Śmierć na żwirowni

Brutalne morderstwo wstrząsnęło Bakałarzewem. Zaginiony w piątek przedsiębiorca, został znaleziony martwy na terenie jednej z okolicznych żwirowni. Morderca zadał mu kilka ciosów nożem, a potem głęboko zakopał ciało. Po zatrzymaniu przyznał się do popełnienia zbrodni. Grozi mu dożywocie.

Dwaj mieszkańcy gminy Bakałarzewo znali się dość dobrze. Stykali się ze sobą wielokrotnie. Stefan N., brat wójta Bakałarzewa, prowadził we wsi działalność związaną z usługami budowlanymi. Marcin Ż. świadczył usługi ogrodnicze. W październiku 2009 roku obaj mężczyźni pracowali razem przy wykopie pod bakałarzewski pomnik Bakałarza. Ich drogi po raz ostatni skrzyżowały się w ubiegły piątek.

Stefan N. wyszedł z domu 27 listopada. Miał ze sobą dużą sumę gotówki. Nieoficjalnie mówi się, że było to nawet 100 tys. zł. Tego dnia miał sfinalizować transakcję. Jednak ślad po 41-latku zaginął. Następnego dnia na policję zgłoszono jego zaginięcie. Poszukiwania prowadzono m.in. na terenie żwirowni w sąsiedztwie wsi Bakałarzewo. Płytkie wykopy nie przyniosły rezultatu. Trzeba było użyć koparki.

Pierwszego dnia nie udało się odnaleźć zwłok zaginionego. Po zapadnięciu zmierzchu przerwano prace. Wznowiono je w poniedziałek i to właśnie tego dnia, przed południem, znaleziono zwłoki Stefana N. Świadkowie mówią, że wydobyto je na powierzchnię z głębokości ponad 3 metrów. Biegli doliczyli się na ciele ofiary jedenastu śladów po ciosach nożem.

- To zabójstwo - wyjaśnia Ryszard Tomkiewicz, rzecznik suwalskiej prokuratury. Sprawca został zatrzymany i przyznał się do popełnienia zbrodni. Ma być to właśnie Marcin Ż. Prawdopodobnym motywem zabójstwa były porachunki finansowe. Zatrzymanemu postawiono zarzuty. Grozi mu dożywocie. Jutro sprawa zostanie przekazana z prokuratury rejonowej do okręgowej.

(mkapu)