Przed Sądem Rejonowym w Suwałkach rozpoczął się proces pięciu osób, głównie członków Komitetu Obrony Demokracji, oskarżonych o zakłócanie porządku publicznego podczas otwarcia wystawy poświęconej Armii Generała Andersa w Archiwum Państwowym w Suwałkach.
Na otwarciu ekspozycji, które miało miejsce 4 marca, trzy dni przed wyborami uzupełniającymi do senatu, obecni byli ówczesna kandydatka PiS na senatora Anna Maria Anders, Jarosław Zieliński, wiceminister Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji oraz jego szef Mariusz Błaszczak. Przemówienia ministrów nie spodobały się przebywającym na sali sympatykom (teraz już w większości członkom) KOD-u oraz jednej z suwalskich emerytek. Głośno wyrazili swoje niezadowolenie. Doszło do nieprzyjemnej wymiany zdań i przepychanek.
Sprawą zajęła się policja. Zarzuty zakłócania porządku publicznego usłyszało pięć osób: Stefania R., emerytka z Suwałk (nie zezwala na podawanie swoich danych i publikację wizerunku), Marcin Skubiszewski z Warszawy, Bartosz D. (także z Warszawy), Rafał Linczuk oraz Piotr Łopaciuk. Wszyscy nie przyznają się do winy.
Stefania R., która w Archiwum zwróciła uwagę, że dostała symboliczną podwyżkę emerytury, a Rydzykowi przekazywane są miliony, odmówiła składania wyjaśnień. Zeznała jedynie, że z przyczyn zdrowotnych ma bardzo donośny głos, że nie wydawało się jej, aby krzyczała.
Rafał Linczuk twierdzi, że wyraził jedynie swoje niezadowolenie.
- To było podyktowane impulsem. Pani Costa zaczęła prowadzić swoją kampanię wyborczą. Pamiętam jak minister Błaszczak przedstawił ją jako „miejmy nadzieję – przyszłą panią senator”. Wyraziłem swoje niezadowolenia na głos. Gdyby te słowa nie padły, pewnie bym nie zareagował – mówił przed sądem.
Marcin Skubiszewski od wielu lat interesuje się kwestią przestrzegania prawa wyborczego. Pięciokrotnie był obserwatorem wyborów w Polsce i za granicą, m.in. z ramienia OBWE, PiS-u i Fundacji Batorego.
- Gdy dowiedziałem się, że w Suwałkach tuż przed wyborami odbędzie się otwarcie wystawy poświęconej Armii Generała Andersa, a w wyborach do senatu kandyduje jego córka, od razu nabrałem podejrzeń, że jest to element kampanii, spraw brudna, złamanie prawa wyborczego – zeznawał w sądzie.
- Przyjechałem do Suwałk, aby wziąć udział w seminarium KOD-u w Aquaparku i postanowiłem nagrać też to wydarzenie. Nazywany jestem „człowiekiem z kamerką”, bo miałem ją na szyi. Nie planowałem zabierać głosu, ale tam nie było nawet pozorów czystości. Sam fakt, iż na wystawie byli obecni szef MSWiA i jego zastępca, wskazywały, że był to ewidentnie element kampanii wyborczej. Oczywiście mieli prawo tam być, ale zazwyczaj w polityce się tego nie robi. To wykraczało poza polityczne reguły. Po tym, gdy panią Anders przedstawiono jako „miejmy nadzieję przyszłą senator” zapytałem, czy to wydarzenie jest organizowane z pieniędzy państwowych, czy przeznaczonych na kampanię. Nazwano mnie pijakiem, pytano, czy się modlę i czy mam Boga w sercu. Tych ludzi, którzy na nas krzyczeli nie ma na sali. Dlaczego?- pytał.
- Mnie pewien mężczyzna zrobił zdjęcie telefonem komórkowym i powiedział, że mnie „załatwi”. Zostałem też nazwany „ubekiem”, „donosicielem”, „faszystą” i „gestapowcem”. Policjanci to wszystko widzieli – mówił Piotr Łopaciuch.
- Zarzuty są absurdalne. Uważam, ze w archiwum zostało złamane prawo wyborcze. Wcześniej protestowałem przeciwko zmianom w Trybunale Konstytucyjnym i uważam, że w odwecie za to postawiono mnie przed sądem. Miałem prawo jako obywatel zaprotestować przeciw łamaniu prawa. Nie przyszło mi do głowy zakłócanie wystawy o generale. To właśnie policjanci powinni zwrócić uwagę ministrom, że archiwum to nie miejsce na kampanię – tłumaczył Bartosz D.
Wezwany w charakterze świadka Tadeusz Radziwonowicz, dyrektor Archiwum Państwowego w Suwałkach przyznaje, że z propozycją zorganizowania wystawy zadzwonił do niego minister Jarosław Zieliński.
- Zgodziłem się, bo była to okazja do zorganizowania wartościowej wystawy. Przypadały ochody rocznicowe związane z generalem Andersem. Przeszłość ma dla mnie bardzo duże znaczenie. Koszty realizacji były niewielkie, bo wystawa była już gotowa. Można ją było oglądać już rok wcześniej. We współpracy z ministrem Zielińskim zorganizowaliśmy kilka wystaw. Nie przypuszczałem, że podczas tej dojdzie to takiej sytuacji. Zabrakło mi wyobraźni – tłumaczył Radziwonowicz.
Przyznał jednocześnie, że podczas odczytywanej przez niego prezentacji historycznej publiczność nie zakłócała wystąpienia.
- Całe zdarzenia zostało nagrane. Musieliśmy dążyć do ukarania sprawców zakłócania porządku – mówił podinspektor Jarosław Golubek, naczelnik wydziału prewencji Komendy Policji w Suwałkach.
W charakterze świadka sąd chce przesłuchać również Jarosława Zielińskiego. Obwinionym grozi do 5 tys. złotych grzywny, ograniczenie wolności lub miesiąc w więzieniu. Kolejna rozprawa 22 grudnia o 10.00.
(just)
[16.11.2016] Przeszkadzali pani Anders. Protest sympatyków KOD-u w Suwałkach