Na metr kwadratowy żwirowej nawierzchni odcinka ulicy Armii Krajowej, od ul. Prymasa Stefana Kardynała Wyszyńskiego do Północnej, przypada więcej dziur niż na kilogram pokrojonego w plastry szwajcarskiego sera. Stan ulicy można też porównać do terenu po partyzanckiej bitwie na ręczne granaty. Jest późna jesień. Pada deszcz, przymrozki ścinają kałuże, które promienie słońca lub koła przejeżdżających aut zamieniają w błotną maź. Z dnia na dzień przybywa nowych dziur, a stare powiększają się o kolejnych kilka czy kilkanaście centymetrów kwadratowych.
Dziś jazda tym odcinkiem ulicy przypomina slalom, z zaliczanymi co kilkanaście metrów wpadkami i „krótkimi skokami naprzód”. A jeżdżących jest tu sporo. Są to głównie mieszkający w rejonie ulic Kowalskiego i Falka pracownicy FM „Forte”, a także mieszkańcy osiedla Kamena, skracający drogę do i z marketów Obi czy Kaufland. Ale nieobcy jest też widok wyładowanych gruzem ciężarówek. Codziennie trasę, w jedną stronę, pokonuje ponad 100 aut. Nic zatem dziwnego, że stan żwirowej nawierzchni jest coraz gorszy. Jak żwirowa nawierzchnia Armii Krajwowej będzie wyglądała po wiosennych roztopach nawet trudno sobie wyobrazić.
W planach inwestycyjnych miasta na lata 2014-2020 przewidziano budowę obwodnicy wschodniej (od Utraty przez Sejneńską, Północną do Pułaskiego), której fragment stanowi owa żwirwóka. Ale pokrycie jej asfaltem nastąpi dopiero w III etapie realizacji inwestycji. Kiedy? Przed rokiem 2020 jeśli wierzyć urzędowym dokumentom.
Okazuje się, że na poprawienie stanu drogi nie trzeba czekać aż siedem lat, a kilka dni.
- Jeszcze dziś polecę dyrektorowi Zarządu Dróg i Zieleni wysłanie na tę ulicę równarki i doprowadzenie jej do stanu przejezdności – usłyszeliśmy z ust Czesława Renkiewicza, prezydenta Suwałk.
Mamy nadzieję, że równie zdecydowanie polecenie szefa wykonają jego podwładni.