Konsekwentnie realizuje swoje marzenie – zdobyć Koronę Ziemi. Wybiera górę, na którą wejdzie, nawiązuje współpracę ze sponsorami, sumiennie przygotowuje się do wyprawy. Nadaje też jej głębszy sens – przy okazji wspinaczki zwracała już uwagę na problemy afrykańskich dzieci, które do szkoły chodzą boso po kilka kilometrów i nie mają czym pisać, a ostatnio tych całkiem „europejskich”, które borykają się z odrzuceniem z powodu dysfunkcji.
O tym, że zdobędzie Koronę Ziemi, poinformowała rodzinę ponad rok temu. Być może nie wszyscy do końca dawali temu wiarę. Chociaż ci, którzy znali już jej wcześniejsze kolarskie zacięcie i miłość do Tatr – pewnie od razu wyczuli, że trzeba jej słowa traktować na serio.
Suwalczanka Zuzanna Andruczyk właśnie wróciła z Rosji. Kilka dni temu stanęła na szczycie Elbrusa, na „Dachu Europy”. To trzeci szczyt, po Mont Blanc i Kilimandżaro, który zdobyła.
- To było fantastyczne przeżycie, choć momentami było bardzo trudno – opowiada.
Na to, aby wejść na szczyt góry wraz z piątką towarzyszy swojej wyprawy dali sobie dziesięć dni. Udało się w cztery, bo natrafili na korzystne „okienko” pogodowe.
Zdobywać szczyt wyszli o 3.00 w nocy. Na początku było bardzo spokojnie. Na wysokości 4400 m.n.p.m. pogoda zaczęła się nagle psuć.
- Wiał silny wiatr w porywach do 60-70 km/h, temperatura spadła do -20 stopni Celsjusza. Nie poddaliśmy się jednak. Szliśmy dalej. Na wysokości 5350 m. n.p.m. zrobiło się słonecznie, cieplej. Na samej górze było tak pięknie, że zaczęłam płakać. Bardzo się wzruszyłam. Byłam tam prawie pół godziny. Widoki zapierały dech w piersiach – opowiada pani Zuzanna.
Każdy z etapów wspinaczki pamięta bardzo dobrze, bo wcześniej dokładnie je omawiali.
- Najpierw dotrzeć z Azau 2330 m. n.p.m. do tak zwanych Beczek na wysokości 3800 metrów. Zajęło nam to sześć godzin. Był upał, potem trochę zimniej, wietrznie. Ponad dwudziestokilogramowy plecak dawał mi nieźle w kość. Nie chcieliśmy jednak korzystać z kolejki, chociaż robiło tak wielu wspinaczy – opowiada.
Kolejny etap – 3800 – 4300 m.n.p.m., powyżej obozu Priut 11.
- Przeszliśmy przez zamieć śnieżną do drugiego obozu. Rozbiliśmy namiot między skałami, na tak zwanej „Grzędzie” To było świetne miejsce na obozowisko. Piliśmy wodę z roztopionego śniegu, nasz obiad składał się z liofilizowanej żywności. Wiało jednak koszmarnie, zacinał śnieg. Nie mogliśmy opuścić namiotu. Dopiero około 2.00 zrobiło się spokojnie. Wtedy Adrian podjął decyzję, że próbujemy zdobyć szczyt – trasę 4300 – 5642 m.n.p.m. Godzinę później byliśmy już na szlaku. 21 sierpnia około godziny 10:41 rosyjskiego czasu z wielką radością rozwinęłam flagę suwalskiej Niepublicznej Szkoły Terapeutycznej „Bajka” na wierzchołku Elbrusa. Ta flaga dodawała mi sił w kryzysach – podkreśla.
„Bajkowa” flaga ma zwrócić uwagę na problemy, z którymi na co dzień borykają się osoby z autyzmem, zespołem Aspergera, czy innymi dysfunkcjami.
- Zawsze byłam dużo niższa od rówieśników. Mam też ciemniejszą karnację. Nieraz byłam niegrzecznie wypytywana, robiono mi głupie uwagi. Przejmowałam się nimi zwłaszcza w okresie dojrzewania. Ludzie potrafią być bardzo wścibscy, bezczelni. Autystycy i ich rodzice mają o wiele gorzej, a przecież autyzm to nie choroba tylko odmienność. W „Bajce” przekonałam się, jak wiele talentów mają osoby z autyzmem. Pani Urszula Duda wykonuje wspaniałą pracę. Była bardzo zadowolona, gdy powiedziałam, że chcę wnieść flagę „Bajki” na szczyt Elbrusa – mówi.
Schodzenie po prawie dziewięciu godzinach wspinaczki nie było łatwe.
- Byłam już bardzo zmęczona. Walczyłam z sennością. To była dla mnie prawdziwa próba charakteru. Za nami jechała ciężarówka przecierająca szlak na Elbrusa. Kierowca trąbił, zachęcał, żebyśmy z nim zjechali na dół. Nie zgodziliśmy się. Dla zasady. Każdą z gór chcę zdobyć „na własnych nogach”, bez wspomagania się kolejkami linowymi, wyciągami. Po wspinaczce spałam pół dnia. Odpoczywałam drugie tyle.
Nie zabrakło okazji do zwiedzania.
- Rosja to ciekawy kraj. Chyba przeżyłam pewnego rodzaju szok kulturowy. Zaskoczyła mnie zwłaszcza przestarzała infrastruktura: zardzewiałe, stare wyciągi, walające się wielkie rury, zarośnięte fundamenty, śmieci. Nie mniej jednak Rosjanie są bardzo przyjaznymi, życzliwymi ludźmi. Nie odmawiali pomocy kiedy ktoś jej potrzebuje. Byłam również zachwycona Gruzinami. W Batumi, gdzie regenerowaliśmy się po wspinaczce, pozwolono nam rozbić namiot na trawniku w centrum miasta, tuż pod luksusowym hotelem! Podczas spaceru po mieście miałam okazję przekonać się jak otwarci potrafią być mieszkańcy tego kraju. Usiedliśmy przy stole w środku jednego z tamtejszych osiedli obok bawiących się dzieci. Nie wiadomo kiedy zaczęli przychodzić do nas zaciekawieni mieszkańcy. Ktoś przyniósł kawę, kawałki arbuza, miejscowe kaczapuri. Wokół stołu zebrało się mnóstwo osób, całe rodziny. Zrobiła się prawdziwa biesiada. Gruzini są naprawdę wyjątkowo gościnni i sympatyczni – zachwyca się Z. Andruczyk.
Jak mówi, choć wejście na Mont Blanc było trudniejsze technicznie niż kaukaski Dach Europy, Elbrus naprawdę „dał jej po tyłku”. Zmęczył nie tylko fizycznie, ale i psychicznie. A która góra będzie następna?
- Pewnie Aconcagua w Ameryce Południowej. Już myślę, kiedy i jak zorganizować wyprawę – dodaje suwalczanka.
(just)
Zuzanna Andruczyk
[21.08.2017] Kolejny szczyt zdobyty. Zuzanna Andruczyk na Elbrusie
[15.02.2017] Niezwykłe krajobrazy i mróz do -25 stopni. Zuzanna Andruczyk zdobyła Kilimandżaro [zdjęcia]
[30.08.2016] W małym ciele wielki duch. Zuzanna Andruczyk o wyprawie na Mont Blanc [zdjęcia]
[19.08.2016] Zuzanna Andruczyk zdobyła Mont Blanc