Jednym z pierwszych kroków nowego właściciela suwalskiego Kruszbetu były propozycje niższych wynagrodzeń i gorszych warunków pracy. Związkowa Solidarność nie zgadza się z takim działaniami władz spółki, która jeszcze niedawno przynosiła ogromny zysk. Pracownicy wskazują inne miejsca, gdzie można znaleźć oszczędności.
W kwietniu Kazimierz Rupiński, przedsiębiorca z Szumowa wykupił pakiet większościowy akcji suwalskiego Kruszbetu. Biznesmen oprócz tego prowadzi m.in. zakład produkcji kruszyw oraz świadczy usługi transportowe. Za akcje działającej od 43 lat spółki zapłacił ich piętnastokrotną wartość.
- Firma w kwietniu miała około 1,5 mln złotych zysku. Kilka miesięcy po zmianie właściciela okazało się, że jesteśmy niemal tyle samo na minusie - bulwersują się związkowcy z Solidarności. Ich zdaniem w firmie dzieje się coś niepokojącego. Produkcja nie zmniejszyła się, a w kraju popyt na ich produkty rośnie.
Władze spółki, z którymi mamy spotkać się w przyszłym tygodniu, narzekają natomiast, że jest coraz gorzej i proponuje cięcia. Początkowo mówiono o zwolnieniu nawet 54 pracowników.
- Dziewięciu z nas dostało wypowiedzenia, kolejnym 23 zaproponowano zmianę warunków na gorsze. To w większości osoby z długim stażem pracy, które pracowały przez u nas lata - alarmują pracownicy Kruszbetu.
Proponowane zmiany dotyczą nie tylko niższych wynagrodzeń i niekorzystnie rozliczanego czasu pracy. Ci, którzy przychodzą do Kruszbetu po godzinach lub w soboty, muszą na ten czas podpisać umowy Natrixem, inną firmą Rupińskiego. Stawka jest tam niższa, a dodatkowe obowiązki nie są liczone jako nadgodziny. Pracowników przenosi się też do różnych oddziałów tej firmy. Dla osób tuż przed emeryturą, to często zbyt duże wyzwanie.
Związkowców dziwią też inne kroki podjęte przez nowego zarządcę Kruszbetu.
- Samochody spółki sprzedano Natrixowi. Teraz Kruszbet wynajmuje swój stary sprzęt do wożenia kostki i płaci za to duże sumy. Czy to ma sens? - pyta związkowa Solidarność.
Pracownicy wspominają też, że wcześniej wymiany oleju i naprawy sprzętu przeprowadzali sami. Obecnie każdą taką pracę wykonuje zewnętrzna firma, która liczy sobie za to niemałe pieniądze. Jej właścicielem jest właśnie nowy główny akcjonariusz Kruszbetu.
Pracownicy nie chcą zaakceptować nowych warunków zatrudnienia. Niemal pewne jest, że zarząd spółki z wieloma z nich spotka się w sądzie pracy. Związkowcy nie wykluczają też akcji protestacyjnej.
(mkapu)