W Strasburgu europarlamentarzyści zdecydowali wczoraj, 19 listopada, o losach europejskiego budżetu na lata 2014 - 2020. Polscy politycy, szczególnie ci z rządzącej koalicji, ogłosili przeogromny sukces.
Europosłowie ostatecznie zaakceptowali wydatki Wspólnoty na poziomie 960 miliardów euro. Wielkość zobowiązań w nowym siedmioletnim budżecie UE stanowi zaledwie 1 proc. PKB UE. Na unijną politykę spójności przeznaczono ponad 325,1 mld euro w ciągu siedmiu lat. Na rolnictwo ma trafić blisko 373,2 mld euro, w tym na dopłaty bezpośrednie dla rolników i tzw. środki rynkowe ponad 277,8 mld euro. Na zwiększanie konkurencyjności przewidziano ponad 125,6 mld euro. Unijna administracja ma kosztować ponad 61,6 mld euro. A tak przy okazji, ciekawe,ie „pożera" polska administracja, skoro, jak podał GUS, w 2012 roku, w sektorze publicznym pracowało 3,4 mln osób na 14,1 mln pracujących.
Polska otrzyma 105,8 mld euro o ok. 4,5 mld euro więcej niż w latach 2007-2013 (w budżecie 2007-13 było to około 102 mld euro), i ponoć będzie największym odbiorcą unijnych funduszy. Z tej puli, 72,9 mld euro przeznaczonych zostanie w ciągu tych siedmiu lat na politykę spójności, a 28,5 mld euro na wspólną politykę rolną. Oba te najważniejsze dla Polski źródła unijnych pieniędzy się powiększyły: polityka spójności z 69 mld, a wspólna polityka rolna z 26,9 mld euro.
Jednak dopłaty bezpośrednie dla rolników pozostaną na tym samym poziomie - ok. 240 euro na hektar, a fundusze z tzw. II filaru wspólnej polityki rolnej, czyli przeznaczone na rozwój obszarów wiejskich (np. na budowę wodociągów czy kanalizacji), będą nawet mniejsze (spadek z ok. 13,5 mld do zaledwie 9,8 mld euro). Kto nie zdążył z wodociągowaniem i kanalizowaniem wsi gminnej, może teraz pewne już o tym zapomnieć.
Średnio na jednego obywatela III RP wypada niespełna 3000 euro. Bracia Litwini też policzyli wyszło im, że na każdego mieszkańca Republiki wychodzi średnio ponad 4000 euro. Z budżetu UE, niespełna 3- milionowa Litwa, otrzyma bowiem 44,48 mld litów. W porównaniu z latami 2007-2013 jest to aż o 10 proc. więcej. Nie licytowanie jednak tu jest tu najważniejsze, bo te pieniądze wszystkim należały się, jak psu buda. Tak wynika z unijny kalkulatorów.
Tak skomentował budżet UE Krzysztof Kolany, główny analityk Bankier.pl, na portalu bankier24,pl: "Unijne pieniądze nie są żadnym „sukcesem", a głosowanie w Parlamencie Europejskim to tak naprawdę tylko formalność po ustaleniach sprzed roku. Polska otrzymała przydział 105,8 mld euro na lata 2014-20, czyli realnie (po uwzględnieniu inflacji) mniej niż 101,3 mld euro w poprzedniej unijnej 7-latce. Te pieniądze się nam po prostu „należą" i wynikają z reguł redystrybucji dochodów w UE, gdzie bogaci płacą biednym za korzyści z wolnego rynku, przyjęcie unijnego prawa i drenaż kapitału ludzkiego. To czysty biznes, a nie filantropia. Należy też pamiętać, że unijne dotacje nie biorą się znikąd, lecz pochodzą ze składek krajów członkowskich, czyli także z naszych podatków. Polska składka do budżetu UE będzie w najbliższych latach rosła, więc zapewne już w kolejnym rozdaniu więcej doń włożymy niż wyciągniemy. Nie można opierać rozwoju kraju na unijnych dotacjach, które nie zastąpią innowacji i inwestycji sektora prywatnego - na dłuższą metę stanowiących niezbędny czynnik tworzący dobrobyt. Jeśli chcemy się szybko rozwijać i dogonić bogaty Zachód, to sami musimy stworzyć warunki do dynamicznego wzrostu gospodarczego. Do tego nie potrzebujemy unijnej jałmużny, tylko fundamentalnych zmian w funkcjonowaniu państwa" – wyjaśniał już 19 listopada br. analityk na portalu Bankier24.pl.
Powściągliwy był zresztą sam szef komisji budżetowej PE - Alain Lamassoure, który podkreślił, że zatwierdzony wieloletni budżet "nie jest najlepszym rozwiązaniem" i nie zapewni idealnej solidarności między państwami UE. Według Lamassoure'a, UE musi stworzyć system dochodów własnych, bo pozostawanie przy składkach państw członkowskich, jako głównym składniku wspólnego budżetu, grozi katastrofą."
Zdanie Lamassoure'a podzielił przewodniczący Parlamentu Europejskiego Martin Schulz, który zapowiedział, że do końca 2014 roku specjalna grupa przedstawi nowe propozycje, dzięki którym możliwe będzie zmniejszenie składek państw członkowskich do wspólnego budżetu UE.
Najważniejsze będzie pełne wykorzystanie pieniędzy, bo w kolejnym rozdaniu, to być może Polska już będzie więcej dokładać, niż brać z unijnej kasy. Już w 2016 roku ma nastąpić przegląd siedmioletnich ram finansowych. W jego efekcie - o ile unijna gospodarka będzie w lepszej kondycji niż obecnie – do wspólnego budżetu zostaną wprowadzone zmiany. Jak będzie w gorszej, to też nastąpią zmiany. W nowym budżecie zapisano zresztą, że możliwe będzie przesuwanie z roku na rok części niewykorzystanych środków, aby zapewnić możliwie pełne wykorzystanie tych pieniędzy. Zresztą sam premier Donald Tusk podkreślił, że „pieniądze dla Polski z budżetu Unii Europejskiej na lata 2014-2020 powinny być mądrze zagospodarowane, czyli tak, by uruchomiły się także środki krajowe, żeby dobrze działały środki europejskie, musimy także do tego dołożyć wkład krajowy" - przypomniał.
Jan Wyganowski
Źródła: Parlament Europejski, KPRM, Euroacktiv.eu, BNS, Bankier24.pl,