Zapraszamy na relację na żywo


Ślepsk Malow Suwałki


Asseco Resovia Rzeszów

24.11.2024
14:45

21.11.2014

Wyeksportowaliśmy zepsute jabłka

We wtorek, 18 listopada br. sadownicy blokowali kilka dróg w kraju. Domagali się przede wszystkim podjęcia przez rząd działań, które ustabilizują sytuację po wprowadzeniu rosyjskiego embarga na polskie owoce i warzywa. Tymczasem do Singapuru dotarł pierwszy transport polskich jabłek. Niestety... zepsutych.

Chcą wycofania z rynku ok. miliona ton jabłek i wypłaty rekompensat w wysokości kosztów produkcji, pomocy w znalezieniu nowych rynków zbytu. Podkreślają także, że brakuje odpowiedniej współpracy z Agencją Rynku Rolnego m.in. przy uzyskiwaniu rekompensat ze środków unijnych. "Są ciągłe zmiany i stosowanie zasady, „kto pierwszy ten lepszy”. Nie jest to do przyjęcia w cywilizowanym kraju - tłumaczyli sadownicy.

Dzień wcześnie do Singapury przypłynął pierwszy statek z pierwszymi polskimi jabłkami

”Ambasada RP w Singapurze z przyjemnością informuje, że polskie jabłka dotarły do Singapuru. Po raz pierwszy mieszkańcy miasta-państwa będą mieli okazję poznać smak polskich jabłek. Do tutejszego portu dopłynęła pierwsza partia jabłek odmiany Champion, w drodze znajdują się kolejne kontenery z odmianami Gala Must, Champion i Red Prince, które spodziewane są Singapurze do końca listopada. Wejście polskich jabłek na singapurski rynek to niewątpliwy sukces - ocenia Zenon Kosiniak-Kamysz, Ambasador RP w Singapurze. - Singapur importuje ponad 90% żywności i zainteresowany jest dywersyfikacją źródeł dostaw, więc warto starać się to wykorzystać. Polskie jabłka mogą konkurować na lokalnym rynku i ceną i jakością. Ponadto, istnieje możliwość reeksportowania do innych krajów w regionie, jak ma to miejsce w przypadku znacznej części importu warzyw i owoców z innych kontynentów. Powodzenie pierwszej partii jabłek jest też szansą na otwarcie tutejszego rynku na inne polskie owoce i warzywa. Singapurscy importerzy traktują nasz rynek perspektywicznie i wyrażają zainteresowanie nie tylko polskimi jabłkami, ale też m.in. ziemniakami, cebulą, pieczarkami oraz owocami miękkimi (truskawki, czereśnie, maliny, jagody).”
Zainicjowanie eksportu polskich jabłek do Singapuru jest efektem poszukiwania nowych rynków zbytu przez polskich producentów i eksporterów jabłek po wprowadzeniu rosyjskiego embarga na import polskiej żywności. Ambasada RP w Singapurze aktywnie uczestniczyła w procesie zainteresowania polską ofertą lokalnych importerów, co pozwoliło polskim firmom w krótkim czasie nawiązać kontakty z singapurskimi partnerami. Wysoko ocenić należy współpracę i wsparcie udzielone ze strony singapurskiej agencji weterynaryjno-regulacyjnej Agri-Food and Veterinary Authority (AVA) oraz największego lokalnego stowarzyszenia importerów i eksporterów warzyw i owoców SFVA, a także pomoc Agencji Rynku Rolnego w pozyskaniu polskich ofert.Polskie jabłka wysyłane do Singapuru nie muszą posiadać świadectw fitosanitarnych, a proces otrzymania przez singapurskich dystrybutorów pozwoleń na import jest maksymalnie uproszczony” – głosił komunikat Ambasady RP w Syngapurze z 17 listopada br.

Radość trwała krótko

Okazało się, że jabłka były ... zepsute. Nie wytrzymały trudów dalekiej podróży. Podobnie zresztą, jak i jabłuszka wysłane do Indii.: - Przy pierwszej próbce naszego towaru okazało się, że nie rozumiemy, że na rynkach liderów trzeba mieć światową jakość. Zupełnie inną niż na rynku rosyjskim i wyższą nawet od tej na rynku. Wchodzenie na rynki kosztuje pieniądze i czas. Jeśli w pierwszych próbkach nie ma powszechnej mobilizacji, co do dopełnienia jakości i estetyki, to nawet jak dopłynie w tym kontenerze jabłko sprawdzone, to zmierzy się z najlepszym jabłkiem chińskim, australijskim czy argentyńskim - niemieckim - powiedział wicepremier Janusz Piechociński.

Sadownicy o sobie

Posypały się gromy na głowy sadowników i z innych ust. A co oni sami o sobie sądzą. Na portalu sadownictwo.com.pl też dużo komentarzy. Oto niektóre z nich:

 - „Jak wujek Putin nie weźmie jabłek to będzie lipa jak widać...Żeby jabłko się zepsuło? Wstyd i hańba!!!Jaki towar, taki handel, szkoda, że od razu spalony na wstępie.

- Pamiętam jak gdzieś w latach osiemdziesiątych wróciło ze Związku Radzieckiego kilka wagonów z naszym Jamesem Grievem... Pierwsza myśl była taka, że to Rosjanie jabłka zmarnowali i teraz odsyłają nam zgniłki... Jednak dochodzenie wykazało, że winni byli...nasi kolejarze... Bo zamiast do Rosji, jabłka pojechały wpierw do Poznania i tam przez kilka tygodni stały na bocznicy...A temperatury dochodziły do 30 stopni...Tak więc przy tej wpadce singapurskiej koniecznym byłoby jakieś dochodzenie... Bo chociaż niby taka wpadka to powinien być problem tylko osób, które to "zorganizowały", ale przecież to rzutuje na opinię o całym polskim sadownictwie...Pozdrawiam !

-  Czy ja dobrze zrozumiałem wypowiedź wiceministra, jakoby na rynek wschodni można było dawać byle co, a na dalekowschodni już nie?... Przecież nadgniłego jabłka nie zje nikt, nawet ten, kto ostatni raz jadł jabłko nie wiadomo jak dawno temu... Przeczytałem ten artykuł zilustrowany pięknym, "gnijącym" zdjęciem... Jakże pokazane na nim jabłka różnią się od tych, które zdarza mi się widzieć w naszych sklepach... Błyszcząca się jak "psi nos" Granny Smith”, czy „bio-Gala” bez jednej plamki... Jestem sadownikiem i wiem, że efekty takie może dać tylko chemia... Potężna, a zabroniona w Polsce chemia... I choć z jednej strony cieszyć może, że my i nasze dzieci możemy jeść jabłka bez "konserwantów" takich jak bromek metylu, ale wysyłanie naszych jabłek bez stosownego "powlekania" chemią kończy się tak, jak to widać na zdjęciu... Pokrzykiwanie na sadowników, żeby pilnowali tego, co wysyłają, jest warte tyle, co odpędzanie od plantacji truskawek szarej pleśni za pomocą wahadełka...

- Chciałbym pogratulować firmie eksportowej PROFESJONALIZMU. Jabłka wysyłane do Północnej Afryki, a co dopiero do Singapuru, czy Indii powinny być odpowiednio dopryskane na przechowalnictwo, odpowiednia jędrność (w przypadku Czampiona przynajmniej 6 kg), potraktowane smart freshem, zapakowane według specyfikacji i dopiero wysłane. Ciekawy jestem, kto zrobił sabotaż i przysługę Putinowi. Polskie sadownictwo zostało ośmieszone.

- Wielu polskich sadowników nawet nie pryskało "na przechowanie", bo dużo szło zaraz na eksport. Proszę się nie sugerować się fotką, bo zapewne luzem te jabłka tam nie podróżowały i nikt rozumny nie wysłałby tak jabłek. Jaka to jest odmiana? Z mojego doświadczenia jest tylko jedna w moim sadzie taka odmiana - Bel-el...czerwony sport Elstara. Jednak tak zachowuje się dopiero, gdy zostanie zerwany w listopadzie. Jasne, że na fotce może to być i inna odmiana. Gdyby przyjrzeć się przywarom polskiego społeczeństwa, to na plan pierwszy wybija się hasło – „jakoś to będzie”...i to nie jest odosobniony przypadek, to norma. Może wiecie ile lodówek Samsunga we Wronkach się kasuje ze względu na jakość?? Tyle, że rynek krajowy by tego nie wchłonął... A dlaczego? A bo komuś się nie chce, a ten śrubki nie dokręci, a ten izolacji nie wepchnie. Dziwicie, się? To jest powszechny problem - jakość! Ja od wielu lat powtarzam, że nie każdy musi produkować jabłka...

- Tę partię jabłek powinna wysłać specjalnie wybrana grupa producencka owoców ciesząca się najlepszą rekomendacją i największą ilości certyfikatów. Posiadająca najlepszej jakości towar. Ciekaw jestem, kto to g… wysłał i udowodnił nam wszystkim i reszcie, że Polska produkuje „badziewie” jabłka i podłej jakości, klęska i hańba. To, że był strajk sadowników, nigdzie informacji w mediach nie było, ale to, że wysłaliśmy zepsute jabłka pewnie jutro w faktach TVN poleci na pierwszym planie.......

- Na nowe rynki zbytu potrzeba CZASU i mądrego podejścia do tematu. A odnośnie jakości towaru - niech grupy producenckie nadal mało płacą za jabłka, dalej kupują towar "za darmo" to z pewnością będzie on „wysokiej” jakości. W mojej okolicy połowa towaru, który idzie do grupy producenckiej, nie ma wykonanych podstawowych zabiegów na przechowalnictwo itp., więc, o czym mowa...

- Morał z tego taki, że nie da się sprzedawać jabłek po 2 lub 2,5 zł za kilo, kupionych za 50 gr......od pierwszego lepszego Cześka..

- To nie jest, ani kwestia czasu, ani nawet ceny. Nie można kupować jabłka prosto z drzewa, niewiadomego pochodzenia, przejrzałego, itp. Banany przecież są rwane zielone i niedojrzałe!! A co my, sami oferujemy? Tylko bez przechwałek! Ktoś, kto chce zdobyć nowy rynek, to niestety na początku musi stracić, by w przyszłości nadrabiać straty i wyjść w końcu z zyskiem. Jednak do tego musi być solidny towar, a nie nawet piękne jabłka, które po wyjęciu z kontenera spuchną i rozlecą się na drobne... Nie o to chodzi. Trzeba spojrzeć na swoją produkcje i prosto i sensownie odpowiedzieć eksporterowi - sorry, ja nie polecam mego jabłka do tak dalekiej drogi. A co robi polski producent... widzimy...

- Przypomina mi to stary żart; Baca siedzi na gałęzi i ją odcina. Przechodzi turysta i woła, baco nie odcinajcie, bo spadniecie. Turysta poszedł, baca wzruszył ramionami i tnie dalej.
Po chwili... łup, wali się na ziemię z gałęzią. Spogląda w kierunku oddalającego się turysty i gada do siebie.... prorok czy co?

Kłopoty polskiej wołowiny w Japonii

Wiceminister rolnictwa, Nalewajk powiedział PAP, że duża partia wołowiny, która ostatnio trafiła do Japonii, nie miała wymaganych dokumentów, które eksporter powinien uzyskać jeszcze w Polsce. Dlatego, zdaniem wiceministra, polska wołowina w Japonii może zostać "zablokowana". Mięso powinno mieć notyfikację naszego lekarza powiatowego weterynarii, a firma wywiozła po prostu ileś tam kontenerów, które zostały przez stronę japońską zablokowane i stoją - powiedział PAP Nalewajk. Dodał, że lekarz powiatowy, który powinien takie dokumenty wystawić, został w czwartek, 20 listopada br. zawieszony.

Może to się skończyć zawieszeniem polskiego eksportu na rynki azjatyckie. Jak Rosjanie, co i raz, mieli pretensje do jakości polskich towarów, powiadaliśmy, że ze względów politycznych. W przypadku Azji już nie można tak się tłumaczyć. Może ma racje sadownik, powiadający, że wciąż u nas pokutuje przekonanie, że „ jakoś to będzie”.

Ukraińska blokada

Przypomnijmy, że niedawno zgodę na import polskich jabłek wydała Kanada, staramy się o zgodę USA. Staramy się, o nowe rynki dla mięsa. Tymczasem w UE pojawiła się – jak już informowaliśmy – ptasia grypa. Na razie jej efektem jest koreańskie i ukraińskie embargo.
Ukraina zakazuje importu wszystkich żywych ptaków i produktów z ptaków z Wielkiej Brytanii, Holandii i Niemiec, argumentując ostatnimi ogniskami ptasiej grypy. Ukraina będzie utrzymać zakaz do czasu aż „międzynarodowi eksperci uznają, że kraje te są wolne od ptasiej grypy" - poinformował w środę, 19,11,2014r. Reuters, I nie ma, co się dziwić. Ukraina ma dużo drobiu i stara się, o jego eksport do UE. Okazja nadarza się. W biznesie nie ma litości, ani miłości. No, może poza Polską.

Jan Wygnowski, Fot. Ambasada RP w Syngapurze

Na zdjęciu: Uroczystość w polskiej Ambasadzie w Syngapurze z okazji pierwszego transportu jabłek. Radość - jak się później okazało - była przedwczesna .


udostępnij na fabebook
Skomentuj:
nick*
komentarz*