Mazury to konglomerat narodów, kultur, wyznań. Przez wieki osiedlały się tu różne nacje. Mieszkali bądź jeszcze mieszkają nie tylko Polacy, Mazurzy (jest ich już tylko ze 3 tysiące), Niemcy, ale i Litwini, Ukraińcy, Białorusini, Żydzi. Tatarzy.
Na przyklad w okolicach Węgorzewa, leżącego obecnie tuż przy granicy polsko-rosyjskiej (obwód kaliningradzki), osiedlali się przed kilkoma wiekami nawet Holendrzy, Szkoci, Szwedzi, zaś po kampanii wschodniej Napoleona, także Francuzi.
Zatarte ślady
Po pierwszych mieszkańcach tej krainy, Prusach i takich plemionach, jak Galindowie, Skałwowie, nie pozostało już śladów. O ich bytności świadczą już tylko nic nie mówiące współczesnemu człowiekowi nazwy rzek, pagórków, wsi. Np. nazwa Węgorzewa wcale nie pochodzi od smacznego węgorza, a raczej od pruskiego vingrapa, tj. kręta rzeka, co zresztą odpowiada rzeczywistości.
Piramida w Rapie
W Rapie koło polsko-kaliningradziej granicy, w głębokim lesie stoi jedyna lub jedna z nielicznych w Polsce … piramid! Właściciel ogromnych włości (po II wojnie światowej podzieliła je granica), pruski hrabia von Fahrenheit postawił tę budowlę, by pochować w niej swą 3-letnią córeczkę. Zabalsamowane ciało włożono do grobowca w 1811 roku. Później chowano tu innych członków rodziny. Nie wiadomo dlaczego piramidę usytuowano w lesie (ponoć przecinają się tu linie silnego promieniowania geometrycznego).
Tak samo trudno wytłumaczyć, dlaczego piramida, trumny z ciałami przetrzymały dwie wojny światowe, a nie wytrzymały polskiego, niestety, panowania!
Wandale odkryli piramidę stosunkowo niedawno, bo dopiero na początku lat 90-tych ub. wieku. Miejscowi, którzy znali to miejsce, szanowali je, bo też legenda głosiła o karach boskich dla tych, co rękę podniosą na umarłych.
Cmentarne hieny powyciągały ciała, ba, nawet odrąbały głowy! Porozbijano trumny, rozkopano nawet cmentarz rodziny pruskiego hrabiego. Barbarzyńców z Rapy spotkała jednak kara. Trzej pierwsi młodzi mężczyźni, którzy zbezcześcili zabalsamowane zwłoki zmarli w niecały rok. Lekarzom nie udało się ustalić, jaka choroba ich dotknęła. Prawdopodobnie ciała zostały zakonserwowane mikrobami ówczesnych chorób. Inna sprawa, że do grobowca nie wleciał nawet żaden komar. Był mądrzejszy od człowieka.
Na szczęście w ostatnich latach piramida została odrestaurowana i zamurowana, aby nikt już do nie mógł wejść.
Piramida została wpisana na listę zabytków. Wnętrze uporządkowano, ustawiając trumny i układając w nich ciała, a otwarte wejście zostało zamurowane. W okna wstawiono kraty i podmurowano ściany. Od szosy zrobiono wzdłuż grobli przecinkę ułatwiającą dostęp. Obecnie trumny są zamknięte, a obiekt można oglądać jedynie przez zakratowane okienka znajdujące się po bokach i z tyłu. W 2015 naukowcy z Instytutu Archeologii Uniwersytetu Warszawskiego przeprowadzili kompleksowe badania archeologiczno-architektoniczne piramidy. W 2016 odgruzowano posadzki, zabezpieczono ściany i grożący zarwaniem strop oraz oczyszczono kanały wentylacyjne. W 2018 roku dzięki staraniom Nadleśnictwo Czerwony Dwór, na terenie którego znajduje się kaplica, odrestaurowano piramidę, która odzyskała dawną świetność. Wartość prac wyniosła 890 tys. zł i pokryta została z Funduszu Leśnego Lasów Państwowych.
Sztynort
Przygnębiające zdarzenie robiło przez lata zdewastowane mauzoleum oraz cmentarz von Lehndorfów w Sztynorcie k.Węgorzewa. I tylko 300- letnie dęby wciąż smutnie szumią, pochylając swe gałęzie nad kryptami grobowców, odganiając jakby zwierzynę leśną, która upodobała to miejsce. Młodym Czytelnikom należy się informacja, że von Lehndorfowie rządzili Sztynortem (,,Kto ma Sztynort, ten rządzi Mazurami” – mawiał biskup Ignacy Krasicki) od XVI wieku do 1944 roku, kiedy to po zamachu na Hitlera, w którym brał udział hrabia major Henryk von Lehndorf, cała rodzina została wysiedlona, a właściciel pałacu powieszony.
Na szczęście dzięki Niemiecko-Polskiej Fundacji Ochrony Zabytków Kultury wykonano w Sztynorcie w ostatnich latach wiele prac remontowych i konserwatorskich. Pałac też jest przywracany do życia.
Tajemnicze nekropolie i ich legendy
Wronki, niewielka wieś na Mazurach w powiecie oleckim. Ma już 440 lat. Najdłużej, bo 120 lat, władał nią ród Mittelteinerów. Obecni potomkowie tej rodziny żyją gdzieś w Niemczech. Na Mazurach zostawili 500 ha pola, las, no i rodowy cmentarz. Ukryty w gęstym lesie, nad którym unosi się klątwa rzucona przed wiekami przez 18-letnią baronównę Margarete Mittelstainer. Według legendy, każdego, kto wyniesie coś z cmentarza, spotka nieszczęście. Mimo, że dawni mieszkańcy wioski wyjechali po II wojnie światowej do Niemiec, pamięć o klątwie została.
Czasy mamy, niestety, takie, że coraz mniej boimy się duchów wszelakich. Czasami bardziej straszą nas żywi niż umarli. Nic dziwnego, że zostały skradzione piękne, zabytkowe żeliwne krzyże. Czy złodzieja spotkało jakieś nieszczęście, nie wiadomo, bo policji nie udało się go złapać.
Gorsi od Tatarów
Podobnie postąpiono z cmentarzem Tautenbergów w Dobie k. Giżycka. Władali oni majątkiem przez 500 lat. I nikt już nie pamięta, że Krzysztof Tautenberg (jakoś swojsko brzmi to imię) był pierwszym starostą węgorzewskim (obecnie też jest powiat i starosta węgorzewski), a inni członkowie rodu piastowali takie same funkcje w pobliskim Giżycku. Z Tautenbergami tak bestialsko, jak obecnie, nie obeszli się nawet Tatarzy, którzy w 1657 roku spustoszyli te ziemie.
WYG
Fot: Wikipedia, Fundacja Pałac Sztynort