Najprawdopodobniej w nocy z soboty na niedzielę z nieustalonych jeszcze przyczyn zatonął Tryton, najbardziej chyba znany w Polsce statek śródlądowy. Na zimę, jak od czterech lat, zacumowany został w zatoczce klasztoru pokamedulskiego w Wigrach.
- Dookoła jest mocno podmokły teren, na który nie sposób wjechać dźwigami – opowiada Błażej Bieńkowski właściciel firmy Armator, do której należy statek. – Duże przedsiębiorstwo dźwigowe oraz straż pożarna rozkładają ręce. Zostałem z problemem sam, wydzwaniam, gdzie się tylko da. Być może jest ktoś, kto się zetknął z podobną sytuacją, kto ma pomysł, jak wydobyć Trytona.
Do apelu o pomoc przyłącza się ks. dr Jacek Nogowski, proboszcz miejscowej parafii i prezes Fundacji Wigry Pro, która przygotowuje bogaty program uroczystości związanych z 20. rocznicą pielgrzymki Jana Pawła II do Diecezji Ełckiej. 8 czerwca 1999 roku Papież – Polak właśnie Trytonem, specjalnie przetransportowanym z Augustowa przez Żeglugę Augustowską, pływał po jeziorze Wigry. Odtąd rejsy Szlakiem Papieskim są jedną z największych atrakcji regionu.
- Statek zatonął częściowo. Nad powierzchnię wody wystaje tylko część sterówki – mówi Błażej Bieńkowski. – Na razie, trudno mówić nie tylko o przyczynach, ale i o kosztach remontu. Teraz jednak robię wszystko, by jak najszybciej Tryton znalazł się na lądzie.
Błażej Bieńkowski przeżywa trudne chwile, ale stara się nie tracić optymizmu. Z ludzką życzliwością zetknął się w 2000 r., kilka miesięcy po tym, jak został właścicielem Trytona. Nocą statek podpalili nieznani sprawcy, spłonęła część rufy i zadaszenia. W remoncie pomogła Żegluga Augustowska oraz kancelaria Prezydenta RP. W 2010 r., po zorganizowanym przez ówczesnego dyrektora WPN przetargu, Tryton musiał zniknąć z Wigier. Wrócił na przyklasztorną przystań dopiero po pięciu latach.
- Zainstalowaliśmy specjalnie wyciszony silnik – wspomina Błażej Bieńkowski. – Co roku, przed majowym rozpoczęciem sezonu, statek przechodzi bieżące remonty. Dbam, żeby był wizytówką regionu i mam nadzieje, że będzie taką również za kilka miesięcy.
Wojciech Drażba