Na Ukrainie zaczynają likwidować polskie szkoły. Jedną z pierwszych decyzji nowych władz Ukrainy było zniesienie ustawy o mniejszościach narodowych. Mimo apeli, m.in. Parlamentu Europejskiego, nowej ustawy nadal nie ma. W zniesionej wymieniono 18 języków mniejszości narodowych, w tym m.in. język polski.
Jednym z efektów takiego stanu rzeczy jest próba likwidacji klas z polskim językiem wykładowym dla mniejszości polskiej, które funkcjonują przy szkole nr 4 w ukraińskiej Szepietówce, w obwodzie chmielnickim Ukrainy.
Jak powiedziała portalowi wizyt.net prezes szepietowskiego Związku Polaków Ukrainy - Walentyna Pasicznyk, p.o. burmistrza miasta Szepietówki Mychajło Połodiuk osobiście uczestniczył na początku roku szkolnego w próbie rozformowania 5, 6 i 7 polskiej klasy, a zdesperowani rodzice ponad 80 dzieci polskiego pochodzenia zorganizowali 1 września protest przeciwko działaniom miejscowych urzędników.
- My miejscowi Polacy mamy na dzień dzisiejszy wielki problem, przez który rodzice dzieci, chodzących do polskich klas w Szepietowce są gotowi w dniu dzisiejszym nawet wynająć adwokata, a ja zwróciłam się w tej sprawie do polskich placówek dyplomatycznych na Ukrainie i jednej z warszawskich fundacji, wspierających Polaków na Wschodzie – komentuje całą sytuację Walentyna Pasicznyk. - Nawet za starej władzy i ze starymi problemami istnieliśmy, ale od niedawna znów się zaczęły problemy. Nikt nie spodziewał się „Majdanu” w Szepietówce 1 września po tym, jak siłą zaczęto ciągnąć dzieci do klas ukraińskich. Te dzieci płakały, jeden z chłopców nawet potrzebował opieki medycznej! Nasz mały Majdan powstał od razu po pierwszym szkolnym apelu, nikt bowiem nie spodziewał się, że Polacy powstaną, wyzwano nawet milicję! Władze uważały, że rodzice cichutko zabiorą swoje dzieci z polskich klas, i przez brak uczniów problem sam się rozwiąże. Nic tu nie mają do rzeczy problemy z finansami, bo podczas swojego wystąpienia 1 września burmistrz Polodiuk powiedział, że żadnych problemów z dofinansowaniem naszych klas nie ma. A kiedy dzieci idą do 1 klasy polskiej, to miejscowy wydział oświaty na różny sposób namawia ich by tam nie szły, motywując tym, że po skończeniu szkoły dziecko nie będzie mogło dostać się na uczelnię wyższą na Ukrainie..." - mówi prezes Pasicznyk.
"Mam wrażenie, że ktoś czeka po prostu, że po tylu latach będzie już nam wszystko jedno i przestaniemy walczyć. Kiedy nas odwiedził nowy dyrektor Departamentu Oświaty chmielnickiej administracji obwodowej Oleg Fasola, to mówił do nas tak wspaniałe rzeczy, nawet razem zaśpiewaliśmy hymny Polski i Ukrainy. A dzisiaj (10.09 – red.) mamy całkiem inną reakcję, ale nie poddajemy się, wszędzie piszemy - i do Ambasady RP w Kijowie, i do Konsulatu RP w Winnicy, i do Ministerstwa Edukacji... Przez telefon nas zapewniają, że wszystko będzie dobrze, ale te słowa na razie nie są potwierdzone na piśmie, a szepietowski wydział oświaty i władze miasta nadal knują swoje plany, skierowane na zniszczenie polskich klas w Szepietówce" - podsumowuje Walentyan Pasicznyk.
12 września br. Departament Oświaty chmielnickiej administracji obwodowej po konsultacjach ze stronami zainteresowanymi zapewnił, że do końca roku szkolnego polskie klasy w Szepietówce będą funkcjonowały według zasad, jak w roku poprzednim. Co będzie dalej, nie wiadomo.
Mało szkół
Oficjalnie Polaków na Ukrainie są 144 tysiące. Tyle mówią dane ze spisu powszechnego przeprowadzonego w tym państwie w roku 2001. Nieoficjalnie mogą być ich nawet 2 miliony. Są gminy, rejony, gdzie Polacy stanowią zdecydowaną większość:
- Strzelczyska - rejon mościcki, obwód lwowski – 97,7 %
- Łanowice – rejon samborski, obwód lwowski – 91 %
- Aleksandrówka – rejon starosieniawski, obwód chmielnicki – 78,1 %
- Doboszczówka, rejon mościcki, obwód lwowski – 64,3 %
- Maćkowce, rejon chmielnicki, obwód chmielnicki – 63,9 %
- Stara Huta, Krasna (Krasnoczora), rejon storożyniecki, obwód czerniowiecki – 61,6 %
Jak pisał w portalu Kresy.pl, Marcin Skalski, polskie szkoły działają tylko w Mościskach (szkoła średnia), w Strzelczyskach (szkołach podstawowa), Lwowie (średnia i podstawowa), w Gródku Podolskim (szkoła średnia), szkoła wraz z przedszkolem działa też w Łanowicach. Dodatkowo klasy polskie działają w Stanisławowie, Kamieńcu Podolskim, Szepietówce, Chmielnickim, Żytomierzu. Są też sobotnio-niedzielne szkółki, najczęściej zlokalizowane przy polskich parafiach lub domach polskich, między innymi w Dolinie, Romanowie, Czerwonych Chatkach, Sobolówce, Bykówce, Gródku Jagiellońskim i Sądowej Wiszni. Dzieci uczą się tam języka polskiego, etnokultury
Ten niedostatek sprawia, że jedynie 10% młodych Polaków uczy się języka polskiego. Wyjątkowo niekorzystnie wypada to porównanie chociażby z Węgrami na Ukrainie, którzy pod tym względem notują wynik 103%, a więc po węgiersku uczą się nie tylko Węgrzy, ale inne narodowości zamieszkujące Ukrainę.
Marcin Skalski zauważa, że Polacy w zasadzie nawet nie zdążyli skorzystać z dobrodziejstwa uchylonej ustawy. Jedną z przyczyn był sprzeciw lokalnych władz w Zachodniej Ukrainie, już od lat opanowanej przez ukraińskich nacjonalistów, którzy obecnie współrządzą całym krajem. Niektóre Rady Obwodowe, na terenach zamieszkiwanych przez Polaków, podjęły już w 2012 roku samowolne decyzje uznające ustawę za nieobowiązująca na terenie tychże obwodów. Nie było odważnych, by poskarżyć się władzom krajowym. Polska udawała, podobnie, jak obecnie, że niczego nie widzi, nie słyszy.
Katolicy z Lwowa pójdą do Sądu Europejskiego?
Ukraińscy Polacy wciąż walczą bezskutecznie o zwrot zagrabionych przed laty kościołów rzymskokatolickich. Nowa władza nie rozpieszcza mniejszości narodowych. Mer Lwowa zasłynął nawet tym, że zaskarżył wyrok sądu, wydany jeszcze za poprzedniej władzy, mocą którego miano zwrócić Polakom jeden z kościołów.
Jak podaje "Kurier Galicyjski", katolicy z Lwowa nadal procesują się z władzami miasta o zwrot kościoła św. Marii Magdaleny i domu parafialnego przy kościele św. Antoniego i nie wykluczają skargi do m.in. do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu. Trybunał w 2008 roku rozpatrywał już podobną sprawę przeciw Ukrainie złożoną przez wspólnotę cerkiewną wsi Sosułów w obwodzie tarnopolskim.
Kościół św. Marii Magdaleny we Lwowie, wzniesiony przy reprezentacyjnej ulicy miasta, która dawniej nosiła imię marszałka sejmu galicyjskiego Leona Sapiehy, a obecnie nosi imię Stepana Bandery. Po II wojnie światowej, jako jeden z trzech lwowskich kościołów, pozostawał w rękach katolików, będąc ostoją nie tylko wiary chrześcijańskiej, ale i polskości na tych terenach. W 1962, za czasów rządów pierwszego sekretarza partii komunistycznej Nikity Chruszczowa, został zamknięty. Ćwierć wieku później urządzono w nim salę koncertową i organową, która działa do dziś. Po 1991 r. lwowscy Polacy rozpoczęli starania o zwrot kościoła. W ub. roku sąd przywrócił im ich własność. Niestety, nie na długo.
Oto, jak opisuje sytuację na łamach „Kuriera Galicyjskiego” Halina Makowska: „Przegraliśmy kolejną rozprawę sądową w Kijowie o zwrot kościoła. Tak Ukraińcy podziękowali Polakom, którzy często narażając dobro własnego kraju, tak bardzo zaangażowali się w pomoc w walce o lepsze jutro Ukrainy. Po ludzku trudno pogodzić się z taką decyzją sądu. Nam obywatelom Ukrainy, mieszkańcom miasta, parafianom kościoła (został zamknięty w 1962 przez komunistów) należy się zagwarantowany przez konstytucję Ukrainy zwrot świątyni. Ale w naszym mieście prawa obywateli, niestety, nie są równe. Trzeba też jasno powiedzieć, że jest to policzek wymierzony nie tylko nam, ale i wielu polskim politykom, którzy starali się nam pomóc. W Kijowie, na Majdanie, za wolność Ukrainy ginęli zwykli ludzie chcąc zmienić rzeczywistość i walcząc o lepsze jutro dla swoich dzieci, a teraz sprawdza się mądrość ludowa: zrobisz komuś dobrze, to kara cię nie minie.
Modły w cmentarnej kaplicy
To nie jedyna świątynia, o którą toczą bój katolicy na Ukrainie. Wciąż nie podjęto żadnych działań w kierunku zwrócenia chociażby plebanii w Gródku Jagiellońskim, czy kościoła w Komarnie, który niszczeje, a katolicy, zimą czy latem, muszą się modlić w cmentarnej kaplicy. Podobnie jest z budynkiem plebanii przy kościele pw. św. Antoniego również we Lwowie
Katolicy z Białej Cerkwi na Ukrainie także wciąż bezskutecznie walczą o odzyskanie kościoła parafialnego, czemu nie sprzyja również napięta sytuacja polityczna - mówi ks. Jarosław Pałka, proboszcz jedynej katolickiej parafii w tym dwustutysięcznym mieście.
... i w garażu
Ks. Pałka, który mówił w Radiu Plus Radom, że obecna sytuacja polityczna na Ukrainie wytworzyła trudne relacje międzyludzkie i podzieliła kraj. - W Białej Cerkwi służymy ludziom, odprawiamy msze święte, nie mamy większych problemów. O wiele trudniejsza sytuacja jest na południowym wschodzie. Tam widać przerażenie wśród ludzi, coraz mniej jest ich w kościołach - opowiadał duchowny. Poinformował, że trzy lata temu aż 44 z 45 deputowanych w Białej Cerkwi w głosowaniu sprzeciwiło się oddaniu kościoła katolikom. Obecnie kościół służy jako sala koncertowa, a wierni mogą się w nim modlić tylko trzy razy w tygodniu. Centrum życia duszpasterskiego jest parafialny… garaż.
Biała Cerkiew znajduje się 80 km na południe od Kijowa w kierunku Odessy. Jest to dwustutysięczne miasto z bogatą historią. Znajduje się tam katolicki kościół św. Jana Chrzciciela, wybudowany przez Ksawerego Branickiego w 1812 roku.
Jeden z polskich księży na Ukrainie udostępnił w Internecie długi spis nieruchomości we Lwowie, które już zostały przekazane innym wspólnotom religijnym. Przede wszystkim Ukraińskiemu Kościołowi Greckokatolickiemu, któremu zwrócono szereg mieszkań na pl. św. Jura oraz domy pod ośrodki charytatywne i różne organizacje. Władze nie wysuwały wobec nich żadnych warunków. Tymczasem polskich katolików po prostu się ignoruje.
Jan Wyganowski
Fot.wizyt.net