Do niespodzianki doszło właśnie w suwalskim Finale Ebonite Tour 2014. Po podliczeniu punktów okazało się, że pierwsze w karierze turniejowe zwycięstwo wywalczył Hubert Firkowski.
Triumfator turnieju był w trójce zawodników, która w eliminacjach zdobyła 788 pkt. Była to trójka z miejsc 6-8, stąd tym bardziej nikt nie stawiał na Huberta. Najlepiej finałową rozgrywkę rozpoczął Artur Sałkiewicz, który po dwóch grach notował średnią 230 pkt. Zmiana torów nie pozwoliła jednak Arturowi na kontynuację tak wysokich wyników. Prowadził jeszcze po trzeciej grze, jednak czwarta była wyraźnie najgorsza, a rywale grali swoje i ostatecznie po super początku, skończyło się na trzecim miejscu za Arturem i Wojtkiem Górskim.
Tuż za podium uplasował się najlepszy zawodnik eliminacji Krzysztof Chałko. Generalnie stawka zawodników przez trzy gry mieszała się jak w kalejdoskopie. Przed ostatnią grą teoretycznie jeszcze każdy zawodnik miał szansę na zwycięstwo. Na koniec okazało się, że był to na razie najbardziej wyrównany Finał w historii turniejów cyklu Ebonite Tour. Ósmy zawodnik turnieju stracił do pierwszego tylko 38 pkt.!
Podczas dekoracji zwycięzców wywołanie jego nazwiska wzbudziło olbrzymi aplauz. Atakował z drugiego planu i pogodził faworytów do zwycięstwa w turnieju. Ebonite Tour#7 Suwałki wygrał Hubert Firkowski. /rozmawiał Przemysław Kantecki/
- Na początek powiedz coś o sobie, przede wszystkim, jak długo grasz w bowling?
- Jestem mieszkańcem Suwałk. Tu się urodziłem. Gram w bowling od około 4 lat. Zaczęło się dość przypadkowo, kiedy w Suwałkach wystartowała Liga Zakładowa. Szef zapytał, czy nie chce zagrać, a wiadomo, szefowi się nie odmawia, ha, ha..
- Zaraz po zakończeniu turnieju wyglądasz na najbardziej zaskoczoną osobę w kręgielni..
- Zdecydowanie tak. Jestem w szoku. Nie wierzę w to, co się stało. Podczas ogłoszenia wyników czekałem aż wywołane zostanie moje nazwisko i z każdym kolejnym miejscem byłem zdziwiony, że przeskoczyłem kolejnego zawodnika. Jak zostało nas dwóch, podszedłem do Wojtka Górskiego i podałem mu dłoń z gratulacjami zwycięstwa. Bylem przekonany, że wygrał turniej. Za chwilę usłyszałem jego nazwisko.. Naprawdę jeszcze nie mogę uwierzyć w tą wygraną, a to dla mnie podwójnie szczęśliwy dzień, bo dziś mój synek Bartosz skończył całe 10 miesięcy.
- To pierwszy Twój wygrany turniej?
- Oficjalny, o randze ogólnopolskiej mój pierwszy. Wcześniej grałem i gram w Suwałkach w Lidze i przyznam szczerze, że w mojej drużynie jestem rezerwowym..ha, ha.. Gram też oczywiście w naszym miejskich okazjonalnych turniejach, w których kilka razy byłem drugi, ale jeszcze nigdy nie udało mi się wygrać.
- No to, jak Twoim zdaniem trzeba było grać na tym smarowaniu?
- Grałem mocną matową kulą. Starałem się nadawać jej dużo rotacji i grać raczej po linii w oleju.
- Co myślałeś przed Finałem, w którym ósmy zawodnik miał tylko 37 punktów straty do lidera, zresztą tyle samo, co Ty..?
- Przyznam, że chciałem być w czołowej piątce. Zacząłem spokojnie od gry nową kulą Ebonite Cyclon, który niestety nie sprawdził się na tym smarowaniu. Reakcja była za mocna. Już od drugiej ramki pierwszej gry wziąłem ponownie swoją dotychczasową kulę i cztery kolejne rzuty zakończyły się strike'ami. W szóstej ramce przyszło na szczęście jedyne załamanie mojej gry. Wydaje mi się, że zacząłem sam z sobą przegrywać, po serii strików sam na sobie wywarłem za dużą presję. Dodatkowo widziałem, że moi przeciwnicy (przyjaciele) robili naprawdę świetne wyniki. Otworzyłem trzy ramki z rzędu w pierwszej grze, ale to okazało się dla mnie zbawienne. Stres mnie opuścił, pomyślałem, że nie mam nic do stracenia, ponieważ startuję w Finale z dalszej pozycji. Kiedy inni powoli zaczęli gubić swoją grę i może za często przeliczać wyniki, mnie udało się utrzymać spokojną, równą dyspozycję. Nie interesowałem się już pod koniec tym, co działo się na innych torach.
- Jakie masz plany jeszcze do końca tego sezonu?
- Chcemy z naszą klubową drużyną SSB wywalczyć awans do I Ligi Drużynowych Mistrzostw Polski. Poza tym chciałbym zagrać jeszcze w kilku innych ogólnopolskich turniejach, o ile tylko pozwoli mi na to czas.
zdjęcia Przemysław Kantecki