W kolejce do kardiologa czeka 1200 osób, na wizytę u diabetologa trzeba zapisać się z rocznym wyprzedzeniem, kolejki do innych specjalistów sięgają kilku miesięcy. Na dyżury na SOR-ze w Szpitalu Wojewódzkim w Suwałkach dojeżdżają lekarze z Olsztyna, Kętrzyna czy Białegostoku.
O niewesołej sytuacji kadrowej opowiadał podczas środowej sesji suwalskiej Rady Miejskiej Józef Wołyniec, zastępca dyrektora Szpitala Wojewódzkiego w Suwałkach.
- Są dobre warunki, a nie ma kandydatów na specjalistów – mówił dr Wołyniec. – Mamy 19 oddziałów szpitalnych, każdy posiada akredytacje, a na specjalizację nie ma kandydatów. Na staż zgłasza się po 3-4 lekarzy.
Jak przekonywał wicedyrektor, problemem nie są wynagrodzenia.
- Płace są naprawdę niezłe. Jeżeli ktoś chce dużo zarobić, może brać dyżury. Proszę bardzo, ale nie ma chętnych. Na SOR ściągamy lekarzy z Olsztyna, z Kętrzyna, dojeżdżają lekarze z Białegostoku. Powiem państwu jedną rzecz – zwracał się do radnych. - Żeby nie lekarze z Białorusi i Ukrainy, to moglibyśmy zamknąć ten szpital.
Władze Suwałk zamierzają rozmawiać z dyrekcja szpitala, zrobić „burzę mózgów”, być może pomóc finansowo, jeżeli barierą są pieniądze. Problem braku kadry medycznej, jak zauważył Józef Wołyniec, występuje jednak w całej Polsce. Tworzone są wydziały kształcące lekarzy nie tylko na uniwersytetach medycznych. W trakcie niedawnej kampanii parlamentarnej z postulatem utworzenia kierunku lekarskiego na Wydziale Ochrony Zdrowia Państwowej Uczelni Zawodowej w Suwałkach wystąpił Cezary Cieślukowski, były wiceminister zdrowia.
WD
Fot. Suwalki24.pl