Emocje opadły, pora na pierwsze podsumowanie występów siatkarzy Ślepska w I-ligowym sezonie 2014/2015. Pełne podsumowanie zakończonego sezonu i plany na następny poznamy w czwartek o godz. 16.00 w czasie konferencji i spotkania z brązowymi medalistami w suwalskim Aquaparku.
Poniżej prezentujemy wstępną ocenę, jakiej w rozmowie z nami dokonał Michał Wiszniewski, prezes Ślepska.
Był to najbardziej udany sezon w sześcioletniej historii gry Ślepska na zapleczu PlusLigi i 11-letniej klubu, bo brązowy medal jest największym sukcesem w męskiej siatkówce w województwie podlaskim, ale też sezonu, który pozostawił nutkę niedosytu, bo finał był bardzo, bardzo blisko – dosłownie o jednego seta, w przegranym 2:3 piątym meczu półfinałowym z Victorią PWSZ Wałbrzych. Panie prezesie, plan minimum czyli miejsce trzecie-czwarte zrealizowany, a w rozmowach zamiast słowa „sukces” często słychać „niedosyt”...
Michał Wiszniewski: Po serii zwycięstw i drugim miejscu po rundzie zasadniczej, balon oczekiwań został napompowany do granic wytrzymałości. Wielu ludzi liczyło na awans do finału, niektórzy wręcz na mistrzostwo pierwszej ligi. Jest trzecie miejsce i ja jestem bardzo zadowolony. Przed sezonem po cichu liczyłem, że ta drużyna, z tym sztabem trenerskim może sięgnąć po trzecie-czwarte miejsce i te oczekiwania chłopcy spełnili. Za to należą się im brawa, a ja jestem w pełni usatysfakcjonowany.
W Wyszkowie Ślepsk zagrał bardzo dobry, emocjonujący mecz...
M.W.: Nie pojechałem, ale od kilku osób słyszałem, że drużyna jechała tam „na wojnę”, jechała walczyć i walczyła. Camper, pomimo braku Łukasza Kaczorowskiego i kontuzji na początku meczu Bartka Zrajkowskiego, nie załamał się, walczył i dzięki temu kibice obejrzeli piękny i dramatyczny mecz, bo dwa sety wygraliśmy na przewagi. To jest fajne, to właśnie kibice zapamiętają na lata. Ja z reguły do Wyszkowa też jeździłem, ale tym razem uznałem, że lepiej będzie, jak chłopcy będą zdani sami na siebie, że moja nieobecność na trybunach pomoże im wykrzesać z siebie resztki sił, męską i sportową złość. Na ten mecz drużyna pojechała w dniu, w którym grała. Wielu dziwiło się, dlaczego taka decyzja. A ja uznałem, że jeżeli chłopcy będą chcieli wywalczyć ten medal, to bez różnicy czy pojadą dzień, dwa wcześniej czy w dniu meczu, wywalczą go. Pojechali nie tyko w dniu meczu, ale też firmowym, starym „ślepskowym” busem i wygrali, pokazali charakter i za to im dziękuję.
Sezon 2014/2015 za nami, co dalej?
M.W.: Wtorek, środa i czwartek indywidualne rozmowy z chłopakami, w czasie których chcę usłyszeć kto chce zostać w klubie, a ja powiem kogo ja widzę w Ślepsku w następnym sezonie. W czwartek, z udziałem zawodników i trenerów, w suwalskim aquaparku konferencja podsumowująca sezon, na którą zapraszamy władze Suwałk, sponsorów i kibiców, po której siatkarze pojadą do domów, a ja będę miał dwa-trzy tygodnie na analizę ich oczekiwać wobec klubu i naszych możliwości. Myślę, że na tyle sobie ufamy, że szczegółowe warunki kontraktów na następny sezon dogramy już w rozmowach telefonicznych czy drogą mailową.
Siatkarska karuzela, ta zawodnicza i trenerska, już się kręci. W jednych klubach zapowiada ewolucję w innych rewolucję, a jak będzie w Ślepsku?
M.W.: Gdybym czuł potrzebę rewolucji, to rozmowy zacząłbym jeszcze przed zakończeniem sezonu. Ja mam drobne obiekcje do trzech zawodników i z nimi będę rozmawiał, chcę poznać jakie mają plany, a jeśli chcą zostać u nas, to na co z ich strony mogę liczyć ja i drużyna. I to jest maksimum zmian w drużynie jakie ja bym widział. Podtrzymuję to, o czym mówiłem na początku i w trakcie zakończonego sezonu – chcę utrzymać drużynę, może z jakąś drobną korektą.
W Wyszkowie kapitalną partię zagrał Jakub Urbanowicz, który w opinii wielu obserwatorów w decydującym spotkaniu przeciwko swoje drużynie, w barwach której w poprzednim sezonie zdobył złoty medal, zagrał „mecz życia”...
M.W.: Słyszałem takie opinie. Z Kubą rozmawialiśmy już przed dwoma miesiącami i wówczas przekazałem mu swoje uwagi co do jego gry i treningów, odporności psychicznej. Ile winy Kuby a ile trenerów w tym, że rzadko dostawał szansę gry dowiem się z rozmów z Kubą i trenerami. Nie ukrywam, że grając tak dobre zawody w Wyszkowie trochę zamieszał w moich planach. Kuba, ze swoimi parametrami fizycznymi, może być jednym z najlepszych przyjmujących w lidze. Ale potencjał mają też inni zawodnicy. Myślę, ze w czwartek będę już mógł oficjalnie powiedzieć kto zadeklarował chęć pozostania w Ślepsku na następny sezon. Trafił nam się fajny skład, atmosfera też była fajna. Czeka mnie jeszcze trudna rozmowa z trenerem Piotrem Poskrobko. Jest taki pomysł, żebym ja poszukał sobie innego trenera, a on innego klubu. Rozmawialiśmy o tym szczerze i daliśmy sobie czas do namysłu. W czwartek powiemy więcej.
Czy klub ma już wstępny plan przygotowań do następnego sezonu, ewentualnego zgrupowania, udziału w turniejach, organizacji sztandarowej imprezy siatkarskiej w Suwałkach jaką jest Memoriał Józefa Gajewskiego?
M.W.: Wiem, że na meczu z Camperem w Suwałkach był prezes klubu z Lwowa, do którego przechodzi Jan Such, szkoleniowiec Camprea. Rozmawiał wówczas z prezydentem Suwałk, ale wyników rozmów nie znam. Z Urzędem Miasta w Suwałkach i Podlaskim Urzędem Marszałkowskim rozmawiamy o napisaniu projektu pozwalającego na organizację we wrześniu Memoriału Józefa Gajewskiego na poziomie sportowym jakiego nie tylko w Suwałkach, ale i w województwie jeszcze nie było. Widzielibyśmy w nim właśnie drużynę z Lwowa, dwa-trzy zespoły z PlusLigi i oczywiście Ślepsk. Turniejem tym chcemy zainteresować też TVP Sport, a jeśli się nie uda internetową, która przeprowadziłaby transmisje spotkań na żywo. Jeżeli nie uda się pozyskać środków na realizację takiego projektu, będziemy szukali innych rozwiązań. Nie ulega wątpliwości, że przygotowania do nowego sezonu musimy rozpocząć 2dwa-trzy tygodnie wcześniej. Z rozmów z zawodnikami i trenerami wynika bowiem, że nasz kiepski start w lidze w zakończonym sezonie spowodowany był właśnie spóźnionym rozpoczęciem przygotowań. Będziemy chcieli zagrać też większą liczbę spotkań, ale to już będzie zależało od trenera, który poprowadzi zespół w przyszłym sezonie.
W rozmowach z zawodnikami, trenerami, działaczami wielu klubów przebija żal do władz Polskiego Związku Piłki Siatkowej o traktowanie I ligi jak niechcianego dziecka, marginalizowanie rozgrywek na zapleczu PlusLigi...
M.W.: Aż tak źle nie jest. Nie jestem aż tak ostry w ocenie władz związku i ich stosunku do rozgrywek pierwszej ligi. Jest czternaście drużyn, dzięki zabiegom władz mecze transmituje telewizja ogólnopolska, co dla klubów i miast jest doskonałą promocją. Pomimo zamknięcia PlusLigi krok do przodu jednak zrobiono. Jeśli chodzi o warunki stawiane pierwszoligowcom przez władze PlusLigi uważam, że wymogi jeśli chodzi o warunki na halach i wielkości budżetu są w porządku. Ale brakuje aspektu sportowego, czyli na przykład spada ostatnia drużyna z PlusLigi, a awansuje mistrz I ligi. Musi być mobilizacja dla najsłabszych drużyn z elity i zachęta dla najlepszych z jej zaplecza. Myślę, że takie lub podobne rozwiązanie jest tylko kwestią czasu.
Od dwóch sezonów najlepsi pierwszoligowcy grają o przysłowiową pietruszkę. Pomijając zamknięcie PlusLigi, z zaplecza zabrano premie finansowe dla medalistów. Przypomnijmy, było to 150 tysięcy dla mistrza, 100 dla wicemistrza i 50 dla brązowego medalisty. Było o co grać, a teraz pozostaje medal i satysfakcja. Sporo, ale jest też niedosyt, który się pogłębia...
M.W.: Ja widzę to trochę inaczej. Moim zdaniem pierwszą ligę należy robić profesjonalną na tyle, na ile pozwalają warunki sportowe i finansowe klubów. To zresztą temat bardzo drażliwy. Z jednej strony PZPS chciałby uniknąć sytuacji z poprzednich lat, kiedy niektóre kluby nie rozliczały się z zawodnikami. Chciałbym, żeby kluby były profesjonalnie zorganizowane i zarządzane, żeby miały stabilne budżety. Ale musi też być aspekt sportowy rywalizacji i jest to zadanie dla PZPS-u. Mówimy, że w pierwszej lidze nie ma dziś o co grać. Dzięki telewizji do klubów przychodzą sponsorzy, a na mecze kibice. Może na premie finansowe dla najlepszych zespołów w pierwszej lidze mogłyby złożyć się kluby i związek? Związek nie ma worka bez dna, ale gdyby przeznaczył jakąś kwotę, a do tego kluby dorzuciłyby po dwa, trzy, cztery, czy pięć tysięcy złotych rocznie byłoby na nagrody dla pierwszej trójki. Jest to do zrobienia i nie obciąży za bardzo budżetu klubów, bo jeśli pierwszoligowego klubu nie stać na przeznaczenie na taki cel pięciu tysięcy w skali roku, to znaczy, że jest w bardzo złej kondycji finansowej... Rozumiem, dlaczego związek poświęcił pieniądze z premii na wsparcie telewizyjnych relacji ze spotkań pierwszej ligi. To właściwy kierunek promocji i rozwoju siatkówki.
Niezadowolenie w klubach budził też kalendarz rozgrywek zakończonego sezonu, a konkretnie wyznaczenie spotkań na środy, na które przychodziło znacznie mniej kibiców, a później dwutygodniowe przerwy wybijające drużyny z meczowego rytmu. Może warto byłoby jednak zrezygnować z play-off i play-outów, ograniczyć rozgrywki do rundy zasadniczej i grać tylko w weekendy? Finansowo kluby by oszczędziły na podróżach i opłatach sędziowskich, nie byłoby drużyn, które kończą sezon w marcu i takich, które grają niemal do końca maja?
M.W.: Faktem jest, że w środy na mecze przychodzi mniej ludzi, że tracą na tym finansowo kluby i sportowe widowiska. Wolę jednak grać w środy niż, na przykład ograniczyć liczbę drużyn do ośmiu-dziesięciu. Rozmawiać o tym łatwo, ale podjąć decyzję znacznie trudniej. Jeżeli miałoby pozostać czternaście drużyn, to kiedy grać te wszystkie mecze? Uważam, ze pierwsza liga jest już na tyle profesjonalna, że drużyny muszą grać bez względu na to czy jest to środa, czy sobota. Cierpią na tym trochę marketing i kibice. Być może związek trochę za mało czasu poświecił na analizę i rozpisanie terminarza rozgrywek pierwszej ligi. Ale to już było i jest za nami.