W czwartek, 12 listopada br., Ogólnopolskie Porozumienie Związków Zawodowych Rolników zorganizowało ogólnopolski strajk ostrzegawczy rolników. Rolnic blokowali międzynarodową drogę A2 w miejscowości Zduny, w gminie Zbuczyn. Na 18 listopada br. kolejna akcję protestacyjną zapowiedzieli sadownicy.
Głównym postulatem protestujących było przywrócenie uboju rytualnego. Z powodu zakazu wykonywaniu uboju bez ogłuszenia, ceny żywca wołowego spadły z 9 zł do 6 zł za kg. Ubój rytualny czyli zabicie bydła, drobiu czy owiec przez poderżnięcie zwierzęciu gardła bez wcześniejszego ogłuszenia jest praktykowany przez żydów i muzułmanów. W Polsce od 1 stycznia 2013 r. nie można takiego uboju wykonywać, co spowodowało rezygnację z importu mięsa z Polski przez te kraje. Projekt rządowy ustawy z 2013 r. przywracający ubój nie został zaakceptowany przez Sejm.
Litwini już karmią Muzułmanów
Tymczasem sąsiednia Litwa zalegalizowała pod koniec września br. ubój rytualny i będzie eksportować mięso do Izraela i krajów arabskich. Posłowie, którzy opowiedzieli się za rytualnym ubojem zwierząt, są zdania, że lepsze jest zabijanie przytomnych zwierząt niż transportowanie ich do innych krajów, gdzie są zabijane w sposób rytualny. Ponoć do litewskich rzeźni trafiają już i polskie zwierzęta.
Litewscy przedsiębiorcy intensywnie i skutecznie szukają nowych rynków zbytu. Często okazują się nimi kraje muzułmańskie. Przykładowo koncern KG Group, do którego należą zakłady przetwórstwa drobiowego w Rudominie oraz Koszedarach, eksportuje swoją produkcję na rynki europejskie, przeznaczone one są jednak dla mieszkających tam muzułmanów. „Nasze wyroby są produkowane zgodnie z muzułmańską tradycją, ale proces jest zgodny z prawem Republiki Litewskiej oraz wytycznymi UE. Ptactwo przed ubojem jest ogłuszane” - informowała portal zw.lt Laima Staknytė-Patinskienė, rzecznik prasowy zakładu przetwórstwa drobiowego Vilniaus paukštynas w Rudominie.
Produkcja, która ma trafić do muzułmańskich sklepów, musi mieć specjalne certyfikaty uboju zwierząt według reguł halal. Halal w islamskim świecie jest określeniem wszystkiego, co jest dozwolone w świetle szariatu. Przykładowo: zwierzę powinno być zwrócone w kierunku modlitwy muzułmańskiej, czyli miasta Mekka; podczas uboju należy wypowiedzieć formułę „bismillah”; uboju musi dokonywać muzułmanin. W tym celu KG Group zatrudnia osoby wyznania mahometańskiego. „W zależności od zamówienia, w zakładach pracuje od 3 do 5 muzułmanów. Do rzeźni jest nawet wpuszczany mułła. W Wilnie i Koszedarach zakłady mają specjalne certyfikaty Halal” – powiedział zw.lt Tomas Stonys, dyrektor wykonawczy KG Group. Produkcja z tych zakładów trafia do sklepów w Holandii, Wielkiej Brytanii, Francji, Danii, Szwecji i do innych krajów europejskich, w których są duże muzułmańskie diaspory.
KG Group nie jest jedyną litewska spółką, która orientuje się na muzułmańskich nabywców. Na przykład kłajpedzka firma Agrovet eksportuje wołowinę także do muzułmańskego Uzbekistanu.
Rozgoryczeni sadownicy
We wtorek, 18 listopada blokować drogi będą sadownicy. ”W związku z brakiem reakcji na dotychczasowe protesty sadowników ogłaszamy zaostrzenie protestu w formie blokady węzłów komunikacyjnych na dzień 18 listopada 2014 o godzinie 10:00.Wzywamy sadowników do udziału w proteście:
I. na trasie Puławy- Zwoleń w miejscowości Leokadiów - Przejście dla pieszych na Drodze Krajowej Nr 12 w miejscowości Leokadiów przy stacji paliw Bliska w godzinach od 10:00 do 14: 00. Zbiórka o godzinie 9:30. W tym miejscu protestują sadownicy z gmin Łaziska, Wilków oraz powiaty Puławski, Lubelski i Radzyński. (Kontakt: 600 510 203)
II w miejscowości Annopol - Przejście dla pieszych na ulicy Radomskiej (DK 74; słupek drogowy 175/7) przy skrzyżowaniu z drogą do Opoczki w godzinach od 10:00 do 14:00. Zbiórka o godzinie 9:30. W tym miejscu protestują sadownicy z gmin Józefów nad Wisłą, Urzędów, Kraśnik, Dzierzkowice, Chodel, Opole Lubelskie i Annopol. (Kontakt: 504 162 617)
Dalszy brak reakcji spowoduje rozszerzenie akcji na kolejne węzły komunikacyjne!” - głosi komunikat Stowarzyszenia Sadowników Rzeczpospolitej.
Przypomnijmy, że już 4 listopada br. sadownicy wyszli na drogi na Lubelszczyźnie, protestowali też w Warszawie. Obwiniają rząd za niewystarczającą, ich zdaniem, pomoc w związku z rosyjskim embargiem na polskie jabłka Sadownicy podkreślają, że dotychczasowa polityka polskich władz i Unii Europejskiej poniosła klęskę, a jeśli plantatorzy zostaną z niesprzedanymi owocami, grozi im czarny scenariusz – mówił w Polskim Radiu Kazimierz Tworek z Błędowa. Jan Madej, prezes Związku Sadowników w Gminie Warka podkreślał, że polskie władze przez lata zaniedbywały polskich sadowników. Jak mówił, przez ostatnie 20 lat nie zostało zrobione nic, by zdobyć nowe rynki zbytu. - Wiadomo, że rynek wschodni jest chimeryczny, zawsze był - dodał Jan Madej. Jego zdaniem, już po wejściu Polski do UE popełniono poważne błędy w tej sprawie.
Ze wstępnych danych Eurostatu wynika, że już w pierwszym miesiącu po wprowadzeniu rosyjskiego embarga eksport jabłek z Polski do krajów poza UE zmniejszył się o 31 proc. w relacji rok do roku. Utrata rynku rosyjskiego była w tym względzie decydująca. W analogicznym okresie przed rokiem Polska wysłała tam 83 proc. łącznego wolumenu eksportu poza UE.
Minister rolnictwa poinformował, że polscy producenci, którzy zdecydowali się skorzystać z unijnych programów, wycofają ok. 78 tys. ton produktów z 750 tys. ton nadwyżki owoców i warzyw wynikającej z zamknięcia rosyjskiego rynku. Unia uruchomiła dwie transze pomocy. W pierwszej Polska, po weryfikacji wniosków, zgłosiła zapotrzebowanie na ok. 26 mln euro, w drugiej otrzyma rekompensatę za wycofanie z rynku tylko 18,7 tys. ton jabłek oraz 3 tys. ton innych owoców i warzyw.
- Żaden rynek na świecie nie jest w stanie wchłonąć tyle jabłek, co Rosja. W zeszłym roku było to około miliona ton – mówił z kolei prezes Sadowników Rzeczpospolitej Mirosław Maliszewski. Jego zdaniem można jabłka zutylizować poprzez produkcję biogazu i na ten cel powinny zostać wyasygnowane środki z budżetu krajowego i UE. Kłopot tylko w tym, że przeciwko budowie nowych biogazowi też protestują mieszkańcy wsi,
Kanada weźmie jabłka, przyśle mięso?
Na razie na polskie jabłka otworzyła się Kanada. W dniu 23 października 2014 bieżącego roku służba fitosanitarna Kanady poinformowała Główny Inspektorat Ochrony Roślin i Nasiennictwa RP o udzielaniu zezwolenia na wwóz świeżych jabłek z Polski do Kanady, na zasadach okresu próbnego. W trakcie tego okresu, wszystkie przesyłki polskich jabłek będą także poddawane ponownej kontroli w Kanadzie, przez tamtejszą służbę ochrony roślin. Ponadto, strona kanadyjska zastrzegła, że w przypadku wystąpienia nieprawidłowości przy eksporcie (stwierdzenie niezgodności z przepisami fitosanitarnymi Kanady), może zawiesić zezwolenie na obrót ww. asortymentem. Polska złożyła formalny wniosek w sprawie dostępu polskich jabłek do rynku kanadyjskiego już w 2012 roku. Kanadyjczykom studiowanie polskiej prośby zajęło aż dwa lata.
Kanadyjska zgoda wiąże się bez wątpienia z niedawnym wejściem w życie umowy o wolnym handlu między UE a kanadą. Jak informowały kanadyjskie media, negocjacje trwały od 2009 roku, a ostateczne uzgodnienia były możliwe dzięki wynegocjowaniu podwojenia bezcłowego eksportu unijnych - w tym polskich - serów (z 20 tys. ton do 37 tys. ton rocznie) w zamian za dostęp do rynku UE dla kanadyjskich eksporterów mięsa wołowego i wieprzowego. To z kolei źle wróży polskim producentom mięsa.
Naszych jabłuszek nie wpuszcza do siebie, jak na razie, nasz nowy największy sojusznik USA. Podobnie, jak to czynią Rosjanie, dopatrzyli się w nich za dużo chemii, a amerykański resort rolnictwa przyznał niedawno szczerze, że chce chronić swój rynek przed zbytnim importem z Polski.
Pierwsze 120 ton polskich jabłek zamówił natomiast niedawno Singapur. Bardzo istotny dla polskich producentów jest fakt, iż zgodnie z wymaganiami Singapuru, jabłka nie muszą posiadać świadectw fitosanitarnych i sanitarnych, ponieważ to po stronie singapurskich przedsiębiorców leży obowiązek uzyskania pozwoleń na import każdej partii towaru,
Jan Wyganowski