Polska parafia łacińska we Lwowie do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka złożyła skargę z powodu łamania praw przez władze miasta Lwowa. Chodzi o zwrot nieruchomości przy ul. Łyczakowskiej 49 (obecnie 53), gdzie do 1946 r. znajdowały się plebania i klasztor ojców franciszkanów obsługujących tę parafię.
Budynki - zgodnie z decyzją obalonych przez Majdan władz ukraińskich - miały zostać zwrócone parafii już w 2013 roku. Kijowski Gospodarczy Sąd Apelacyjny przyznał wówczas parafii prawo własności do budynku plebanii-klasztoru. Po Majdanie, mianujący się wielkim przyjacielem Polaków mer Lwowa Andrij Sadowyj (obecnie lider współrządzącej Ukrainą partii), nie miał zamiaru zwrócić tego mienia i zaskarżył do kolejnej instancji wyrok sądu. W nowych warunkach politycznych – tak jak przewidywali tamtejsi Polacy – budynki Polakom znów odebrano. Na nic były kolejne skargi do kolejnych instancji. Gdy w 2014 roku złożono wniosek do Najwyższego Sądu Ukrainy o ponowne rozpatrzenie sprawy, ten odmówił, twierdząc, że sąd tej instancji nie podważa wyroków, ale zajmuje się jedynie badaniem różnego orzekania sądu na szczeblu tej samej instancji w podobnych sprawach.
O. Stanisław Kawa, posługujący w miejscowym kościele św. Antoniego, tak skomentował dla Katolickiej Agencji Informacyjnej sprawę: "Taka zagmatwana argumentacja świadczy jedynie o złej woli w sądownictwie. Jeszcze raz podkreślam, że na trzecim etapie, czyli w trzeciej instancji, do sprawy włączyła się prokuratura, co jest też nieprawidłowością procesową, bo gdy sprawę rozpatruje sąd apelacyjny, to na tym poziomie nie może wkracza do sporu trzecia strona. Kolejnym argumentem prokuratury w czasie przesłuchań i posiedzeń sądowych było to, że ukraińskim dzieciom zabiera się szkołę (w budynku obecnie mieści się ukraińska szkoła muzyczna – dop.red). To nie jest tak. Wierni rzymskokatoliccy we Lwowie też są obywatelami Ukrainy. Czy we Lwowie, który chlubi się wielokulturowością, nie ma już miejsca dla ludności polskiego pochodzenia, która zamieszkuje to miasto od setek lat? Czy Ukraińcy, którzy należą do Kościoła rzymskokatolickiego, nie mają praw?" - pyta zakonnik. Jego zdaniem taka argumentacja prokuratury jest jawną dyskryminacją mniejszości narodowych i religijnych.
- Nikt nie chce wyrzucać na ulicę dzieci ze szkoły muzycznej – zaznaczyła w rozmowie z „Kurierem Galicyjskim” Marta Wysoczańska, parafianka. - Niech dzieci zostaną, ale w dokumentach powinna być informacja, że plebania jest nasza. Zwrócono ją decyzją sądu w Kijowie. W parafii jest sporo dzieci, młodzieży. Brakuje miejsca na katechezę, na spotkania grup parafialnych. Można jednak wspólnie użytkować budynek plebanii” – próbowała wyjaśnić parafianka.
Wiosną 2014 roku, gdy Polacy próbowali osobiście zainteresować problemem mera Lwowa Andrija Sadowego, ochroniarze i urzędnicy nie wpuścili delegacji nawet do sekretariatu mera.
„Czy walczyliśmy na Majdanie w Kijowie o to, żeby władze Lwowa nadal poniżały nas, katolików i mniejszość polską?” – pytali wówczas wierni. Katolicy planowali wtedy podjęcie głodówki, ale znając „wrażliwość” mera na ich problemy, doszli do wniosku, że na nic to się zda. Zatem, po przegraniu batalii sądowych, ratunku szukają aż w Europejskim Trybunale Praw Człowieka.
Walka o inne polskie kościoły
Niestety, nie jest to jedyny problem Ukraińskich Polaków. Wciąż trwa batalia o kościół św. Marii Magdaleny we Lwowie, wzniesiony przy reprezentacyjnej ulicy miasta, która dawniej nosiła imię marszałka sejmu galicyjskiego Leona Sapiehy, a obecnie nosi imię Stepana Bandery.
Po II wojnie światowej, jako jeden z trzech lwowskich kościołów, pozostawał on w rękach katolików, będąc ostoją nie tylko wiary chrześcijańskiej, ale i polskości na tych terenach. W 1962, za czasów rządów pierwszego sekretarza partii komunistycznej Nikity Chruszczowa, został zamknięty. Ćwierć wieku później urządzono w nim salę koncertową i organową, która działa do dziś. Po 1991 r. lwowscy Polacy rozpoczęli starania o zwrot kościoła. W ub. roku sąd przywrócił im ich własność. Niestety, nie na długo.
„Zrobisz komuś dobrze, to kara cię nie minie?”
Oto, jak opisywała sytuację na łamach „Kuriera Galicyjskiego Halina Makowska: „Przegraliśmy kolejną rozprawę sądową w Kijowie o zwrot kościoła. Tak Ukraińcy podziękowali Polakom, którzy często narażając dobro własnego kraju, tak bardzo zaangażowali się w pomoc w walce o lepsze jutro Ukrainy. Po ludzku trudno pogodzić się z taką decyzją sądu. Nam obywatelom Ukrainy, mieszkańcom miasta, parafianom kościoła (został zamknięty w 1962 przez komunistów) należy się zagwarantowany przez konstytucję Ukrainy zwrot świątyni. Ale w naszym mieście prawa obywateli, niestety, nie są równe. Trzeba też jasno powiedzieć, że jest to policzek wymierzony nie tylko nam, ale i wielu polskim politykom, którzy starali się nam pomóc. W Kijowie, na Majdanie, za wolność Ukrainy ginęli zwykli ludzie chcąc zmienić rzeczywistość i walcząc o lepsze jutro dla swoich dzieci, a ci u władzy, w tym samym czasie stawiali rusztowanie na kościele Marii Magdaleny. I tak rusztowania stoją już od kilku miesięcy, nie trudno się domyślić dlaczego. Dziwię się, że ktoś w ogóle chce przychodzić do tego kościoła na koncerty. Już któryś rok z rzędu kościół obciągnięty jest sznurkiem z napisem „spadają kamienie”. W przedsionku kościoła – wątpliwej jakości zdjęcia na wygiętych ramkach z patyczków, nieco dalej, w głębi wnęki, zobaczymy przyklejony do ściany plastrem portret kardynała Josypa Slipyja. Kardynał miał na swoim koncie wiele lat lagrów sowieckich za wiarę i przekonania, a teraz powieszony przez dyrektora „sali organowej” pilnuje chyba, żeby katolikom nie oddali kościoła? Zwykle jest tak, jak powiada mądrość ludowa: zrobisz komuś dobrze, to kara cię nie minie. Więc nieuchronnie nasuwa się myśl, że w taki sposób odpłacają nam z nawiązką za pomoc w czasach komunistycznych prześladowań kościoła greckokatolickiego. Wówczas i duchowni, i wierni prześladowanej cerkwi znaleźli wsparcie w kościele rzymskokatolickim”.
Modły w garażu
To nie jedyna świątynia, o którą toczą bój katolicy na Ukrainie. Wciąż nie żadnych działań w kierunku zwrócenia chociażby plebanii w Gródku Jagiellońskim, czy kościoła w Komarnie, który niszczeje, a katolicy, zimą czy latem muszą się modlić w cmentarnej kaplicy. Katolicy z Białej Cerkwi na Ukrainie także bezskutecznie walczą o odzyskanie kościoła parafialnego, czemu nie sprzyja również napięta sytuacja polityczna - mówi ks. Jarosław Pałka, proboszcz jedynej katolickiej parafii w tym dwustutysięcznym mieście. Obecnie kościół służy jako sala koncertowa, a wierni mogą się w nim modlić tylko trzy razy w tygodniu. Centrum życia duszpasterskiego jest parafialny… garaż.
Dr. Andrzej Zapałowski, historyk, wykładowca akademicki, ekspert ds. bezpieczeństwa, prezes rzeszowskiego oddziału Polskiego Towarzystwa Geopolitycznego, na łamach „Naszego Dziennika” mówił jeszcze w ub. roku m.in. tak: „Pamiętajmy, że sprawa zwrotów polskiego mienia dotyczy także kościoła w Komarnie i wielu innych obiektów sakralnych. Mamy do czynienia z sytuacją, gdzie na zachodniej Ukrainie żadne świątynie nie są zwracane ich prawowitym właścicielom – społeczności polskiej. Ta decyzja pokazuje także, jak lekceważona jest Polska i Polacy. Ze strony ukraińskiej nie ma choćby próby wyrażenia wdzięczności za wysiłki, jakie podejmuje nasz kraj w celu wzmocnienia Ukrainy. Prym w tym wiedzie zwłaszcza zachodnia Ukraina, gdzie władzę sprawują siły z Banderą w tle. W mojej ocenie decyzja sądu w Kijowie jest konsultowana z merem Lwowa Andrijem Sadowym i stąd taki, a nie inny wyrok. Można odnieść wrażenie, że Ukraińcy przyzwyczaili się do tego, że my, Polacy, którzy sami przejęliśmy na siebie rolę rzecznika interesów Ukrainy, mamy im pomagać. Ta postawa roszczeniowa nie maleje, wprost przeciwnie. Dlatego na próżno szukać gestów ze strony ukraińskiej wobec Polaków tam żyjących. Weźmy chociażby kwestie Domu Polskiego we Lwowie, który Polacy po 20 latach starań otrzymali na peryferiach Lwowa w dzierżawę na 49 lat odmiennie niż mniejszość ukraińska w Polsce, która w Przemyślu dostała Narodnyj Dom na własność. To wszystko pokazuje, że siły nacjonalistyczne na zachodniej Ukrainie nie chcą trwałych stosunków i traktują Polaków z dystansem”..
Domu Polskiego we Lwowie Polacy nadal jednak nie mają. Ponad rok od przekazania Polakom przez ukraińskie samorządowe władze Lwowa obiektu, w którym mieścić się ma Dom Polski, Polacy nie mogą go remontować, bo nieuregulowana jest sprawa własności działki, na której stoi budynek.
Apel środowisk naukowych
Jakoś bez echa w polskich mediach, nie mówiąc już o kręgach politycznych, przeszła rezolucja środowisk naukowych z września 2014 roku dotycząca właśnie tych kwestii. A czytamy w niej m.in.: My, zgromadzeni we Lwowie na międzynarodowej konferencji naukowej, reprezentanci różnych środowisk akademickich i ośrodków badawczych oraz organizacji społecznych z Ukrainy i Polski, wyrażamy zaniepokojenie sytuacją świątyń rzymskokatolickich archidiecezji lwowskiej. W trakcie obrad i objazdu naukowego po terenach archidiecezji lwowskiej obrządku łacińskiego zaobserwowaliśmy poważne problemy dotyczące sytuacji kościołów zarówno pod względem konserwacji i zachowania charakterystycznych cech architektonicznych, jak i w kwestii ich własności. Z ubolewaniem stwierdziliśmy także liczne przykłady dewastacji świątyń i obiektów sakralnych Kościoła rzymskokatolickiego. Świadczy to, niestety, o znikomej wrażliwości społecznej na stan tych świątyń, które są nie tylko miejscem kultu katolickiego i częścią tradycji duchowej, mimo różnicy obrządku, większości mieszkańców tych ziem, ale także niejednokrotnie jedynymi zabytkami historycznymi tego regionu. Przetrwały one nader burzliwe dzieje i teraz w warunkach demokratycznego państwa ukraińskiego kończą lub zmieniają swoją historię z racji na obojętność społeczną, a nawet na złą ludzką wolę.
Smutkiem napawa fakt, że lokalne organy władzy państwowej przetrzymują rzymskokatolickie obiekty sakralne i podejmują działania, by utrudnić ich zwrot prawowitym właścicielom – rzymskim katolikom. Deklarując wierność wartościom demokratycznym i podkreślając dążenie do integracji europejskiej, lwowskie władze pozostają głuche na żądanie swych rzymskokatolickich mieszkańców zwrotu kościoła św. Marii Magdaleny, plebanii kościoła św. Antoniego oraz innych sakralnych budowli zrabowanych przez komunistów i dotąd niezwróconych prawowitym właścicielom – katolikom obrządku łacińskiego.
Pragniemy przypomnieć, że wybór europejski to nie tylko deklaracja, lecz także sposób życia i postępowania zgodny ze standardami wypracowanymi przez europejską wspólnotę. Prawo własności jest jednym z fundamentalnych praw naszej cywilizacji, a krzywdy wyrządzone przez ateistycznego najeźdźcę trzeba jak najprędzej naprawić. Z pewnością przy odrobinie dobrej wol,i po prawie ćwierć wieku wolności na Ukrainie można byłoby uczciwie, wedle europejskich standardów rozstrzygnąć sprawę własności”.
I ten apel nie zrobił na ukraińskich władzach żadnego wrażenia.
W stolicy Ukrainy nie ma miejsca na polska szkołę
Co tu mówić o zwrocie kościołów, budynków parafialnych, gdy w stolicy Ukrainy nie ma miejsca, w którym mogłoby się, uczyć kilkudziesięciu uczniów z polskich rodzin.
Pisaliśmy swego czasu o próbach likwidacji klas z polskim językiem wykładowym dla mniejszości polskiej, które funkcjonują przy szkole nr 4 w ukraińskiej Szepietówce, w obwodzie chmielnickim Ukrainy. Okazuje się, że nawet w stolicy Ukrainy - Kijowie - Polacy mają trudności z nauką języka ojczystego.
Po długotrwałych pertraktacjach z przedstawicielami władz oświatowych, w 2014 roku okazało się, że w żadnej ze szkół Kijowa nie znalazło się miejsce do nauczania polskich dzieci. „Nasze potrzeby (uwzględniając różny wiek dzieci), to zaledwie dwie, trzy sale klasowe i to do dyspozycji w tylko dni sobotnie, kiedy, jak wiadomo, w szkołach nie ma zajęć - mówi Antoni Stefanowicz, prezes Związku Polaków na Ukrainie.
Władze zaproponowały początkowo miejsce w Liceum Polityki Praw i Języków Obcych, funkcjonującym przy szkole nr 106 (pod adresem: ul. Niekrasowa 4). Dyrektor Liceum z początku wyraziła zgodę udostępnienia dwóch sal klasowych w soboty, począwszy od października 2014 r. Jednak, tuż przed otwarciem szkoły, odmówiła bezpłatnego udostępnienia pomieszczeń. Związek Polaków na Ukrainie postanowił zatem dokonać otwarcia takiej szkoły na bazie bardzo skromnych (ok.30 m2) objętościowo pomieszczeń biura ZPU, które organizacja dzierżawi na ogólnych zasadach. Chęć posłania swych dzieci do sobotniej szkółki wyraziło 50 rodziców.
Przypomnijmy, że merem Kijowa jest obecnie znany z proeuropejskich poglądów Witalij Kliczko. Niestety, jak się okazuje i on nie widzi problemu Polaków. Trudno uwierzyć, że w stolicy Ukrainy nie można znaleźć pomieszczenia, w którym, w soboty, mogłoby się uczyć kilkudziesięciu uczniów z polskich rodzin.
Jan Wyganowski
Na fot. Polscy katolicy przed kościołem we Lwowie