Jak przed 15 laty Jan Paweł II, jedziemy z Wigier do Leszczewa żwirową, miejscami dziurawą, wijącą się wokół pól, wiejską drogą. – Do Milewskich to prosto, dom przy krzyżu, nie sposób zabłądzić – mówi nastolatka, która wyszła z domu sołtysa. – Przed kilkoma laty ciągnęły tędy sznury samochodów, autokarów. Dziś jest ich już mniej, ale ciągle pytają o o Milewskich. I o Jana Pawła II, którego 4-letni wówczas syn Milewskich Damian zapamiętał, że "Był biały, na miękkich nogach i z mądrą głową".
Stanisława i Bożenę Milewskich odwiedziliśmy w przeddzień kanonizacji ich niecodziennego gościa, bł. Jana Pawła II, na niespełna dwa miesiące przed 15-rocznicą wizyty Papieża w domu polskiej rodziny. Na rozstaju dróg wysoki, drewniany krzyż, pod nim niewielka figura Jana Pawła II. Przed domem kamienna grota z figurą Matki Bożej z Lourdes, a na ścianie tabliczka „Radio Maryja”. Na podwórku dwa psy szczekające i przyjaźnie merdające ogonami. W oddali droga, którą przyjechał Ojciec Święty, na którą dziś często spogląda Stanisław Milewski wspominając Papieża Polaka.
9 czerwca minie 15 lat do dnia, w którym Jan Paweł II, człowiek, o spotkanie z którym, często bezskutecznie, zabiegali władcy państw, przekroczył próg domu polskiego rolnika, polskiej wielopokoleniowej i wielodzietnej rodziny... Czym była ta wizyta dla Was, czy, a jeśli tak to jaki, miała wpływ na Wasze życie? Wszak znaleźliście się na ziemskiej drodze człowieka który, zaczynając od robotnika w kamieniołomach, poprzez kapłaństwo, sakrę biskupią, przeszedł drogę do następcy świętego Piotra, a za kilka dni ogłoszony zostanie świętym.
Stanisław Milewski: Nie byliśmy jednymi, których progi przekroczył Ojciec Święty. Jan Paweł II odwiedził w Rzymie jednego z włoskich dziennikarzy, a w czasie pielgrzymki do Afryki, przejeżdżając obok wioski, kazał zatrzymać samochód i wszedł od murzyńskiej chaty. Jesteśmy zatem jedną z trzech rodzin, które odwiedził Jan Paweł II, ale rzeczywiście jedyną polską rodziną. I ta wizyta u nas nie była dziełem przypadku, to była wizyta zaplanowana...
Przed laty mówił Pan, że wizyta Ojca Świętego zaskoczyła Was. Dziś twierdzi Pan, że nie była to wizyta przypadkowa, a zaplanowana. Patrząc z perspektywy czasu, wspominając kolejne wizyty kościelnych dostojników, a w pierwszych dniach czerwca 1999 roku nawet policji, dostawaliście jasny sygnał, że coś się u was wydarzy...
Bożena Milewska: Biskup Edward Samsel był w naszej parafii na bierzmowaniu, a do nas przyjechał w ramach odwiedzin rodzin domów powołaniowych, bo moja siostra jest w zgromadzeniu sióstr świętej Teresy od Dzieciątka Jezus. Ale wówczas nie było mowy o planowanej u nas żadnej ważnej wizycie.
St. Milewski: Z biskupem Samselem spotykaliśmy się i rozmawialiśmy jeszcze kilka razy, ale w czasie tych rozmów nie padło ani jedno słowo, z którego moglibyśmy wnioskować, że tak wieki człowiek może przekroczyć próg naszego domu. Zaskoczeniem dla nas były te dwie wizyty panów w cywilnych ubraniach wysiadających z policyjnych aut. Przyjechali, rozejrzeli się, porozmawiali jak chłop z chłopem i pojechali. Któryś zapytał, czy Karol Wojtyła, kiedy pływał w okolicy kajakiem, nie zaszedł do nas na szklankę mleka. U nas nie był, w naszej wsi raczej też nie, może w Cimochowiźnie. Więcej o papieżu mowy nie było, aż do poranka 9 czerwca. Dziś wiemy, że w 1999 roku, przed przyjazdem do Polski, Ojciec Święty wyraził życzenie spotkania się z rodziną polskich rolników. Przy tak napiętym programie, na takie spotkanie praktycznie pozostawał jeden dzień – dzień odpoczynku na Wigrach. Wiemy, że Ojcu Świętemu przedstawiono listę kilku rodzin, a on na spotkanie wybrał nas.
Poranek 9 czerwca 1999 roku rozpoczął się nie tylko od codziennego obrządku ale też od spotkania na żwirowej drodze z wigierskim proboszczem Zygmuntem Bialukiem. Rozmowę z nim w wydanej w 2009 roku książeczce „Cudowny dotyk miłości” opisuje Pan tak: „ksiądz proboszcz zapytał:
- Czy chcecie mieć gości?
- Oczywiście – odpowiedziałem.
- Chcą was odwiedzić księża biskupi i jakiś kardynał z Watykanu. Dobrze by było, by wszystkie dzieci były w domu. Goście będą po śniadaniu, więc niczego nie szykujcie. Będą około godziny 9.30”.Wspominając moment przyjazdu papieża mówił pan, że po otwarciu drzwi papamobile najpierw zobaczyliście ręce a w nich różaniec, po którym pani Zofia, mama pani Bożeny, poznała Ojca Świętego.
St. Milewski: Kiedy samochód zatrzymał się przed nami, drzwi się otwarły i nikt zza nich nie wysiadał nastąpił moment szczególny – chwila radosnego oczekiwania na gościa, jakiego się nie spodziewaliśmy, a on nas odwiedził. Rzeczywiście przez chwilę widzieliśmy tylko jego ręce, a w nich przesuwające się paciorki różańca. – Takie wielkie jak w moim – orzekła babcia Zofia...
Dzień wcześniej byliście w Ełku, ale papieża widzieliście tylko z daleka, zza rzeki oddzielającej ełckie błonia do papieskiego ołtarza...
St. Milewski: Rzeczywiście nie było nam dane zobaczyć Ojca Świętego nawet w czasie przejazdu przez miasto. Nie doczekaliśmy tej chwili, popędziliśmy na pociąg, którego odjazd opóźniono o godzinę. Wówczas w domu została babcia, najmłodszy, 4-letni Damianek i „na ochotnika” najstarsza córka 17-letnia Monika.
To ona 10 czerwca zaniosła dwa usprawiedliwienia nieobecności w szkole. Nieobecność 8 czerwca tłumaczyła tym, że „...byłam na powitaniu Papieża”, a z 9 czerwca: „...witałam Papieża”.
Bożena Milewska: W tym dniu, 9 czerwca, chyba ze trzy razy budziłam Monikę żeby poszła do szkoły. „Nie pójdę – odpowiadała. - To już koniec roku, oceny mam wystawione, będę tylko siedzieć w ławce.’ Kilka minut później przyjechał ksiądz proboszcz z zapowiedzią wizyty. Gdyby posłuchała i wstała, to kiedy ksiądz proboszcz przyjechał zapowiadając wizytę Monika byłaby już w autobusie do Suwałk... Uważam, że Duch Święty zadziałał tak, żeby w czasie wizyty Ojca Świętego w domu była cała rodzina.
I na szczęście była...
St. Milewski: Kiedy papież wysiadł z samochodu zdołałem tylko wykrztusić z siebie: Ojcze Święty, witamy Cię. Jaki to dla nas zaszczyt. I łzy popłynęły z oczu. Któryś z księży pochylił się nad nami i rzekł po cichutku: Nie płaczcie. Uklękliśmy, najpierw babcia, później my. Papież nas pobłogosławił, a ja zaprosiłem go w nasze skromne progi...
To ten pokój w którym rozmawiamy. Brakuje w nim nie tylko Ojca Świętego, dzieci i czegoś na stole...
St. Milewski: Dzieci wyjechały, a na stole nie ma jaśminu. Rośnie tu, za oknem, ale puszcza dopiero pąki liści, na kwiaty trzeba poczekać. Nie ma też naszego sąsiada Czesława Nieszczerzewskiego, który też zdołał wejść do domu na spotkanie z papieżem. Nawet ucieszyłem się, kiedy zobaczyłem, że jest z nami. Reszta jest tak, jak było 9 czerwca 1999 roku.
Pamiętacie Państwo tamtą rozmowę?
St. Milewski: Takich rozmów się nie zapomina. Powiedzcie jak wam się tu żyje? – zapytał papież. Odpowiedziałem, że ciężko, że praca rolnika nie jest doceniana, że mamy problemy ze sprzedaniem tego co wyprodukujemy, a jeśli już, to ceny są niskie. Opowiedziałem o naszym gospodarstwie i o tym, że naszym celem jest wychowanie dzieci na dobrych ludzi, kochających Boga i bliźniego. Mówiłem też o pięknie naszej ziemi, które, w trudnych chwilach, przynosi ukojenie dla oczu i serca. Nasz sąsiad dodał, że tu jest rdzenna Polska, ciągnąca się takim ogonkiem w kierunku Suwałk i Augustowa. Papież słuchał, a kiedy mówiłem o pięknie naszej ziemi, zachodzącym słońcu, widoku na klasztor wigierski, czy wspomniałem o Suwałkach - uśmiechał się. Często nasze spojrzenia spotykały się. Nigdy nie zapomnę blasku jego oczu, z których płynęły miłość, spokój, dobroć. Niestety, każde spotkanie musi się kiedyś zakończyć. Nasze trwało zaledwie, a może aż 15 minut, ale były to minuty, dla których warto było żyć znosząc wszelkie trudy. Przed wyjściem papież pobłogosławił nas i wręczył różańce. My ucałowaliśmy jego dłoń i długo staliśmy obserwując najpierw oddalające się samochody, a później pustą drogę, którą odjechał nasz Dostojny Gość.
Ten gość, o którym wasz 4-letni wówczas syn Damian na pytanie jak zapamiętał papieża odpowiedział: „Papież był biały, na miękkich nogach i z mądrą głową”.
St. Milewski: Rzeczywiście powiedział takie słowa trzy lub cztery dni po wizycie Ojca Świętego. Ale co mogło zapamiętać, powiedzieć czteroletnie dziecko?
Czy po tej wizycie mieliście jeszcze okazję spotkania się z Janem Pawłem II?
Bożena Milewska: Tak. Rok później byliśmy na audiencji generalnej w Watykanie. Pojechaliśmy tam dzięki życzliwości ludzi, a zwłaszcza księdza Ambrożego Andrzejaka z Kostrzyna nad Odrą. Ksiądz, w lipcu 200 roku z siostrą i szwagrem, podróżując szlakiem papieskim zawitał do nas.
St. Milewski: W czasie rozmowy w tym pokoju rzucił takie zdanie: Teraz czas na rewizytę Milewskich u Ojca Świętego. Za co zapytałem? Owszem chciałoby się, ale ledwo wiąże się koniec z końcem, dzieci trzeba uczyć. Nic wówczas nie odpowiedział. Za to zorganizował grupkę osób, które pokryły koszty wyjazdu mego i żony. Pojechała też z nami córka Agnieszka, a to dlatego, że najlepiej się uczyła, a wyjazd, aż na dwa tygodnie, miał miejsce w październiku. Koszty jej wyjazdu pokryła redakcja „Przewodnika katolickiego” z Poznania. To była pielgrzymka po ziemi włoskiej: Padwa, Asyż, Monte Casino, Rzym organizowana w ramach „Trzeciego Światowego Spotkania Rodzin z Ojcem Świętym”. Napisałem list do Ojca Świętego, że być może będziemy z pielgrzymką na audiencji w Watykanie.
I dostaliście odpowiedź?
St. Milewski: Na ten nie. Wcześniej napisałem list z podziękowaniem za wizytę w naszym domu. Później też pisaliśmy, wysłaliśmy życzenia. Zawsze dostawaliśmy krótką odpowiedź, że list dotarł, że Ojciec święty go czytał, że nas błogosławi. Ale pod listem był podpisy innych osób, raz kardynała Dziwisza, innym razem sekretarza. Ani razu nie było podpisu papieża.
Wróćmy do Watykanu...
St. Milewski: Uroczyste nabożeństwo i spotkanie rodzin odbyło się na Placu św. Piotra w niedzielę, w strugach deszczu. Wytrwaliśmy do końca i dobrze się stało, bo wówczas poszła wiadomość, że następnego dnia odbędzie się nieplanowana wcześniej audiencja dla Polaków, którą poprzedzi masz odprawiona w Bazylice przez polskich biskupów i księży, którzy przyjechali z pielgrzymkami. Na poniedziałek mieliśmy zaplanowaną wycieczkę po Rzymie, ale zrezygnowaliśmy z niej, żeby zobaczyć się z Ojcem Świętym. Na mszy staliśmy przy grobie św. Piotra, co też było pięknym, wzruszającym przeżyciem. Na audiencji byliśmy jednymi z 9.000 uczestników, siedzieliśmy dosyć daleko od miejsca, w którym był papież. Ja robiłem notatki, których zresztą nie uporządkowałem do dziś, a żona stuka mnie łokciem i mówi: Słuchaj Stachu, słuchaj, do nas mówią... Prowadzący audiencję ojciec Konrad Hejmo przez mikrofon pyta: Czy są wśród pielgrzymów Milewscy z Leszczewa? Jak są, niech podejdą do barierki, bo kajakiem dopłynąć do niej się nie da. Myślałem, że to żart, ale z żoną, Agnieszką i księdzem Ambrożym poszliśmy. Podeszliśmy do jednej barierki, a strażnik nas nie puszcza. Do drugiej – to samo. Zrobiło się małe zamieszanie. Dojrzał nas prowadzący audiencję, podszedł i wręczył przepustki dla delegacji podchodzących do Ojca Świętego.
Staliśmy niemal na końcu tego sznura delegacji. Wcześniej uprzedzono nas, żeby nic Ojcu Świętemu nie podawać, nie wygłaszać mów, tylko jedno-dwa zdania i wszystko. Kiedy podeszliśmy, przyklękliśmy przed Janem Pawłem II nie wytrzymałem. Powiedziałem: Ojcze Święty, ziemia wigierska pozdrawia Cię. A on ożywił się, z jego twarzy zniknęło gdzieś widoczne wcześniej zmęczenie, w oczach pojawił się błysk, uniósł się i odpowiedział: Pamiętam, pamiętam. Pływałem tam, odwiedziłem wasz dom, a tu jesteście z córką. Położył mi dłoń na lewym ramieniu. Jeszcze raz ucałowaliśmy jego dłoń i już były przy nas służby porządkowe, które uznały, że za długo zajmujemy czas Ojca Świętego. Moment naszego spotkania uchwycił i utrwalił osobisty fotograf papieża Arturo Mari. Było to nasze drugie i ostatnie spotkanie z Janem Pawłem II.
Koniec marca i początek kwietnia 2005 roku. Cały świat, nie tylko ludzie wierzący, obserwował i przeżywał z papieżem ostatnie dni jego ziemskiej wędrówki „do domu Ojca”. Na zawsze w oczach pozostają takie obrazy jak ten z Wielkiego Piątku, papieża opartego o krzyż, pogrążonego w modlitwie, w rozważaniach kolejnych stacji Drogi Krzyżowej odprawianej w Colloseum, której on już nie prowadził, ale w której, w skupieniu i modlitwie, uczestniczył.
St. Milewski: Rzeczywiście, dzięki mediom mogliśmy być razem z nim. Odnosiło się wówczas wrażenie, że on modli się za świat, a świat o cud jego dalszego życia. Ja też modliłem się, ale już pogodzony z tym, że nadchodzi godzina rozstania, pożegnania z Janem Pawłem II. I kiedy z okna Watykanu usłyszałem słowa, że „Ojciec Święty odszedł do Domu Ojca” poczułem ukłucie w sercu, a z oczu popłynęły łzy. Czułem, że odszedł człowiek bardzo bliski sercu memu, mojej rodziny, Polaków...
Bożena Milewska: Kiedy Ojciec święty jeszcze żył, a świat modlił się o jego zdrowie, zadzwoniła sąsiadka z pytaniem czy mogą przyjść pod nasz krzyż i pomodlić się. Kilkanaście minut później papież już nie żył i ponownie zadzwonił telefon. Chcieliśmy modlić się za jego zdrowie, ale teraz już za późno. Na co za późno? – zapytałam. - Na modlitwę? Po chwili pod krzyżem było już sporo ludzi. Modliliśmy się za Jana Pawła II i do niego, bo wielu z nas, już za życia, uznało go za świętego.
St. Milewski: Od tego czasu we wsi, pod naszym krzyżem, prowadzę nabożeństwo majowe. Spotykamy się w soboty i święta o godzinie 19.00.
2 kwietnia 2005 roku. Milion osób na Placu św. Piotra skanduje „Santo subito, santo subito...” czyli „święty natychmiast...” , a wiatr przewraca kartki pisma świętego położonego na trumnie Jana Pawła II. Wertuje ja tak, jakby zmarły czytał je po raz ostatni, zdając przed Bogiem sprawozdanie ze swojego ziemskiego życia. Wreszcie zamyka je. Amen – koniec Jana Pawła II, człowieka z krwi i kości, i narodziny świętego Jana Pawła II, którego krew stała się relikwią.
St. Milewski: Oglądaliśmy telewizyjną transmisję z pogrzebu Jana Pawła II. Rzeczywiście nie sposób było nie zauważyć, jak Pan Bóg, za sprawą wiatru, wertuje kartki Pisma Świętego, jak zamykając je, zamyka ziemski rozdział życia Papieża Polaka, człowieka, na którego, jak mówił mój sąsiad, Polska i świat czekały dwa tysiące lat.
Bożena Milewska: Nasze życie jest jak ta księga na trumnie Jana Pawła II. Zapisana i zamknięta na ziemi, odczytana przez Boga. Kartki to godziny, dni, miesiące, lata naszego życia. Okładka to spinające je narodziny i śmierć.
Stanisław Milewski: Świętość Ojca Świętego odczuwało się przy każdym kontakcie z nim, dlatego uważam, że od tego wołania „Święty natychmiast” do dnia jego kanonizacji upłynęło za dużo czasu, ale takie są wymogi prawa kanonicznego. Każdy kontakt z Janem Pawłem II, każde jego spojrzenie, słowo sprawiały, że Duch, który natchnął jego, spływał na nas niosąc radość i nadzieję...
Można śmiało powiedzieć, że Bóg wysłuchał jego prośby wygłoszonej w czerwcu 1979 roku w czasie pierwszej pielgrzymki w Warszawie: „Wołam, ja, syn polskiej ziemi, a zarazem ja, Jan Paweł II, papież. Wołam z całej głębi tego Tysiąclecia, wołam w przeddzień Święta Zesłania, wołam wraz z wami wszystkimi: Niech zstąpi Duch Twój! Niech zstąpi Duch Twój i odnowi oblicze ziemi. Tej ziemi!” i odmienił nasz świat, naszą Ojczyznę, nasze serca i umysły ... Ale na krótko. Dziś światem rządzi pieniądz, każdy dzień przynosi wiadomości o nowych, krwawych konfliktach, zbrodniach, zamachach, o krzywdzie wyrządzanej człowiekowi przez człowieka. Co w nas zostało z nauczania Jana Pawła II, o którym tak wiele, chętnie i głośno mówiliśmy w dniu jego śmierci, pogrzebu, w czasie żałoby, do których wracamy wspominając kolejne rocznice wyboru, śmierci, beatyfikacji papieża Polaka. Może 27 kwietnia 2014 roku, w dniu kanonizacji Jana Pawła II warto powtórzyć apel sprzed 35 lat, ale kierując go już nie do Ducha świętego ale wprost do niego, do świętego Jana Pawła II: „My, synowie i córki polskiej ziemi, w dniu Twojej kanonizacji, wołamy do Ciebie: Niech zstąpi Duch Twój! Niech zstąpi Duch Twój i odnowi oblicze ziemi. Tej ziemi!”
Stanisław Milewski: Ja bym ujął to prościej: „Niech Twój Duch Ojcze Święty będzie z nami i nas napełnia”. Odnawiać może już nie trzeba, ale napełnić miłością, wiarą, nadzieją. Bo jeśli serca nasze pełne będą miłości i dobra to i odnowa nastąpi. W 1999 roku, w czasie najdłuższej pielgrzymki od Ojczyzny, w spotkaniach z Janem Pawłem II uczestniczył i jego słów słuchał co dziesiąty Polak. Gdyby dziś, ten co dziesiąty Polak, wziął do serca nauczanie Ojca Świętego i stosował je, Polska by się zmieniła. Ja też biję się w piersi, bo nie zawsze postępuję zgodnie z naukami papieża. Człowiek idzie czasami na łatwiznę, czasami brakuje czasu, żeby do tej nauki wracać, a trzeba to robić. Może ta kanonizacja okaże się kroplą drążącą serca i umysły Polaków na drodze ku odnowie naszej Ojczyzny, Europy i świata.
Po wizycie Jana Pawła II wasz dom znalazł się na „Papieskim szlaku” poświęconym przez Episkopat Polski, opisywany i polecanym w wielu przewodnikach polskich i zagranicznych. Przed krzyżem zatrzymywały się wycieczki rowerowe, prywatne samochody, autokary z wycieczkami szkolnymi, parafialnymi. Przyjeżdżali do was dziennikarze prasowi, radiowi, telewizyjni. Czy nie macie tego już dosyć. Czy nie męczą, a może wręcz denerwują prośby o to czy mogę usiąść na krześle, na którym siedział papież, czy możemy zrobić z wami zdjęcie, nakręcić film. To jeden z papieskich szlaków, z których ludzie zabierają słowa wypowiadane wprawdzie ustami, ale płynące z serc, czasami podkreślone spływającą po policzkach łzą. Ale, jak twierdzi jeden z kościelnych ekonomistów, w miejscach, w których przebywał papież powstał drugi szlak „szlak złotówkowy” (dolarowy czy euro), z którego nie zabiera się wspomnień, ale pamiątki z papieżem na awersie i miejscem, które odwiedzał na rewersie, pamiątki, które nikogo nie ubogacają, a niektórych wzbogacją.
St. Milewski: Chcielibyśmy żyć dalej tak cicho i spokojnie jak dotychczas, żeby świat o nas nie słyszał i nas nie widział. Ale, z woli Boga, wciągnięci zostaliśmy w historię papieża Polaka, jego pontyfikatu. Mamy zatem dawać i dajemy świadectwo prawdzie o Janie Pawle II i jego pontyfikacie. Bogactwo nas nie pociąga. Owszem, pieniądze są do życia potrzebne. Chciałbym dożyć czasów, że ojciec zarobi na godne utrzymanie rodziny, a matka zajmie się domem i wychowaniem dzieci. Niestety, dziś tak nie jest i niewiele wskazuje, żeby coś w tym zakresie maiło się zmienić na lepsze. A spotkania z ludźmi, którzy nas odwiedzają? One nas ubogacają, umacniają naszą wiarę, dają radość, którą możemy dzielić się z naszymi gośćmi. Zdarza się, że z ludźmi, których dopiero co poznaliśmy, żegnamy się tak jak ze starymi znajomymi.
Za kilka dni oczekiwana od dziewięciu lat kanonizacja Jana Pawła II? Wybieracie się Państwo na tę uroczystość do Rzymu?
Bożena Milewska: Będziemy ją przeżywać tu, w Leszczewie, w swoim domu, w swoim gronie.
Dlaczego?
Bożena Milewska: Powody są dwa: szwankuje zdrowie i pieniędzy na taką wyprawę nie ma. Jak widać żyjemy skromnie, z gospodarstwa.
St. Milewski: Tak długiej podróży nie wytrzymają moje plecy, a żona zawsze miała problemy w podróży.
Bożena Milewska: Uroczystość kanonizacji obejrzymy w telewizji, a po transmisji spotkamy się przy naszym pomniku, pomodlimy się.
Za półtora miesiąca minie 15 lat od wizyty Jan Pawła II w waszym domu? Czy ten dzień planujecie uczcić w jakiś szczególny sposób, czy będzie to dzień jak co dzień?
St. Milewski: Tu w Leszczewie nie obchodziliśmy żadnej rocznicy. W tym dniu spotykamy się w kościele w Wigrach i tam modlimy się w intencji Jana Pawła II, a po beatyfikacji również do niego.
Może warto w tym dniu i o godzinie, o której Jan Paweł II wkroczył do waszego domu, spotkać się przed pomnikiem, pomodlić się do już świętego Jana Pawła II?
St. Milewski: To ciekawy pomysł, warty rozważenia.
Dziękuję za rozmowę i do zobaczenia 9 czerwca 2014 roku o godz. 9.30 pod krzyżem upamiętniającym wizytę Jana Pawła II w domu Państwa Milewskich w Leszczewie.
Rozmawiał Tadeusz Moćkun
Fot. Marta Orłowska, Arturo Mari, arch. St. i B. Milewskich