Genialny fizyk Albert Einstein powiedział "Gdy zginie ostatnia pszczoła, ludzkości pozostaną tylko cztery lata życia". Dzięki takim osobom jak Piotr Pilasiewicz i założone przez niego Bractwo Bartne ten moment na szczęście oddala się w czasie. Grupa miłośników pszczoły środkowoeuropejskiej zakłada na terenie Puszczy Augustowskiej kłody bartnicze i opiekuje się barciami. Tym samym kultywuje tradycje, które są tak stare jak samo osadnictwo.
Żródlo: bartnictwo.com.pl
Od Jaćwingów
Wiadomo, że bartnictwem zajmowali się już Jaćwingowie. Wydobywali miód i wosk dzikich pszczół żyjących w Puszczy Przełomskiej- „matce” obecnej Puszczy Augustowskiej. Zakładali też własne barcie.
- Po upadku Jaćwieży w 1283 roku o ziemie opuszczone przez Jaćwingów kłóciły się Państwo Zakonne i Litwa. Stałe osadnictwo w puszczy praktycznie nie istniało, ale do lasu można było wchodzić – łowić ryby i zbierać miód. Regulowały to specjalne traktaty. Władca przyznawał prawo „wchodów” wybranym rodom, zasłużonym poddanym – opowiadał podczas spotkania „W Dolinie Kultur Dawnych” w Raczkach Piotr Piłasiewicz, założyciel Bractwa Bartnego.
Początek wchodów bartniczych to lata 1293-1422. Rozróżniano wchody sianożętne, jeziorne albo inaczej rybne oraz właśnie bartne. Trzeba było pamiętać o kilku zasadach.
– Do lasu można było wejść z toporem lub piesznią, ale nie można było mieć przy sobie strzelby, oszczepu i psa. Na czas pobytu w puszczy można było wybudować szałas z łaźnią, a drewna wynieść tyle, ile uniesie się na plecach – opowiadał Piłasiewicz.
Prawo do polowania na grubego zwierza mieli wyłącznie władcy. Granice wchodów były ściśle ustalone.
- Na drzewie z barcią zakładano tak zwaną klejmę, herb. Za kradzież miodu płacono gardłem. Złodziej był wieszany na drzewie, z którego kradł. Wchody bartne były dziedziczne i zbywalne, czyli właściciel mógł takie prawo sprzedać - mówił.
Kleczba, czyli leśne miodobranie rozpoczynało się dzień po święcie Narodzenia Najświętszej Maryi Panny, a więc 9 września. Wtedy było wiadomo, że pszczoły nie zbiorą więcej miodu i że nie ma już czerwiu.
Natura, Tradycja, Historia
Pszczoły i historia bartnictwa tak bardzo zafascynowały Augustowianina, z zawodu zaopatrzeniowca, członka rady miejskiej obecnej kadencji, że w 2015 roku założył fundację Bractwo Bartne. Bractwo skupia obecnie dziesięć osób z Augustowa i okolic. Jeden z członków mieszka w Białymstoku. Miłośnicy pszczół wiedzę o nich czerpią z literatury, źródeł historycznych i opowieści członków rodzin bartniczych.
Do tej pory członkowie Bractwa założyli już 25 barci i kłód bartnych w Puszczy Augustowskiej, na terenie nadleśnictw: Głęboki Bród, Augustów, Szczebra i Płaska. Opiekują się nimi na bieżąco. W 2014 roku ściągnęli i zabezpieczyli ostatnią historyczną kłodę bartną w Puszczy Augustowskiej. Prowadzą warsztaty i szkolenia, wspomagają zakładanie barci w całej Polsce, a także na Łotwie i Białorusi.
Wystawa "Ostatni bartnicy" na Ukrainie, źródło: bartnictwo.com.pl
Warsztaty bartnicze w Austrii, źródło: bartnictwo.com
- Pszczoły nie znają granic. Można powiedzieć, że bartnictwo jest transgraniczne, łączy kultury i narody – podkreśla Piłasiewicz.
Około 1827 roku, na terenie ówczesnej Guberni Suwalskiej w Puszczy Białowieskiej było 17 tys. barci. Zamieszkiwały je pszczoły miodne Apis mellifera mellifera. Ten gatunek pszczół mieszkał w północno-wschodniej Polsce nieprzerwanie od 9 tys. lat.
Pszczoła augustowska zachowała swoją pierwotną dzikość. Jest bardzo odporna i pracowita. Spełnia nieocenioną rolę w ekosystemie leśnym – podkreśla. Niestety, stare drzewa, w których najczęściej Apis mellifera mellifera zakładały barcie, ścinano na opał. Pszczoły nie zawsze gromadziły wystarczającą ilość pokarmu, aby przetrwać zimę. Umierały. Przyrodnicy postanowili pomóc owadom. Zaczęli montować na drzewach kłody - pierwsze współczesne powstały na terenie Wigierskiego Parku Narodowego, budowane są specjalne gliniane domki, powstają Pszczele Ścieżki. Zostawiane są również pojedyncze stare drzewa. Pszczoły odwdzięczają się miodem.
- Mój rekord, to 7 litrów miodu z jednej barci – mówi Piłasiewicz.
Na drzewo się lezie
Aby dobrać się do tego przysmaku, trzeba najpierw wleźć na drzewo.
Spacer przez gęsty las z drabiną na plecach jest często niemożliwy, dlatego też współcześni bartnicy wykorzystują sprzęt znany od wieków – leziwo.
- Składa się ono z ławeczki do siedzenia i lin. Obwiązujemy się liną, obrzucamy ją wokół drzewa, wiążemy supeł, stajemy na nim, potem przerzucamy linę wyżej. To tradycyjny sposób, ale nie akceptujący żadnych błędów – uśmiecha się Piłasiewicz.
Fot. J. Brozio
Fot. J. Brozio
Twierdzi, że jak dotąd żaden z członków bractwa nie spadł. Aby nie zezłościć pszczół, wchodzi się od tyłu barci. Dopiero na górze wkłada się ubrania ochronne. - Trzeba pamiętać, aby zostawić coś pszczołom na przezimowanie – zaznacza.
Bractwo Bartne chce w ciągu kilku najbliższych lat założyć w Puszczy Augustowskiej docelowo sto barci. Być może już w przyszłym roku jedna z kłód bartnych zostanie zamontowana w Dowspudzie.
Justyna Brozio