Ślepsk Malow Suwałki
Asseco Resovia Rzeszów
24.11.2024
14:45
19.07.2014
Augustów nieuzdrowiskowy?
Na wniosek przewodniczącej Rady Miejskiej Augustowa, Krystyny Wilczewskiej, z klubu radnych przedsiębiorców "Nasze Miasto", komisje rady rozpoczęły rozpatrywanie propozycji rezygnacji przez gród król Zygmunta Augusta z zaszczytnego miana statutu uzdrowiskowego.
Zdaniem części radnych, obowiązujące w Polsce przepisy prawne dotyczące uzdrowisk skutecznie blokują rozwój gospodarczy takich miast. Nie powstają nowe, nawet małe firmy, nie ma nowych miejsc pracy. Z funkcji uzdrowiskowej Augustowowi trudno wyżyć, bo jest tylko jedno większe sanatorium, a od kilku lat usługi sanatoryjne świadczy jeszcze „Pałac na Wodzie”, niewielki, acz piękny dom wypoczynkowy.
Próby doprowadzenia do zmian prawa nie powiodły się. Szanse na zmianę ustawy uzdrowiskowej, blokującej tworzenie nowych przedsiębiorstw, są - zdaniem inicjatorów - niewielkie. Tymczasem burmistrz Augustowa K. Kożuchowski w 2013 roku oceniał, że obecna ustawa „robi więcej szkody miastom i gminom uzdrowiskowym niż daje pożytku.(...). W ciągu dwóch lat funkcjonowania znowelizowanej ustawy uzdrowiskowej Augustów, jako miasto, straciło tysiąc miejsc pracy". W strefach uzdrowiskowych nie może bowiem funkcjonować nawet np. ciastkarnia, piekarnia, lodziarnia oraz rozlewnia wody leczniczej, która siłą rzeczy musi być ulokowana w uzdrowisku.
Na razie wnioskiem zajęła się jedna komisji, a pozostałe mają go rozpatrzyć do końca lipca. Następnie problemem zajmie się Rada Miejska, być może rozpisane zostanie referendum.
Istniejące od 1976 roku Sanatorium Augustów dysponuje niespełna dwustoma miejscami i specjalizuje się w leczeniu chorób reumatologicznych, ortopedyczno-urazowych oraz chorób naczyń obwodowych. Wszystko to mało, by miasto mogło z funkcji uzdrowiskowej wyżyć.
Piłsudski wolał Druskienniki
Świeżym augustowskim powietrzem od dawien dawna oddychali najznamienitsi obywatele Rzeczypospolitej. Przed II wojną światową wybudowali tu swój dom wypoczynkowy wojskowi, a także działacze towarzystwa turystycznego. Augustów zaszczycał swą obecnością m.in. marszałek Rydz Śmigły, prezydent Ignacy Mościcki, ale już marszałek Piłsudski wolał Druskienniki, posiadające takie same walory przyrodniczo-lecznicze. I tu, i tam, na piaskach rosną dorodne lasy sosnowe, a nasycone olejkami eterycznymi i fitocydami powietrze działa leczniczo – pomaga sercu, normalizuje ciśnienie krwi i w ogóle oddycha się w obu miejscowościach inaczej niż gdzie indziej. Po nasyceniu nozdrzy i serca leczniczym powietrzem można sobie popływać w pięknych jeziorach lub zimą poślizgać się po nich. Augustów ma zresztą więcej i ładniejsze jeziora, które stanowią aż 26 proc. powierzchni miasta. Zdrowie poprawiają – rzecz jasna – i wody mineralne, i borowiny, których jest dostatek w obu królewskich miastach, ale w Augustowie ich się nie wydobywa.
Piłsudski przedkładał jednak Druskienniki nad Augustów nie z powodu lepszego klimatu, ale z bardzo prozaicznej przyczyny – w Druskiennikach były już wówczas sanatoria, podczas gdy w grodzie Zygmunta Augusta można było co najwyżej upić się w dostojnym generalskim towarzystwie. Marszałek systematycznie więc od 1924 roku odwiedzał Druskienniki.
Augustów, niestety, wciąż jest miastem niespełnionych nadziei. Podczas gdy w ulubionych przez marszałka Druskiennikach (20 tysięcy tubylców) kilkanaście tamtejszych sanatoriów przyjmuje rocznie na leczenie z kilkaset tysięcy kuracjuszy, w mieście Zygmunta Augusta o... sanatoriach mówi się od co najmniej lat 20. ubiegłego wieku!
Poważna szansa na stanie się uzdrowiskiem z prawdziwego zdarzenia pojawiła się w roku 1961, gdy miasto uznane zostało za posiadające walory uzdrowiskowe. Jako pierwsze wykorzystać okazję spróbowało ówczesne Białostockie Zjednoczenie Budownictwa. Już w 1973 roku, w lesie nad skarpą jeziora, stanął dom wypoczynkowy, który zdobył zresztą I nagrodę w konkursie na najlepszą wówczas budowę w ówczesnym województwie białostockim. W 1976 roku Białostockie Przedsiębiorstwo Usług Socjalnych Budownictwa otrzymuje decyzję ministra zdrowia o prawie prowadzenia sanatorium. Cieszyli się i leczyli najpierw budowlani, potem ludzie innych zawodów. Potem uzdrowiskowego leczenia imały się jeszcze dwa ośrodki.
Niekończące się spory
Gdy w 1977 roku budowlani poprosili ówczesne władze województwa suwalskiego o zgodę na rozbudowę ośrodka, otrzymali odmowę, bo „doprowadziłoby to do dewastacji zieleni... . Poza tym ośrodek będzie mógł być zaopatrzony w wodę z sieci miejskiej dopiero w 1983 r., a włączony do kanalizacji po 1985 r.”.
Co prawda sanatorium zapewniało, że samo zbuduje i kolektor, i oczyszczalnię ścieków, ale to nie przekonało urzędników. Po kilku latach od tamtego czasu niepokorni budowlani znów zapukali do urzędniczych drzwi. Tym razem chcieli budować porządny zakład przyrodoleczniczy dla 550 kuracjuszy. Na nic. Województwo suwalskie trwało w oporze. „Jakieś tam Śledziki (to pieszczotliwe określenie białostoczan) nie będą szarogęsić się po Puszczy Augustowskiej. Niedoczekanie - było słychać w wojewódzkich korytarzach. - Zbudujemy sami swoje sanatorium.” Nim wyjednano w centrali pieniądze na budowę, augustowianie pokłócili się o lokalizację uzdrowiska. Jedni chronili brzeg jeziora, drudzy las, a trzeciego miejsca po prostu nie było, bo tu albo las, albo woda! W 1987 roku, gdy Suwałki po raz pierwszy wypięły się na Białystok, pieniążki trafiły do Iwonicza. I to tam jadą kuracjusze na leczenie. Pod koniec lat 80., gdy po tysiącach nieprzespanych z powodu kłótni nocy, augustowianie zdecydowali się wreszcie na zlokalizowanie uzdrowiska na terenie przy wylocie szosy z miasta w kierunku Sejn, zmienił się... ustrój! No i obiecane w 1989 roku przez ministra zdrowia miliony złotych nie doszły już do Puszczy Augustowskiej. Nowe władze miały wówczas ważniejsze sprawy na głowie niż jakieś tam uzdrowisko. Przy okazji wyszło na jaw, że walczący przeoczyli drobny fakt..., nikt nigdy miastu nie nadał statusu uzdrowiska! Błąd naprawiono dopiero w 1993 roku, a więc po... 32 latach (!) od pierwszego wpisu Augustowa do wykazu miejscowości posiadających walory uzdrowiska. Ale prawdziwego uzdrowiska (poza budowlanym ośrodkiem) jak nie było, tak nie ma. Spory, co do różnych inwestycji nie ustały.
Dopiero w 2008 roku radni ostatecznie zdecydowali, że dzielnica uzdrowiskowa będzie w miejscu, gdzie wciąż znajduje się jedyne sanatorium. Jest tam 20 ha będących w dyspozycji Lasów Państwowych gruntów. Na razie jedyną tu,, jaskółką” (prywatną) są nowe obiekty Hotelu Warszawa (był własnością warszawskiego FSO), gdzie od 2007 roku można nie tylko wypoczywać, ale korzystać z modnego dziś SPA.
Rząd obiecuje
Dopiero w 2009 roku do grodu króla Zygmunta Augusta przychodzi dobra wiadomość. Augustów ma otrzymać ekstra 65 mln złotych na budowę zakładów uzdrowiskowych. Pieniądze zapowiedzieli ministrowie, gdy przyjechali tu, by oznajmić, iż słynna obwodnica nie pobiegnie preferowaną przez mieszkańców oraz samorządowców trasą na dolinę Rospudy. Te pieniądze mają być rekompensatą za zwłokę w budowie obwodnicy.
Na liście indykatywnej Ministerstwa Rozwoju Regionalnego było już ponoć zarezerwowanych 37 mln złotych, pochodzących z programów unijnych, w tym programu Polska Wschodnia. Prawie drugie tyle miał wyasygnować Skarb Państwa. W pierwszym etapie mało być zbudowane duże centrum kongresowo-zdrojowe, by m.in. po letnim sezonie turystycznym, liczni biznesmeni, przedstawiciele różnych branż gospodarki, nauki, samej służby zdrowia, która - co by o niej nie powiedzieć - lubi organizować różne naukowe konferencje, sympozja, zjazdy, mogli tu nie tylko zakreślić jakąś świetlaną przyszłość swej branży, ale i przy okazji podreperować zdrowie, dać się obłożyć borowiną, wypić łyk augustowianki. Tak przed kilkunastu laty zaczynał słynny hotel Gołębiewski w Mikołajkach na Mazurach, tak obecnie sobie radzi nie mniej słynny przedsiębiorca turystyczny z Warmii i Mazur, Andrzej Dowgiałło, który w odrestaurowanym za olbrzymie pieniądze z własnej kieszeni zamku w Rynie, organizuje zjazdy i zajazdy. A klasa średnia, jak już wyrwie na dzień, dwa ze swych „złotych klatek”, lubi zaszaleć. Problem w tym, że „jak rząd mówi, że da, to...mówi”.
W ministerialnych planach była jeszcze i budowa, w drugim etapie, nowego zakładu przyrodo-leczniczego, na 600 miejsc (obecnie jest ich tylko 200) oraz pomieszczeń noclegowych, z których korzystaliby ci, co pieniądze mają, a chcą podreperować co nieco zszargane zdrowie. Wszystkie budynki mają zostać ze sobą połączone łącznikami, by w niepogodę goście oraz kuracjusze nie musieli moczyć włosów, przechodząc z jednego do drugiego domu. Żadne centrum, żadne nowe sanatoria nie powstały. Augustowskie sanatorium zyska tylko w br. około 150 nowych miejsc noclegowych dla kuracjuszy, bo oddany ma być do użytku blok mieszkalny.
Na razie w Augustowie jest pałac na wodzie. Stanął nad augustowską rzeką Nettą. To pierwszy tego typu obiekt w mieście, który z pewnością uatrakcyjnia ofertę wypoczynkową miasta. Budynek będzie opływała rzeka i stąd wziął się pomysł na jego nazwę. W piętrowym budynku o powierzchni zabudowy ok. 1300 mkw. znajdują się m.in. gabinety odnowy biologicznej oraz lecznicze, gdzie turyści, a także mieszkańcy miasta mogą korzystać z przeróżnych zabiegów. Obiekt został oddany do użytku wiosną 2011 roku. Piękny budynek zbudowano nie za ministerialne pieniądze, ale prywatne.
Borowiny spod Warszawy
Nad Augustowem zawisła nawet groźba utraty statusu uzdrowiskowego, bo nie wydobywa własnych borowin, a zgodnie z przepisami uzdrowiska powinny mieć takową.
Z tymi borowinami istny kłopot, bo niby są, a ich nie ma i trzeba je dowozić z innych uzdrowisk. Już przed wieloma laty badania wykazały, że bardzo cenne złoża znajdują się we wsi Kolnica k. Augustowa. Niestety, konserwator przyrody nie wyraził zgody na ich eksploatację z powodu, iż znajdują się w obszarze NATURA 2000. Poszło odwołanie do ministra środowiska, ale w międzyczasie zmieniły się przepisy dotyczące organizacji ochrony środowiska w kraju. I całą procedurę trzeba było rozpocząć od nowa. Pozyskiwanie borowiny jest jednak nadal niemożliwe, bo w miejscu eksploatacji występuje rzadki gatunek mchu. W efekcie miasto ma problem. Jeśli nie uda się wznowić wydobycia leczniczego torfu w Kolnicy lub znaleźć nowego złoża na terenie gminy, miasto może stracić status uzdrowiska.
Jan Wyganowski