Prokuratura umorzyła postępowanie dotyczące zniknięcia auta augustowskiej policji. Samochód przepadł jak kamień w wodę w lutym. O tej bulwersującej sprawie donosiły media w całej Polsce.
Podczas śledztwa okazało się, że niebieski, używany m.in. przez komendanta kilkuletni fiat bravo, został skradziony nie z policyjnego parkingu, jak opowiadali najpierw zawstydzeni funkcjonariusze, a z zamkniętego na kłódkę policyjnego garażu.
- Złodzieje przecięli kłódkę i ukradli samochód. Sprawcy nie ustalono, dlatego prokuratura podjęła decyzję o umorzeniu śledztwa w tej sprawie – mówi Ryszard Tomkiewicz, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Suwałkach.
- Nie komentujemy tego, bo to decyzja prokuratury. Tuż po zdarzeniu komendant wojewódzki zlecił kontrolę w Augustowie. Wykazała uchybienia w dokumentacji dotyczącej zabezpieczeń – mówi podinspektor Andrzej Baranowski, rzecznik prasowy Podlaskiego Komendanta Wojewódzkiego Policji.
Sprawa od początku wzbudzała wiele komentarzy i podejrzeń. Jak to możliwe, że złodzieje wzięli akurat na cel używane auto, zamknięte w policyjnym garażu? Przed osiedlami zaparkowanych jest mnóstwo nowych, dużo bardziej wartościowych samochodów.
- Owszem, pojawiało się dużo przypuszczeń. Otrzymywaliśmy na przykład informację, że samochód brał udział w stłuczce i potem został zatopiony. Sprawdzaliśmy te doniesienia. Nie znaleźliśmy żadnych dowodów, które mogłyby je potwierdzić. Dlatego musieliśmy sprawę umorzyć – tłumaczy Tomkiewicz.
Mało warte auto wyparowało jak kamfora. Winnych nie ma, pozostała tylko plama na policyjnym honorze.
(just)