Rozmowa z Mateuszem Leszczawskim przed meczem 13. kolejki I ligi Ślepsk - BBTS Bielsko-Biała
Jesteś przesądny, czy nie?
Mateusz Leszczawski: - Raczej nie.
Przed nami 13 kolejka I-ligowych spotkań i mecz Ślepska z liderem BBTS Bielsko-Biała. Twoim zdaniem cyfra 13 nie będzie miała wpływu na losy tego meczu.
M. L.: - Nie wierzę w numerologię i dla mnie nie ma znaczenia czy jest to kolejka pierwsza, siódma czy trzynasta.
Grałeś w BBTS-ie, znasz ten klub, zawodników, przynajmniej część tych, którzy w sobotę wyjdą na parkiet w Suwałkach. Jakim zespołem jest BBTS, co jest jego słabą, a co mocną stroną?
M.L.: - W BBTS-ie praktycznie co sezon jest inny skład. W tym roku zostało trzech zawodników szóstkowych i jest to mocny zespół, o czym świadczy pozycja niekwestiowanego lidera po pierwszej rundzie. Nie będzie to zatem dla nas łatwy mecz.
Ale nawet z tak mocnym rywalem można walczyć, co pokazaliście w Bielsku-Białej. Tam była szansa na urwanie przynajmniej jednego punktu. Nie udało się, przegraliście 0:3, ale po naprawdę dobrym, zaciętym meczu. Co, Twoim zdaniem, należy zrobić, żeby w Suwałkach też było 3:0, ale dla Ślepska?
M.L.: - Wówczas byliśmy na początku budowania drużyny. Po dwóch dobrych meczach przyszły porażki, które jednak uczą. Teraz trzeba wyciągnąć z nich wnioski i nie popełniać tych samych błędów. W Bielsku-Białej przegrywaliśmy w końcówkach, oddawaliśmy sety, które były do wygrania. Pomimo porażki zagraliśmy tam naprawdę dobry mecz. Teraz musimy zagrać jeszcze lepiej i jeszcze skuteczniej, a w Suwałkach osiągniemy korzystny wynik.
Mówiłeś, że zwycięstwa podnoszą na duchu, a porażki uczą pokory i każą wyciągać nioski. Które ze zwycięstw ucieszyło cię najbardziej, a która porażka najbardziej zabolała?
M.L.: - Nie zastanawiam się która porażka najbardziej zabolała, a zwycięstwo ucieszyło. Wszystkie zwycięstwa cieszą, a porażki bolą. Najbardziej bolą te, w których zabrakło niewiele. Parę takich spotkań było.. Dla mnie każda porażka jest bodźcem do jeszcze cięższej pracy, której efektem będą zwycięstwa.
Czego nauczyło cię tych dwanaście spotkań ligowych plus trzy pucharowe rozegrane w Ślepsku?
M.L.: - Przede wszystkim nauczyłem się pokory i nabrałem doświadczenia na boisku. Wiem, że przed żadnym meczem nie można być pewnym zwycięstwa, bo wygrać chcą oba zespoły – my i nasi rywale.
Kiedy i jak trafiłeś na siatkarskie boisko?
M.L.: - To była trochę śmieszna sytuacja bo miałem grać w piłkę nożną. W gimnazjum poszedłem na testy do szkoły sportowej w Dąbrowie Górniczej. Na sprawdzianie odbijałem piłkę z kolegą, który wcześniej grał w siatkówkę. Tam „wyhaczył” mnie jego trener, który uznał, że „coś ze mnie może być”. Zostałem przyjęty do tej szkoły, zacząłem trenować siatkówkę, a nie piłkę nożną. I tak zostało do dziś.
Ślepsk jest twoim piątym klubem w karierze, po MKS Dąbrowa Górnicza, KMS MOS Będzin, BBTS Bielsko-Biała i Siatkarz Wieluń. Nie jesteś zatem typem sportowca – wędrowniczka.
M.L.: - Pierwszy zawodowy kontrakt podpisałem w Będzinie. Wówczas z zespołu juniorów Dąbrowy Górniczej dostałem szansę gry w zespole II-ligowym walczącym o awans do I ligi. Awansowaliśmy, ale tylko na rok. Spadliśmy, ale jeszcze na rok zostałem w Będzinie. Po ponownym awansie do I ligi opuściłem Będzin i przeszedłem do Bielska-Białej. Od tego momentu co rok zmieniałem kluby.
Czego szukałeś?
M.L.: - Gry, nowych wyzwań, szans rozwoju. W każdym klubie uczyłem się czegoś nowego. W każdym klubie, w każdym mieście jest inaczej. Inaczej postrzegana jest siatkówka, inne jest podejście prezesów, działaczy. Są nowi trenerzy, nowe doświadczenia, nowe bodźce. Im więcej mądrych ludzi nas uczy, tym więcej możemy się nauczyć.
Co zadecydowało o wyborze Ślepska?
M.L.: - Przede wszystkim istotna możliwość sportowego rozwoju. O pozycję pierwszego rozgrywającego walczę z Łukaszem Jurkojciem. To bardzo dobry rozgrywający, a to dla mnie dodatkowa mobilizacja do pracy, skupienia się na każdym treningu i pokazania trenerowi, że warto postawić na mnie. Nie jest to zadanie łatwe. Na razie się udaje, ale w dalszym ciągu muszę przekonywać trenera aby stawiał właśnie na mnie. Drugą sprawą są pieniądze, przed sezonem zapewniano mnie o stabilności finansowej klubu, bo, nie ma co ukrywać, jest ona ważna, a w I lidze było sporo zespołów niewypłacalnych. Jednym z nich był mój poprzedni klub Siatkarz Wieluń. Nie da się żyć jedząc suchą bułkę.
Zanim trafiłeś do Ślepska byłeś na testach w występującym w Plus Lidze Indykpolu AZS Olsztyn.
M.L.: - Olsztyn dał mi szansę pokazania swoich umiejętności na wyższym poziomie. Ale był to raczej sprawdzian tego, czy stać mnie na grę w najwyższej lidze. Kiedy tam jechałem wiedziałem, że Olsztyn ma już popisany kontrakt z drugim rozgrywającym. Chciałem się jednak pokazać działaczom i trenerom zespołu z Plus Ligi.
Czy po pół roku gry w Ślepsku uważasz, że stać cię już na grę w Plus Lidze?
M.L.: - Nie mnie to oceniać. Ja uważam że mógłbym się pokazać z dobrej strony i będę dążył do tego by do Plus Ligi trafić. Taki jest mój cel. Jeżeli chodzi o klub, nie mam jakiegoś ulubionego.
W Ślepsku mamy zawodników, którzy byli w klubach o których ty marzysz: Resovii Jakub Peszko, w Lotosie Treflu Artur Ratajczak i Rafał Sobański. Co jest ważniejsze być Plus Lidze czy w niej grać?
M.L.: - Na pewno czym innym jest gra w I lidze, a czym innym siedzenie na ławce i czekanie na grę w Plus Lidze. Ale trzeba pamiętać też, że z I ligi praktycznie nie ma szans by znaleźć się w kręgu zainteresowań trenerów reprezentacji Polski. Taką szansę daje gra w Plus Lidze i dlatego trzeb zrobić wszystko, żeby tam się dostać, a później wykorzystać szansę jaką daje trening i gra z najlepszymi.
Jako zawodnik BBTS i Siatkarza miałeś okazję zmierzyć się ze Ślepskiem. Jak widzisz ten klub, drużynę dzisiaj, kiedy w niej jesteś?
M.L.: - Nie ulega wątpliwości, że w tym sezonie Ślepsk ma najbardziej wyrównany zespół. Mamy zawodników, którzy wchodząc z ławki pomagają zespołowi, każdy może zmienić oblicze meczu. W poprzednim sezonie chyba tak nie było. Z moich informacji wynika, że aktualnie grający zespół jest najmłodszym w historii klubu. Zgrywamy się. Na treningach nasza gra wygląda całkiem dobrze, ale jest jeszcze problem z przełożeniem tego na mecze. Uważam, że bardzo duże znacznie odgrywa to, co dzieje się w naszych głowach. Potrzebujemy czasu. Nie można mówić, że nasza sytuacja jest aż tak zła. Po dwunastu rundach mamy osiemnaście punktów i ósme miejsce. W poprzednim sezonie 15 punktów, a zatem tyle ile mieliśmy na półmetku, zespół byłby na szóstym-siódmym miejscu. To jednak inny sezon. Liga jest jeszcze bardziej wyrównana, a my do piątej drużyny tracimy dwa, czwartej trzy, trzeciej cztery, a do wicelidera pięć punktów. To aż i tylko dwa wygrane mecze, ale nie przepaść. Odstaje jedynie nasz najbliższy rywal czyli BBTS Bielsko-Biała, który ma na koncie 29 punktów. W poprzednim sezonie Siatkarz Wieluń, prowadzony przez trenera Wasilkowskiego, w składzie między innymi ze mną, Adrianem Buchowskim i Mariuszem Schamlewskim rundę zasadnicza skończył na siódmym miejscu, a po play off skalsyfikowani zostaliśmy na czwartej pozycji. Walkę o finał nieznacznie przegraliśmy wówczas z Cuprum Mundo Lubin. Dlaczego – to już inna sprawa. Trener prowadzi przygotowania pod kątem wyniku końcowego, a nie na półmetku rozgrywek. Poczekajmy zatem z ocenami do końca marca, może kwietnia. Mamy pierwszą wygraną na wyjeździe i to się liczy. Wcześniej nie zawsze do nas uśmiechało się sportowe szczęście, nie zawsze na wyjazdach wytrzymywaliśmy presję wyniku. To już za nami. Patrzymy w przyszłość, która, o czym jestem przekonany, będzie jaśniejsza od dnia dzisiejszego.
Pozostańmy jeszcze na chwilę przy opiniach siatkarskich fachowców. Zdaniem wielu z nich Ślepsk, po niewielkich korektach w składzie, w sezonie 2013/2014 byłby w stanie rządzić w I lidze tak, jak dziś czyni to BBTS.
M.L.: - W pełni podzielam te opinie. Taka praca na treningach jaką my wykonujemy musi przynieść efekty, ale by tak się stało potrzeba troszkę cierpliwości, wsparcia i czasu.
Mateusz, chciałbym jeszcze na chwilę wrócić do czasu, kiedy byłeś zawodnikiem BBTS Bielsko-Biała. We wtorek, 8 stycznia, minęły dwa lata od chwili kiedy właśnie na hali w Bielsku-Białej, po przegranym niestety 1:3 meczu z MKS MOS Będzin twoi koledzy z obu drużyn włożyli koszulki, na których był taki napis: WSZYSCY PROSIMY, ZGÓDŹ SIĘ… (fot. fot. Dorota Wellik - BBTS Bielsko-Biała)
M.L.: - Rzeczywiście, tak brzmiał napis z pojedynczych liter namalowanych na koszulkach zawodników. To była wyjątkowa, pamiętna chwila, bowiem na hali, w obecności kolegów i kibiców oświadczyłem się mojej dziewczynie, aktualnie narzeczonej Magdzie (Magdalena Pułka, fizjoterapeutka, która w okresie przygotowawczym współpracowała ze Ślepskiem – dop. wł.), z którą 3 sierpnia 2013 roku staniemy na ślubnym kobiercu. Dla mnie była to bardzo miła chwila i mam nadzieję, że tak też zapamiętała ją Magda.
Jak udało ci się ukryć przed Magdą (na zdjęciu)przygotowania do zaręczyn w tak niecodziennym miejscu? Wybierając świadków zaręczyn kierowałeś się znajomością obu drużyn, w których wszak grałeś. Ale hala… Jesteście pierwsza parą, która znam, zaręczoną na hali sportowej wypełnionej kibicami.
M.L.:- Sprawcą całego „zamieszania” jest moja narzeczona, dziewczyna bardzo dociekliwa. Nie mogłem sobie pozwolić aby się czegokolwiek domyślała. O całym przedsięwzięciu wiedzieli nie tylko moi koledzy z obu drużyn, ale też obie rodziny. Tylko Magda pozostawała w nieświadomości. Magda przyjęła bukiet czerwonych róż i pierścionek i, wychodząc na przeciw moim oczekiwaniom i wypisanej na koszulkach prośbie kolegów, zgodziła się zostać moją żoną. Koszulki kupiłem i sam wymalowałem na nich każą literkę. Zajęło mi to sporo czasu, ale myślę, że było warto. ..
W tym momencie naszej rozmowy w kawiarni, przy sąsiednim stoliku, rozpłakało się małe, kilkumiesięczne dziecko. Mateusz z zainteresowaniem spojrzał w tamtą stronę
Widzisz siebie w roli ojca?
M.L.: - W tej chwili mogę powiedzieć, że tak. Jakieś plany w tej dziedzinie z przyszłą małżonką już snujemy i myślę że już niedługo pojawi się w naszej rodzinie dzieciątko. Nie ma dla mnie znaczeni czy będzie to syn czy córka. Ważne, żeby dziecko było zdrowe.
Twoim hobby jest wędkarstwo…
L.M.- Zaraził mnie nim człowiek, od którego rodzice odkupili działkę w Górach Lubawskich. W pobliżu była rzeka. Poszedłem z nim raz, a później chodziłem coraz częściej. Musze się pochwalić, że mam na koncie trochę sukcesów w zawodach wędkarskich. Mój rekord na takiej imprezie to cztery i pól kilograma drobnicy, ale na zawodach nie liczy się wielkość czy ilość, ale waga złowionych ryb w określonym czasie.
A leszcz? Złowiłeś leszcza?
M.L.: - Nie przepadam za leszczami, bowiem mają za dużo ości. ?
To zdradź jeszcze jedną tajemnicę – kto nadał ci pseudonim Bombel?
M.L.: - Starsza ode mnie koleżanka, a nazwała mnie Bombel, jako chłopak miałem tylko 167 centymetrów wzrostu, a ważyłem aż 85 kilogramów. Dziś mam dwa metry i tę samą wagę. Ale pseudonim pozostał.
Dziękując za rozmowę w imieniu kibiców życzę ci szczęścia na nowej drodze życia, na którą wkroczysz, a raczej wkroczycie z Magdą 3 sierpnia, a na boisku – zdrowia i spełnienia marzeń o grze w Plus Lidze i reprezentacji.