Trwa akcja charytatywna na rzecz rodziny Staśkiewiczów z Szypliszk, którzy w wyniku pożaru stracili dach nad głową. Sześć osób mieszka kątem u znajomych. 78-letnia babcia nie przeżyła.
Do tragicznego pożaru doszło pod koniec maja. W środku nocy w domu rozległ się wybuch.
- To nie był jakiś bardzo głośny huk. Myślałam, że na dole coś się przewróciło. Ja i brat spaliśmy w pokoju na górze. Potem usłyszeliśmy krzyk taty, który kazał nam szybko schodzić na dół. Wszędzie było już pełno gryzącego dymu. Tata wyciągał moje rodzeństwo za ręce z domu. Zdążył jeszcze złapać brata. Ja zostałam na górze – opowiada siedemnastoletnia Patrycja Staśkiewicz (na zdjęciu z prawej).
- Wybiegłam na balkon. Mama krzyczała, żeby dzwonić na straż pożarną. Dzwoniłam dwa razy. Tata nie mógł już po mnie przyjść. Miał problemy z oddychaniem. Potem odwieziono go do szpitala z podejrzeniem poparzenia dróg oddechowych. Machał do mnie, krzyczał, żebym zsuwała się po dachu. Bardzo sią bałam, ale powoli schodziłam, potem skoczyłam. Na szczęście, nie było wysoko. Mama krzyczała: „Zdzisiek, ratuj mamę!”. Ale tata nie dał już rady babci wyciągnąć – mówi.
- Babcia nie wstawała z łóżka. Była chora. Potem tata mówił, że to właśnie babcia pierwsza wszczęła alarm. Żeby nie zauważyła pożaru, nie wiem, co by z nami było. Dzięki babci nie spaliliśmy się wszyscy. Mama strasznie krzyczała, ale nie dało się już nic zrobić – opowiada Patrycja.
- Tata zdążył jeszcze powiedzieć strażakom, żeby butle z gazem z domu wynieśli. Potem zabrało go pogotowie – relacjonuje siedemnastolatka.
Pogorzelców - rodziców oraz czworo dzieci w wieku od 11 do 17 lat, przyjęli pod swój dach znajomi, także z Szypliszk. Wójt i parafia natychmiast zadeklarowali pomoc. Wpłynęły pierwsze pieniądze, ubrania i meble. Ale to kropla w morzu potrzeb. Spalony dom nadaje się tylko do rozbiórki. Trzeba odbudować nowy, a to olbrzymie pieniądze.
Staśkiewiczowie mają nieduże, kilkuhektarowe gospodarstwo. Nie daliby rady utrzymać się tylko z roli, dlatego oboje dorabiają.
Od poniedziałku, do końca miesiąca w pomoc pogorzelcom włączyło się suwalskie Centrum Trójki. Wolontariusze wraz z Suwalskim Stowarzyszeniem Klub Abstynentów FILAR, Fundacją Rozwoju Inicjatyw Społecznych WIDOK, studentami z Państwowej Wyższej Szkoły Zawodowej w Suwałkach prowadzili w minioną środę na Placu Marii Konopnickiej w Suwałkach zbiórkę pieniędzy na rzecz Staśkiewiczów.
Kto nie zauważył przebierańców z puszkami, może wrzucić pieniądze do specjalnie oznakowanych pojemników w Centrum Trójki, przy ul. Kościuszki 71. Można tam również przynosić przedmioty potrzebne rodzinie.
- Mamy już trochę ubrań. Najbardziej potrzebne są garnki, sztućce, talerze – mówi Patrycja.
Potrzebne są też oczywiście meble, sprzęt AGD, materiały budowlane i pieniądze. Wpłat można dokonywać na konto:
89 2030 0045 1170 0000 0496 3940
Tel. do fundacji WIDOK - 669907694
Każda złotówka trafi do rodziny Staśkiewiczów.
Wymiary ubrań:
Dzieci:
Kinga - 11 lat – wzrost 160 cm, obwód pasa – 72 cm, nr buta – 37
Michał – 13 lat – 174 cm, 85 cm, 44
Łukasz – 16 lat – 181 cm, 88 cm, 43
Patrycja – 17 lat – 170 cm, 80 cm, 38
Rodzice:
Dorota – 168 cm, 2XL, 40
Zdzisław – 188 cm – 110 cm, 46-47
Czytaj też:
[30.05.2014 r.] Pomoc dla pogorzelców z Szypliszk
(just)