Lwowska Rada Miejska zwróciła się do prezydenta Ukrainy Poroszenki z wnioskiem o nadanie tytułów Bohaterów Ukrainy odpowiedzialnym za ludobójstwo Polaków na Wołyniu Romanowi Szuchewyczowi i Stepanowi Banderze.
Na sesji Lwowskiej Rady Miejskiej, w dniu 10 lipca 2014 roku, za odpowiednią uchwałą, której projekt wniósł radny Iwan Leszczyszyn, głosowało 51 radnych.
"Poprzez nielegalną i bezprawną decyzję wyższego sądu administracyjnego pozbawiono Stepana Banderę i Romana Szuchewycza tytułów Bohaterów Ukrainy. Oczywiście, decyzję o skasowaniu odpowiednich dekretów Prezydenta Ukrainy podjęto zgodnie ze wskazówkami z ówczesnego prezydenta - Wiktora Janukowycza, aby dogodzić Putinowi i Miedwiediewowi" - czytamy w uchwale zaadresowanej do obecnego ukraińskiego prezydenta.
"Przywrócenie tytułów Bohaterów Ukrainy Stepanowi Banderze i Romanowi Szuchewyczowi jest nie tylko wymogiem historycznej sprawiedliwości, ale i wymogiem Rewolucji Godności, która odbyła się pod hasłami walki narodowo-wyzwoleńczej" - głosi uchwała.
"Domagamy się od Prezydenta Ukrainy, aby powtórnie wydał ukaz o nadaniu Banderze i Szuchewyczowi tytułów Bohaterów Ukrainy" - wzywają radni.
Także Lwowska Administracja Obwodowa wystąpiła do prezydenta Petra Poroszenki o przywrócenie tytułu „Bohater Ukrainy” Szuchewyczowi i Banderze. Prosi o wydanie w tej sprawie prezydenckiego dekretu, który miałby dowieść „faktyczną niezależność Poroszenki”. Za „bezprawną i nielegalną” uznaje decyzję Naczelnego Sądu Administracyjnego Ukrainy z 2011 roku.
„Domagamy się od prezydenta Ukrainy Petro Poroszenko, aby ponownie wydał dekret o przyznaniu Stepanowi Banderze i Romanowi Szuchewyczowi tytułu Bohatera Ukrainy. Potwierdzi tym, że jest niezależnym prezydentem niepodległego państwa ukraińskiego, o które walczył i oddał swoje życie Stepan Bandera” – napisali autorzy apelu do głowy państwa.
W 2011 roku Naczelny Sąd Administracyjny Ukrainy (NSAU) uznał, że dekret ówczesnego prezydenta Juszczenki o przyznaniu tytułu Bohatera Ukrainy przywódcy jednej z frakcji Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów (OUN) Stepanowi Banderze oraz dowódcy Ukraińskiej Powstańczej Armii (UPA) Romanowi Szuchewyczowi był niezgodny z prawem.
NSAU utrzymał tym samym wyrok odbierający Banderze i Szuchewyczowi tytuły Bohatera Ukrainy, który rok wcześniej wydał okręgowy sąd administracyjny w Doniecku.
Decyzje te zaskarżył wówczas autor dekretu, były prezydent Wiktor Juszczenko. Apelacja, którą Juszczenko złożył wraz z żyjącym synem Szuchewycza, Jurijem, została odrzucona. Doniecki okręgowy sąd administracyjny uchylił dekret o nadaniu Szuchewyczowi tytułu Bohatera Ukrainy w kwietniu 2010 r.
Prezydent Juszczenko wydał dekret o pośmiertnym uhonorowaniu Szuchewycza w 2007 r. Bandera otrzymał tytuł Bohatera Ukrainy w styczniu 2010 r.
Stefan Bandera, to ukraiński polityk niepodległościowy o poglądach skrajnie nacjonalistycznych, przez część badaczy określanych jako faszystowskie, jeden z przywódców Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów, od 1940 r. przywódca jednej z dwóch istniejących frakcji Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów – OUN-B, od 4 kwietnia 1941 przewodniczący Prowodu OUN-B jako odrębnej organizacji. Roman Szuchewycz, jako główny dowódca UPA ponosi bezpośrednią odpowiedzialność za zaakceptowanie rzezi wołyńskiej jako taktyki UPA przeciwko Polakom i przeprowadzenie ludobójczej czystki etnicznej w Małopolsce Wschodniej na polskiej ludności cywilnej, których ofiarą padło co najmniej 100 tys. osób.
Czczą Banderę
Na Zachodzie Ukrainy, gdzie rządzi obecne niepodzielne nacjonalistyczna Svoboda, wciąż czczą obu tych polityków. Np. pomimo ostrzeżeń wielu organizacji, we Lwowie w dniu 27 kwietnia odbyła się parada z okazji kolejnej rocznicy powstania Dywizji SS "Galicja" (28 kwietnia). Według organizatorów, uczestniczyło w nim ok. 2 tys. osób, w większości młodych ludzi. Nieśli plakaty, transparenty oraz portrety żołnierzy dywizji SS-Galizien z napisem "Za Ukrainę bili się do śmierci".
Sformowana wiosną 1943 roku Dywizja SS „Galizien” odpowiada za liczne zbrodnie wojenne na terenie Polski, Słowacji i Jugosławii. Ukraińscy ss-mani zamordowali m.in. blisko 2.000 polskich cywilów w miejscowościach Huta Pieniacka i Chodaczkowo Wielkie.
Co ciekawe, w tegoroczną akcję włącza się nie tylko nacjonalistyczna Svoboda, ale i przedstawiciele lokalnej „Ojczyzny”. „Patriotyczni mieszkańcy mają prawo chodzić po ulicach rodzinnego miasta i uhonorować swoich bohaterów "- powiedziała przedstawicielka „Ojczyzny” dla lwowskich mediów. Marsze odbyły się też w Iwano-Frankowsku i Tarnopolu.
Głównymi Organizatorami imprezy były organizacja „Rodnaja Ziemlia” i Bractwo Studenckie im. Stepana Bandery.
Natomiast 11 maja br., we Lwowie tamtejsze władze współorganizowały koncert z okazji 70. rocznicy utworzenia dywizji SS-Galizien. Koncert odbył się na dwa tygodnie przed "Dniami Krakowa we Lwowie". Plakat zapraszający na imprezę głosi: "Przyjdźcie uczcić pamięć bohaterów". Na dole, wśród organizatorów, widnieje herb miasta Lwowa. Andrij Jaremko z biura prasowego lwowskiego magistratu powiedział „Gazecie Krakowskiej”, że, „władze miasta nie dofinansowują koncertu, ale go współorganizują”.
Prezydent Majchrowski imprezy nie odwołał.
..i rzeź Polaków
Natomiast 21 kwietnia br. działacze Prawego Sektora z obwodu równieńskiego uczcili 71. rocznicę napadu Ukraińskiej Powstańczej Armii na miasteczko Janowa Dolina, podczas którego okrutnie wymordowano ok. 600 polskich mieszkańców. Modlitwę w intencji upowców odmówił o. Ihor, dziekan Ukraińskiej Autokefalicznej Cerkwii Prawosławnej.
Do ataku na Janową Dolinę (obecnie miejscowość nosi nazwę Bazaltowe) doszło w nocy z 22 na 23 kwietnia 1943 roku (ówcześnie był to Wielki Piątek). Bojówkarze UPA pod dowództwem Iwana Łytwyńczuka „Dubowego”, wspierani przez okoliczne chłopstwo, wtargnęli do osady i zaczęli podpalać domy.
"Ludzie ginęli w płomieniach bądź byli zabijani, gdy ratowali się ucieczką z płonących zabudowań. (…) Złapani byli przywiązywani do drzew i podpalani lub pozbawiani różnych części ciała. Niektórzy zostali powieszeni. Do ofiar nie strzelano - ludzie byli mordowani siekierami, widłami a niemowlęta brano za nogi i rozbijano głowy o ściany" - pisali na podstawie relacji ocalałych Ewa i Władysław Siemaszkowie w książce "Ludobójstwo dokonane przez nacjonalistów ukraińskich na ludności polskiej Wołynia 1939-1945r.
W Drohobyczu, na głównym placu, na którym stoi katedra rzymskokatolicka, umieszczono niedawno wielki baner ku czci i pamięci UPA, zaś w Łucku podniesiono w marcu banderę UPA na wieży miejscowego ratusza. Nietrudno zgadnąć, co by się działo, gdyby na wileńskim ratuszu zaciągnięta jakiś nacjonalistyczny litewski baner.
Banderowiec szefem ukraińskiego IPN-u
Wołodymyr Wiatrowycz, były dyrektor archiwum Służby Bezpieczeństwa Ukrainy, zastąpił niedawno na tym stanowisku Walerija Soldatenko. Decyzję podjęła Rada Ministrów Ukrainy, wyznaczając na stanowisko szefa Instytutu Pamięci Narodowej Wołodymyra Wiatrowycza.
Podstawowym zadaniami ukraińskiego IPN-u są: zwrócenie uwagi społeczeństwa na historię Ukrainy, dbanie o poziom nauczania o walkach narodowo-wyzwoleńczych na Ukrainie w XX wieku i podejmowanie środków w celu zachowania pamięci o uczestnikach tych zmagań, a także o ofiarach głodu i politycznych represji. Tymczasem Wiatrowycz jest autorem tezy, iż zawołanie "Slawa Ukrajini - Herojam Sława" ma konotacje banderowskie. Wiatrowycz jest również podejrzewany o fałszowanie dokumentów w archiwum SBU za swojej kadencji, które miałyby wybielać OUN-UPA. Jest on autorem książki "Druga wojna polsko-ukraińska 1942-1947".
Jest też członkiem rady nadzorczej Muzeum "Więzienie na Łąckiego", które propaguje w swoich ekspozycjach tezę, iż II Rzeczpospolita - na równi z Niemcami i Sowietami - okupowała Lwów i Galicję Wschodnią.
A będzie jeszcze gorzej
W „Los Angeles Times”, w komentarzu opublikowanym wiosną br. na łamach tej gazety już po referendum na Krymie, dr Robert D. English z University of Southern California School of International Relations, ostrzegał, że Swoboda i Prawy Sektor są groźniejsze niż przedstawia to rosyjska propaganda i przypomina, że Swoboda oraz Prawy Sektor są gloryfikatorami Stepana Bandery, którego organizacja współpracowała z Hitlerem i dokonała masakry na Polakach i Żydach. „Ale od tego, co działo się dawniej - dowodzi - bardziej przerażające są ich plany na przyszłość. Neofaszyści otwarcie przyznają, że z ukraińskich szkół zostaną wycofane lekcje języków mniejszości narodowych, obywatelstwo dostaną tylko ci, którzy zdadzą specjalne egzaminy, tylko Ukraińcy będą mogli adoptować sieroty, nowe paszporty będą zawierać informacje o rasie ich posiadaczy. Dowiemy się więc, czy dana osoba jest etnicznie Polakiem, Rosjaninem, Żydem czy kimś innym. (…) Jak to możliwe, że ekstremiści zajęli kluczowe stanowiska w rządzie Ukrainy? Skoro Swoboda była jedynie małą frakcją w parlamencie, a Prawy Sektor to jedynie skrajna paramilitarna grupa – a ideologii tych środowisk nie podziela większość Ukraińców – to czy przypadkiem Putin nie ma racji? Czy nowy rząd jest wobec tego niereprezentatywny?”- pytał amerykański naukowiec R. English.
Bezkarne odbieranie własności
I co się dziwić, że lokalne władze na Ukrainie bezkarnie odbierają polską własność. To, co dał ukraiński sąd Polakom za czasów obalonego prezydenta Ukrainy Janukowycza, odebrał sąd wyższej instancji za czasów obecnych, ponoć wielce demokratycznych, władz Ukrainy. Stało się tak na wniosek mera Lwowa Andrija Sadowyja, który mieni się przyjacielem Polski i Polaków, ale nie ma zamiaru zwrócić tego mienia.
Chodzi o kościół św. Marii Magdaleny we Lwowie, wzniesiony przy reprezentacyjnej ulicy miasta, która dawniej nosiła imię marszałka sejmu galicyjskiego Leona Sapiehy, a obecnie nosi imię Stepana Bandery.
To nie jedyna świątynia, o którą toczą bój katolicy na Ukrainie. Wciąż nie ma żadnych działań w kierunku zwrócenia chociażby plebanii w Gródku Jagiellońskim, czy kościoła w Komarnie, który niszczeje, a katolicy, zimą czy latem muszą się modlić w cmentarnej kaplicy. Podobnie jest z budynkiem plebanii przy kościele pw. św. Antoniego również we Lwowie.
Katolicy z Białej Cerkwi na Ukrainie także wciąż bezskutecznie walczą o odzyskanie kościoła parafialnego, czemu nie sprzyja również napięta sytuacja polityczna - mówi ks. Jarosław Pałka, proboszcz jedynej katolickiej parafii w tym dwustutysięcznym mieście.
Odbieranie praw
Niemal cała Polska solidaryzowała się z walczącymi na Euromajdanie Ukraińcami. Niestety, nowa ukraińska władza rządy rozpoczęła od ograniczenia praw mniejszości narodowych.
Ukraiński parlament, już w pierwszym dniu po przejęciu w nim władzy przez wcześniejszą opozycję, uchylił ustawę, mocą której, w regionach „języki regionalne mniejszości narodowych” mogły pełnić rolę równoległego języka urzędowego dla władz publicznych i samorządowych w tych regionach, w których co najmniej 10% mieszkańców wyrazi taką wolę w formie petycji. W tekście ustawy wymieniono 18 takich języków, w tym m.in. język polski.
Dodatkowo ustawa przewidywała kary za publiczne znieważenie języka państwowego lub języków regionalnych celem tworzenia przeszkód w jego korzystaniu i łamania praw człowieka zgodnie z artykułem 161. Kodeksu karnego Ukrainy. Karane miało być też rozpalanie waśni na gruncie językowym.
Art. 11 ust. 2. gwarantował petentowi możliwość składania ustnych i pisemnych podań w języku regionalnym i otrzymywania w tym języku odpowiedzi. Regionalny język mógł być też stosowany na posiedzeniach organów samorządu terytorialnego, z zapewnieniem w razie potrzeby odpowiedniego przekładu.
Art. 13.ust. 1 wprowadzał też możliwość zapisu nazwiska obywatela w języku regionalnym oraz zapisu nazwiska na innych dokumentach poświadczających jego tożsamość. To samo dotyczyło dokumentów poświadczających stopień wykształcenia (ust. 2.).
Art. 27. Dotyczy nazw geograficznych i toponimów. Ustawa dopuszczała nazwy jednostek terytorialnych, stacji kolejowych, ulic, placów i innych (katalog nie został zamknięty) w językach regionalnych. W razie potrzeby stosowałoby się również łacińską transliterację nazwy danej jednostki czy obiektu z języka ukraińskiego.
Litwa, która tak mocno krytykowała obalonego prezydenta Janukowycza, miała jednak dobry wzór do naśladowania w kwestii mniejszości narodowych. Z tego prawa skorzystała nie tylko mniejszość rosyjska, ale i m.in. węgierska, mołdawska i rumuńska.
Europa protestowała, Polska milczała
Ostro na zniesienie ustawy zareagowały władze Rumunii, Węgier, a Parlament Europejski przyjął nawet 27 lutego br. specjalną rezolucje, która głosi: "PE wzywa ukraiński parlament i przyszły rząd do poszanowania praw mniejszości w kraju, w tym używania języków mniejszości rosyjskiej oraz innych. Wzywa się do przyjęcia nowych przepisów, zgodnie z zobowiązaniami Ukrainy w ramach Europejskiej Karty regionalnych języków".
Polskie władze nie wydały żadnego oficjalnego stanowiska. Jedynie w rozmowie z CCN, minister spraw zagranicznych delikatnie wspomniał, że uchylenie ustawy to był błąd”.
Ile Polaków na Ukrainie?
Oficjalnie Polaków na Ukrainie są 144 tysiące. Tyle mówią dane ze spisu powszechnego przeprowadzonego w tym państwie w roku 2001. Nieoficjalnie mogą być ich nawet 2 miliony. Są gminy, rejony, gdzie Polacy stanowią zdecydowaną większość:
- Strzelczyska - rejon mościcki, obwód lwowski – 97,7 %
- Łanowice – rejon samborski, obwód lwowski – 91 %
- Aleksandrówka – rejon starosieniawski, obwód chmielnicki – 78,1 %
- Doboszczówka, rejon mościcki, obwód lwowski – 64,3 %
- Maćkowce, rejon chmielnicki, obwód chmielnicki – 63,9 %
- Stara Huta, Krasna (Krasnoczora), rejon storożyniecki, obwód czerniowiecki – 61,6 %
Mało szkół
Jak pisał w portalu Kresy.pl, Marcin Skalski, polskie szkoły działają tylko w Mościskach (szkoła średnia), w Strzelczyskach (szkołach podstawowa), Lwowie (średnia i podstawowa), w Gródku Podolskim (szkoła średnia), szkoła wraz z przedszkolem działa też w Łanowicach. Dodatkowo klasy polskie działają w Stanisławowie, Kamieńcu Podolskim, Szepietówce, Chmielnickim, Żytomierzu. Są też sobotnio-niedzielne szkółki, najczęściej zlokalizowane przy polskich parafiach lub domach polskich, między innymi w Dolinie, Romanowie, Czerwonych Chatkach, Sobolówce, Bykówce, Gródku Jagiellońskim i Sądowej Wiszni. Dzieci uczą się tam języka polskiego, etnokultury
Ten niedostatek sprawia, że jedynie 10% młodych Polaków uczy się języka polskiego. Wyjątkowo niekorzystnie wypada to porównanie chociażby z Węgrami na Ukrainie, którzy pod tym względem notują wynik 103%, a więc po węgiersku uczą się nie tylko Węgrzy, ale inne narodowości zamieszkujące Ukrainę.
Zauważmy, że podczas, gdy w niespełna 3 milionowej Litwie jest kilkadziesiąt szkół polskim językiem nauczania (70 proc, przedmiotów jest nauczanych tu po polsku), to na Ukrainie działa tylko kilka szkół z polskim językiem nauczania, gdzie wykładany jest język (nie przedmioty, a język) polski z elementami etnokultury i historii Polski. Nie ma mowy ani o 70 ani nawet o 40 procentach lekcji po polsku, jak ma to miejsce na Łotwie. Nie ma mowy o tablicach miejscowości po polsku, czy nazwiskach w języku polskim w dowodach osobistych. Jednak cała uwaga przez ostatnie 20-lecie polskich polityków była skupiona na prawach mniejszości polskiej na Litwie, a nie na Ukrainie, Białorusi, Łotwie. Polacy na Ukrainie i Białorusi zostali pozostawieni sami sobie. Trudno tu o logikę.
Niechętni Polakom
Marcin Skalski zauważa, że Polacy w zasadzie nawet nie zdążyli skorzystać z dobrodziejstwa właśnie uchylonej ustawy. Jedna z przyczyn był sprzeciw lokalnych władz w Zachodniej Ukrainie, już od lat opanowanej przez ukraińskich nacjonalistów, którzy obecnie współrządzą całym krajem. Niektóre Rady obwodowe, na terenach zamieszkiwanych przez Polaków, podjęły już w 2012 roku samowolne decyzje uznające ustawę za nieobowiązująca na terenie tychże obwodów. Nie było odważnych, by poskarżyć się władzom krajowym. Polska udawała, podobnie, jak obecnie, że niczego nie widzi, nie słyszy.
Teraz jeszcze wrócą na piedestały twórcy UPA. Banderowcy i nacjonaliści mają się dobrze na Ukrainie. Mają swoją reprezentację w parlamencie, zdecydowaną przewagę w samorządach w tych rejonach, które graniczą z Polską i tam gdzie mieszka polska mniejszość. To jest bardzo niebezpieczne. Ruch banderowski zawsze był antypolski, antysemicki i proniemiecki. I obecnie jest tak samo. Będą gnębić mniejszość polską na Ukrainie. Robią to już samorządy – powiedział niedawno ksiądz Tadeusz Isakowicz-Zaleski na antenie TVP Info.
Rozpaczliwy list
Janina Kalinowska, przewodnicząca Stowarzyszenia Upamiętniania Polaków Pomordowanych na Wołyniu, napisała nawet rozpaczliwy list do marszałka Sejmu Ewy Kopacz. Ta, zamiast do Lwowa, pojechała do Wilna. W odróżnieniu do polskich polityków, pani Kalinowska sama często jeździ na Ukrainę i wie doskonale, jaka jest sytuacja tamtejszych Polaków. Uważa nawet, że „(…) i ci dobrzy Ukraińcy, kiedy ma tam rządzić banderowiec, powinni jak najszybciej wyjechać”. Bo i dla nich zabraknie miejsca a takim kraju.
W emocjonalnym liście do marszałek Ewy Kopacz p. Janina Kalinowska oceniła, że polskie władze prowadzą "bezkrytyczną politykę poparcia” dla nowych władz Ukrainy. Według Kalinowskiej, znaczną siłę stanowią w nich bowiem ugrupowania "nacjonalistyczne oraz faszyzujące", które nawiązują do "najmroczniejszych ideologii OUN-UPA i Stephana Bandery, wymierzonej w Polskę i Polaków". Rewolucję na Ukrainie nazwała "brunatną", a polskie poparcie dla niej - "lekkomyślnym". - O godzinie pierwszej w nocy zrywam się i patrzę, czy jakiś Ukrainiec nie chodzi dookoła domu, czy nie podlewa benzyną i nie będzie nas palił - mówi Onetowi Janina Kalinowska, przewodnicząca Stowarzyszenia Upamiętniania Polaków Pomordowanych na Wołyniu, o powrocie wspomnień w związku z rewolucją na Ukrainie.
List pozostał bez echa.
Jan Wyganowski