Kilka tygodni temu przez Polskę przeszedł spór o ubój rytualny. Cicho było jednak o uboju sanitarnym. I to mimo że zmiany w przepisach sprawiły, że przestał on istnieć. Tematem tym zainteresował się niedawno radny powiatu suwalskiego Stanisław Szwengier.
- Czy na terenie powiatu suwalskiego istnieje ubój sanitarny zwierząt, czy jest taka rzeźnia, która się tym zajmuje - dociekał radny Szwengier. Samorządowiec chciał się dowiedzieć co zrobić ze zwierzęciem, które w sposób nagły uległy wypadkowi. W takim przypadku nie można go obecnie nigdzie wieść. - Jeśli, chodzi o ubój sanitarny w rozumieniu tego co było dotychczas, już nie istnieje - wyjaśniał mu Józef Hańczuk, powiatowy lekarza weterynarii.
Okazuje się rzeźnie, obawiając się opinii, że skupują padłe sztuki wystąpiły o przygotowanie procedur w takich sytuacjach. - Lekarz, który sprawuje opiekę musi przyjechać, dokonać tzw. badania przedubojowego. Natomiast ubojowiec musi to zwierzę ubić na miejscu, nie w rzeźni i dopiero wówczas taką sztukę można wieść do rzeźni - tłumaczy Hańczuk. Do ubojni trafiać mają tylko i wyłącznie zwierzęta zdrowe.
Powiatowy weterynarz mówi też, że należy zapomnieć o tym, „jak się kiedyś woziło do Olecka, do Suwałk, sztuki takie, które leżały dwa-trzy tygodnie". - Ubite zwierzę należy w całości zawieść do rzeźni. Latem należy to zrobić w ciągu dwóch godzin - podkreśla.
O tym, czy ubite po wypadku zwierze nadaje się do spożycia oceni dopiero weterynarz w rzeźni. - Lekarz, który sprawuje opiekę zwyczajowo, przyjechać i przed ubojem dokonać badania, czy zwierzę może być zabite, bo jeśli mięso jest nie zdatne to należy je uśpić - wyjaśnia Józef Hańczuk.
(mkapu)