Co roku pod Pomnikiem Straceń zbierają się ci, którzy chcą zamanifestować swoje przywiązanie do tradycji Święta Pracy. Jest ich jednak z roku na rok coraz mniej. Suwalczanie, pracujący na trzy zmiany przez siedem dni tygodnia, tego dnia, zamiast pochodów i manifestacji, wybierają grilla i działkę.
Suwalskie SLD i OPZZ od lat nie organizują już pochodów pierwszomajowych. Działacze związkowi, samorządowcy i politycy zbierają się na ulicy Sejneńskiej i składają kwiaty pod Pomnikiem Straceń. W tym roku było ich dużo mniej niż w ubiegłym, bo tylko około 30 osób. Cała uroczystość Święta Pracy trwała zaledwie kwadrans.
Podobnie jak przed rokiem gorzkie słowa padły z ust związkowców. - Od 25 lat jesteśmy rzekomo we własnym domu. Dla niektórych ten dom to jedynie przytułek - mówiła Julianna Sawicka z OPZZ. Działaczka związkowa zapowiedziała też, że ludzie pracy wciąż będą się jednoczyć, aby walczyć o swoje prawa. - Nie ma naszej zgody na wyzysk jak z XIX wieku - podkreślała i dodała, że w dziesiątą rocznicę wejścia Polski do Unii Europejskiej trzeba również walczyć o socjalny wymiar Europy.
Hasło „Chleba i pracy!" nie przyciągnęło jednak zbyt wielu ludzi pracy. W samej tylko Suwalskiej Specjalnej Strefie Ekonomicznej pracuje prawie 2,5 tysiąca osób. 30 osób pod pomnikiem pokazuje zmianę podejścia do tego dnia. - Pracuję cały tydzień na trzy zmiany. A dziś skoro mam wolne jadę za znajomymi na działkę i grilla - mówi trzydziestoletni Patryk, który pracuje w jednym z suwalskich zakładów. Święto Pracy, po latach gdy odebrano je robotnikom, ze „święta ludzi pracujących" stało się zwykłym dniem wolnym od pracy.
(mkapu)