W czwartek, 22 maja, „na deskach” Suwalskiego Ośrodka Kultury będzie można obejrzeć spektakl „Błazenada” napisany i wyreżyserowany przez pochodzącego z Suwałk Konrada Dulkowskiego.
„Błazenada”, to teatralna opowieść o czterech młodych dziewczynach, które opuściły swoje rodzinne, małe miejscowości i poszukują szczęścia w wielkim mieście.
O spektaklu, poszukiwaniu lepszego losu z dala od domu rodzinnego i kompleksie prowincjusza z Konradem Dulkowskim rozmawia Justyna Brozio.
- „Błazenada”, to opowieść o ucieczce z małej miejscowości. Czy uciekł Pan z Suwałk?
- Z jednej strony była to ucieczka, ale bardziej droga do jakiegoś celu. Miałem sprecyzowane plany. Chciałem zostać dziennikarzem w Warszawie i to mi się udało, aczkolwiek nie od razu. Można mój wyjazd nazwać ucieczką od małego miasta. Od miejsca, w którym pokutuje przekonanie, że nie można wiele zdziałać, że się nie da rady, gdzie ponadprzeciętne dążenia jawią się ludziom jako nieosiągalne.To kompleks prowincjusza i nie dotyczy tylko Suwałk. Ma go wiele osób z małych miejscowości. W Suwałkach byłem zmęczony słuchaniem zewsząd, że nie tacy już próbowali, że najlepiej siedzieć, nie wychylać się, robić swoje, nie snuć wielkich planów. Kompletnie mi to nie pasowało. Moje plany wykraczały ponad przeciętność i nadal chcę bardzo dużo jeszcze zrobić. Okazuje się, że jednak można, że wszelkie dążenia są możliwe do zrealizowania.
Mieszkałem w Warszawie, w Płocku, teraz mieszkam w Białymstoku, ale wciąż mówiłem, skąd pochodzę. Uważam, że Suwalszczyzna, północny wschód mnie ukształtowały. Nawet z wyglądu przypominam dawnego Jaćwinga.
- Osiągnął Pan sukces. Najpierw jako dziennikarz, bo pracował Pan w najbardziej prestiżowych dziennikach, magazynach. Teraz realizuje się Pan jako dramaturg, reżyser i współzałożyciel Teatru TrzyRzecze. Zapowiada Pan, że chce jeszcze wiele zrealizować. Ale w Błazenadzie jest inaczej – dziewczyny z prowincji mają kłopoty z zaaklimatyzowaniem się w wielkim mieście. Od czego to zależy? Dlaczego jednej osobie się udaje, a innej nie?
- Zmiana miejsca zamieszkania nie zmienia tego, kim jesteśmy. Nie da się uciec przed samym sobą. Zawsze, gdziekolwiek się pojedzie, ciągnie się za sobą bagaż swoich traum, kompleksów, słabości. Zakompleksiony, słaby człowiek w wielkim mieście nadal będzie zakompleksionym, słabym człowiekiem. Nie zmieni się nagle w herosa. „Błazenada” jest dramatem, poprzez który chciałem, nieco przewrotnie pokazać, że wbrew temu, co ciągle słyszałem, żeby się nie wychylać, to jednak trzeba ryzykować. W małych miejscowościach osoby, które się wyróżniają, są zawsze na celowniku całej społeczności. Innych się nie lubi. Ludzie chcą, aby świat składał się z osób bardzo podobnych do nich.
A ja uważam, że trzeba się wychylać, że trzeba iść pod prąd. Żyć wbrew wszystkim nawet, ale w zgodzie ze sobą. Nawet jeżeli wszyscy mówią, co innego. Ja nie uciekam. Ja jestem cały czas w drodze. Tak się spełniam. Nie czuję, że osiągnąłem jakiś cel, sukces. Ja wciąż idę. I dopóki będę szedł, będę szczęśliwy. Najgorszym stanem jest stagnacja. Niestety, ten stan często towarzyszył mi w Suwałkach.
- Z jakimi stereotypami dotyczącymi Suwałk się Pan spotkał?
- Suwałki kojarzone są oczywiście jako Biegun Zimna, ale też uważa się, że ludzie ze Wschodu są trochę nieokrzesani, że na Suwalszczyźnie pije się dużo wódki. I rzeczywiście, imprezy na Suwalszczyźnie są bardziej zakrapiane. Nie wiem, czy można to nazwać stereotypami, bo jest w tym dużo prawdy. Ale jesteśmy też postrzegani jako bardzo gościnni, chętni do udzielania pomocy. Mówi się, że mamy silne więzi rodzinne i społeczne. Niedawno rozmawiałem z Elżbietą Dzikowską, która także pochodzi z Podlasia i według niej są takie specyficzne cechy, które posiadają jedynie ludzie ze Wschodu kraju, które się ze sobą niesie.
- Trwają jeszcze ustne matury. Młodzi ludzie decydują o swoim dalszym życiu. Wielu z nich wyjedzie do dużych ośrodków akademickich, wielkich miast. Co mógłby im Pan poradzić? Na co powinni uważać?
- Nie wiem, czy jestem dobrym doradcą, czy mogę radzić. Trzeba mieć wizję własnej przyszłości, wiedzieć, co chce się osiągnąć i uparcie, konsekwentnie do tego dążyć. Nie wstydzić się swoich korzeni, bo prowincja to nie jest miejsce, to stan umysłu.