sprzedażą zapachów i świec.
- W trakcie przeszukania lokalu zabezpieczyli kilka opakowań, m.in. z „rozpałką do pieca” i „dodatkiem do piasku”. Zatrzymali też kupujących, których po przesłuchaniu wypuszczono - mówi Ryszard Tomkiewicz, rzecznik prasowy suwalskiej prokuratury.
Można je było kupić za 20-30 złotych. Wystarczyło podać odpowiednie hasło i ekspedientka wyciągała towar spod lady.
Własciciela sklepu, mieszkającego w Łodzi, nie zadowalały chyba wyniki sprzedaży, bo postanowił przeprowadzić „specjalną” promocję. Dopalacze rozdawano na ulicy. Nie wiadomo, ile osób je wzięło. Czy ci, którzy wzięli – zażyli. Prokuratura apeluje do rodziców, aby przestrzegli dzieci przez zażywaniem substancji nieznanego pochodzenia.
Suwalska Prokuratura Okręgowa nie informuje jeszcze, czy i komu przedstawi w tej sprawie zarzuty.
Wszystko zależy od wyników badań laboratoryjnych. Próbki substancji wysłano do tego samego instytutu w Krakowie, gdzie badana jest krew Bartosza Żukowskiego.
- Jeśli okaże się, że w opakowaniach była substancja narkotyczna, właściciel usłyszy zarzuty w myśl ustawy antynarkotykowej, jeśli zostaną zakwalifikowane jako substancja zagrażająca życiu - zagrożenie karą będzie inne - wyjaśnia prokurator.
(just)
[03.02.2015] Nie żyje już kilka osób. Po Suwałkach krąży trucizna?