Nie ma szans, żebym na Kraków był zdrowy na sto procent. Ale zadaniowo mogę pojawić się na boisku – twierdzi Łukasz Rudzewicz, środkowy Ślepska, który doznał kontuzji w przeddzień meczu z AZS AGH Kraków kończącego rundę zasadniczą.
Przeszedłeś ze Ślepskiem całą drogę z III ligi do trzeciego miejsca w I lidze w poprzednim sezonie i drugiego po rundzie zasadniczej w obecnym, wkraczającym w decydującą fazę. W zasadzie miałeś sporo szczęścia, bo kontuzje omijały Cię...
Łukasz Rudzewicz: Poza jedną poważną przed dwoma laty kiedy doznałem skręcenia nogi z odpryskiem kości rzeczywiście rzadko zdarzało się, że nie było mnie na boisku. Owszem, w meczach ze słabszymi rywalami trenerzy dawali mi odpocząć, ale to co innego niż przymusowy „odpoczynek” spowodowany kontuzją.
Jak się czujesz dwa dni przed meczem w Krakowie. Jesteś na treningu...
Ł.R. : Podskakuję, ale nie skaczę. Jest lepiej niż było wczoraj, ale do pełni szczęścia jeszcze daleko. Nie ma szans, żebym na Kraków był zdrowy na sto procent. Ale zadaniowo mogę pojawić się na boisku. Wszystko zależy od trenera. Jeśli nawet noga nie będzie już bolała, to gdzieś w głowie pozostanie obawa o skutki pełnego jej obciążenia. Mecz z akademikami u nas pokazał, że i beze mnie drużyna może wygrywać. Wszedł Tomek Wasilewski i zagrał naprawdę fajny mecz. Myślę, że lepiej jeśli w Krakowie będę obserwatorem, a w pełni zdrowy wyjdę na następne mecze. Chciałbym grać, bo po to trenuję, ale co nagle to po diable, jak mówi przysłowie. Wiele zależeć będzie od wyniku, mam jednak nadzieję, że koledzy poradzą sobie i beze mnie.