Wprawdzie tegoroczny 24. już finał Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy nad Czarną Hańczą był jednym z najcichszych, jeśli nie najcichszym i najskromniejszym w Polsce, to suwalczanie chętnie otwierali swoje portfele. W poniedziałek do ok. godz. 13.00 „skarbnicy” suwalskiego sztabu doliczyli się już ponad 45.000 złotych i liczą dalej. Dodajmy, że w ubiegłym roku zebrano w sumie nieco ponad 47,5 tys. zł.
- Było skromnie, bo skromny, jeśli nie powiedzieć wręcz ubogi był nasz budżet – mówi Karol Świerzbin, szef suwalskiego sztabu. – Na przygotowanie i przeprowadzenie tegorocznego finału mieliśmy do dyspozycji, proszę zgadnąć ile.... Dobra, powiem, ale proszę napisać kwotę słownie wytłuszczeniem – PIĘĆ TYSIĘCY ZŁOTYCH przekazane nam przez Zarząd Województwa Podlaskiego. Z placówek miejskich wsparli nas: Zakład Komunikacji Miejskiej umożliwiając w niedzielę bezpłatne przejazdy wolontariuszom, Suwalski Ośrodek Kultury i Park Naukowo-Technologiczny. Ponad suwalski PKS udostępnił autobus do przewozu suwalczan do Parku Naukowo-Technologicznego. Władze miasta... owszem przekazały nam trzy plecaki, a w każdym z nich po trzy ręczniki, kubek i książka o Suwałkach. Tylko tyle i aż tyle.
Na pytanie co stało się z gadżetami, które miały trafić w niedzielę na aukcję w SOK, a nie trafiły, K. Świerzbin odpowiada:
- Nie trafiły, bo na sali nie było chętnych do licytowania czegokolwiek. Tym bardziej jestem wdzięczny tym, którzy zdecydowali się wyłożyć pieniądze i kupili kilka rzeczy. To czego nie wylicytowano znajdzie się na allegro i jeśli tam nie znajdzie nabywcy zostanie zwrócone ofiarodawcy.
Szef suwalskiego sztabu nie chce komentować absencji na koncercie w SOK przedstawicieli suwalskich władz samorządowych i ludzi biznesu.
Za to celnie ich nieobecność podsumował Adam Pogorzelski, członek zespołu Susz, który za 510 zł, wylicytował prawo nadania imienia sali konferencyjnej w Parku Naukowo-Technologicznym, mówiąc: Wstyd mi było, że chociaż w Suwałkach jest wielu majętnych ludzi, na sali nie było nikogo kto dałby 500 złotych i wsparł akcję charytatywną mającą na celu ratowanie życia dzieciom i ludziom starszym. Uznałem, że jeśli nie ma chętnych na sali, to ja wyłożę 510 złotych i, jak się okazało, nikt mnie nie przebił. Żona, bo zaproponuję nadanie sali imienia Olga, będzie miała zatem pamiątkę.
Cóż, nikt nikogo do wspierania WOŚP nie zmuszał. Odzew był taki jaki był, pieniądze do puszek wrzucali niekoniecznie ci, którzy mieli ich pod dostatkiem, ale ci, którzy dzieląc się swoim przysłowiowym wdowim groszem wierzyli, ze przyczynią się do uratowania niemowląt, ulżenia w cierpieniu ludziom starym. I chwała im za to.
- Jestem zadowolony, bo wykonaliśmy kawał dobrej roboty, co doceniali ludzie spotykani na ulicach. Nikt nie obrażał wolontariuszy, którym serdecznie dziękuję. Finał przebiegł bardzo spokojnie, a co będize za rok ... dziś nie potrafię powiedzieć. Mam jednak nadzieję, że Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy swoje „Srebrne gody” będzie świętowała również nad Czarną Hańczą – podsumowuje K. Świerzbin.
Na pełne rozliczenie finansów zebranych w czasie tegorocznego finału w Suwałkach musimy poczekać do połowy lutego.
Fot. Grzegorz Świerzbin i Anna Wróblewska