Z chlebem jak ze zdrowiem, myślimy o nim dopiero, jak go zabraknie. Rano kanapki na śniadanie, do szkoły, do pracy, wieczorem też coś „na chlebek”. „Idę po chleb”, „kup chleb”… – takie słowa padają niemal codziennie w każdym domu.
Od niechcenia, mimochodem. Bo po chleb blisko. Bo w sklepie zawsze jest. Nie w jednym to w drugim. Na wsi nawet do domu z piekarni przywożą. Jak nie ma, albo „stary”, to oburzenie, zdziwienie, że jak to?! Co to, chleba nie mają!? Chleb to podstawa. Tylko nieliczni go nie jedzą, bo dieta. A gdyby tak zastanowić się, jak wyglądałby dzień, tydzień, miesiąc, rok bez chleba? Bez zapachu świeżej skórki? Bez kromki w wielkanocnym koszyku?
Nad chlebem wyrzucanym na śmietnik pochylił się Mieczysław Iwaszko, prowadzący pracownię sztuk pięknych w Suwalskim Ośrodku Kultury. Wpadł na pomysł, aby to swoje „pochylenie” unaocznić. Może skonfrontować z odbiorcą, wybudzić z konsumpcyjnego snu. Wraz z Pawłem Bydelskim wykonali poruszającą instalację. W patio SOK wypełnili chlebem kosze na śmieci. Porozrzucali chleb na podłodze. Pomysł niby prosty, bo bez skomplikowanej oprawy wizualnej, bez oświetlenia, kabli, jedwabnego sukna, pozłacanych ram, a jednak dotykający do żywego. To tylko kilka kubłów. To „tylko” zwykły chleb. Taki obraz dziwi, szokuje, drażni, denerwuje. Zresztą, swoją minę każdy może zobaczyć sam w stojącym obok lustrze.
Chleb leżący w SOK-u i tak „ma lepiej”. Nikt po nim nie depcze, odgrodzony jest specjalną taśmą. Nie leży na deszczu, w ściekach, ptasich i psich odchodach, razem z foliowymi opakowaniami, łupinami kartofli, petami, kartonami po mleku i odpadami higienicznymi. Ten „sokowski” chleb skupia na sobie całą uwagę. Ten codzienny pleśnieje w śmietniku zapomniany. Nawet ci, co grzebią w śmieciach, odsuwają go na bok. Puszka po piwie, niedopałek znaczą sto razy więcej.
Przy koszach na Utracie pan Antoni wyrzuca śmieci… Czy wyrzuca pan chleb?
- Co?! - oburza się starszy człowiek – Pani, ja jestem „powojenny”. Nigdy u mnie w domu chleba się nie wyrzucało! Moi rodzice pochodzili ze wsi. W czasie wojny taka bieda była, że do ciasta na chleb dodawało się gotowaną kartoflę, groch, albo sieczkę (pociętą słomę), żeby oszukać, żeby wydawało się, że chleba jest więcej – mówi.
- Ludzie to teraz wymyślają. W sklepie można kupić chleb, jaki się chce. To pszenny, to razowy, to z nasionami… Nakupują pełne torby, a potem wyrzucają. Kiedyś tego nie było. To nie do pomyślenia – mówi.
„Co się z nami dzieje?” pytają więc twórcy instalacji.
Czy to znak czasu? Czy wszystko staje do góry nogami? Czy czymś nam to grozi? Co dzieje się z naszą duchowością, czy nie potrafimy żyć mądrze, skromniej, oszczędniej? Z jednej strony chleb leży w śmietniku, z drugiej wyjeżdżamy „za chlebem”. Ale czy na pewno „za chlebem”?
Jeśli tak pędzimy, że nie zauważamy chleba w śmietniku, to może nic dziwnego, że i człowieka dostrzegamy coraz rzadziej.
Justyna Brozio