Bochenek chleba kosztuje 10 groszy więcej, a bułki zdrożały o 3-4 gr. To efekt podwyżki cen, wprowadzonej w tym tygodniu przez największą w Suwałkach piekarnię Cymes.
- Nasze wyroby podrożały o 5 proc. i zapewne znakomita większość klientów nawet tego nie zauważyła – przypuszcza Adam Ołów, właściciel piekarni (na zdjęciu) . - Żywność, generalnie, drożeje. Ceny masła wzrosły ponad dwukrotnie, jabłka są dużo droższe od bananów, ale o podwyżkach chleba, choćby minimalnych, zawsze jednak najgłośniej.
W suwalskiej firmie to już druga podwyżka w tym roku. W styczniu ceny wzrosły o 3-4 proc. na skutek wprowadzenia wyższej o 100 zł płacy minimalnej. Ta kwota pomnożona przez 300 pracowników, bo tyle osób Cymes zatrudnia w Suwałkach, Białymstoku i Olsztynie, generuje już spore koszty. Wzrosną od początku 2018 roku, kiedy płaca minimalna zostanie podniesiona o kolejną „stówkę”.
Przyczyną wrześniowej podwyżki jest cena mąki. Rośnie ona od kwietnia i tego trendu nie zatrzymały zakończone niedawno żniwa. Zboża nie potaniały, nie wiadomo, czy będzie możliwość ich importu z Ukrainy.
- Do niedawna za kilogram mąki żytniej płaciliśmy 70 groszy, teraz kosztuje ona równo złotówkę – denerwuje się Adam Ołów. – Mam nadzieję, że to już koniec wzrostu cen surowców.
Wiele piekarni w obawie przed utratą klientów i zniknięciem z rynku sztucznie zaniża ceny, sprzedaje pieczywo poniżej opłacalności. Nas początku muszą redukować liczbę pracowników, a w końcu plajtują. W Polsce bankrutuje około 400 piekarni rocznie.
- Nie wytrzymują rywalizacji z zachodnimi gigantami, wytwarzającymi u nas głęboko mrożone pieczywo, które potem odgrzewane jest i sprzedawane w dyskontach i hipermarketach – przekonuje Adam Ołów. – Nigdy wcześniej się nie spodziewałem, że przyjdzie mi konkurować z piekarniami z Warszawy czy Poznania. Zawsze był to lokalny, a nie ogólnopolski czy europejski biznes.
Chociaż Cymes należy do większych zakładów rzemieślniczych, to nie wygra z dużą fabryką pieczywa, która oszczędza na kosztach pracy i transportu. Jej proces produkcji jest w pełni zautomatyzowany, a mocno zmrożone pieczywo można przechowywać przez kilka miesięcy, nie trzeba dowozić świeżutkie do sklepu. Owszem, smakuje tuż po odgrzaniu, ale już nazajutrz traci ten walor.
Wątpliwą pociechą dla „maluczkich” jest to, że mają z gigantami wspólny duży problem. Jest nim spadające spożycie zwłaszcza białego pieczywa, uznawanego za niezdrowe czy też tuczące. Jeszcze 20 lat temu statystyczny Polak zjadał 100 kilogramów pieczywa rocznie, teraz konsumuje ledwie 40 kg.
- Mam nadzieję, że moda na niejedzenie pieczywa szybko minie, że trend się odwróci – mówi Adam Ołów. – Spadek spożycia udało się nam zrekompensować zdobywaniem nowych rynków zbytu i wprowadzaniem nowych gatunków. Pieczywo zawsze było podstawą żywienia, a jego ograniczanie czy zupełne wyeliminowanie z jadłospisu szkodzi naszemu zdrowiu, a nie pomaga.
Wojciech Drażba