Kilkadziesiąt tysięcy ludzi przewinęło się w sobotnie popołudnie i wieczór przez suwalskie lotnisko. Widzów trzeciej edycji pokazów lotniczych Odlotowe Suwałki Air Show byłoby znacznie więcej, gdyby nie fatalny dojazd na lotnisko.
W korkach, w zależności od pory dnia, trzeba było odstać od 40 minut do ponad godziny. Duża część kierowców już po kilkunastu minutach tracila wiarę, nie wytrzymywała i po prostu zawracała.
- Jechałem z rodziną od strony obwodnicy Suwałk, utknęliśmy w korku. Poszedłem sprawdzić, dlaczego tworzy się taka kolejka z każdej z trzech dojazdowych tras – opowiada jeden z zawiedzionych organizacją dojazdu. – Okazało się, że bilety wjazdu na olbrzymi parking sprzedają ledwie dwie dziewczyny. Owszem, było tam kilku żołnierzy, ale tylko one wpuszczały pojazdy. Udogodnieniem miała być sprzedaż wjazdówek on-line. Co z tego, kiedy i tak trzeba było swoje odstać w korkach. Szkoda, złą organizacją można zepsuć każdą imprezę.
Na suwalskich ulicach nie sposób wytyczyć bus pasu, w korkach stały więc też specjalne autobusy komunikacji miejskiej, które za darmo dowoziły chętnych na lotnisko. Kierowcy aut osobowych, którzy już dotarli na miejsce, stresowali się, jak to będzie w drodze powrotną.
Powodów do narzekań nie mają ci, którzy na Air Show wybrali się pieszo, rowerami i hulajnogami. Miejscy urzędnicy muszą jednak wyciągnąć wnioski, by opowieści o trwonieniu czasu w drodze na teren przy ul. Wojczyńskiego i z powrotem nie przytłaczały wrażeń z tego, co działo się na lotnisku i na niebie.
Odlotowe Suwałki mają szczęście do pogody. Impreza idealnie wstrzeliła się między burzowy piątek i upalną niedzielę.
- Pilnujemy terenu już od środy do północy z soboty na niedzielę – opowiada nam jeden z pracowników ochrony. W piątek baliśmy się burzy, na szczęście poszła bokiem.
W sobotę pod wieczór na niebie nie było już ani jednej chmurki. Dobrze, bo było na co i kogo popatrzeć. Na ziemi pokazy przeprowadzali żołnierze i strażacy, były strefy zabaw dla dzieci i o wiele więcej niż przed rokiem stoisk gastronomicznych. Widzowie z Suwałk i całego regionu tez wyciągnęli wnioski poprzednich edycji. Pozabierali ze sobą koce, krzesełka, leżaki, a nawet namioty. Duża część zaopatrzyła się w aparaty fotograficzne i kamery.
Najważniejsze działo się nad ziemią i rzeczywiście było co uwieczniać. Fantastyczne pokazy na czterech dwuosobowych odrzutowcach zafundowała łotewska grupa Baltic Bees Jet Team, która wspaniale ewolucje ćwiczyła na suwalskim niebie przez kilka wcześniejszych dni. Wielką klasę zademonstrowali piloci wojskowych odrzutowców MiG-29 i FA-50 a także zespołu Orlen Grupa Akrobacyjna Żelazny, piloci motolotni i spadochroniarze, a także akrobatka ćwicząca na szarfie pod balonem.
Odwagą zaimponowały dziewczyny ze szwedzkiej grupy Scandinavian Airshow Skycats Wingwalker, które latały na skrzydłach samolotu Grumman, podczas gdy pilot co chwila wywijał pętle i beczki. Umiejętnościami pilotażu akrobatycznego na światowym poziomie popisywali się Marek Choim i gromko oklaskiwany Litwin Igoris Lobanovas
Suwalska Szkoła Lotnicza, której Miasto, powierzyło pieczę nad ty, co działo się na niebie, ma nadzieję, że przybędzie jej kursantów do nauki pilotażu. Mimo że bilety za krótki przelot kosztowały 200-250 zł od osoby, nie brakowało bowiem chętnych, by wzbić się w powietrze awionetką czy śmigłowcem.
Tekst i fot. Wojciech Drażba