23.08.2013

Litwa. Referendum w sprawie ziemi dla cudzoziemców

 Litewscy i polscy rolnicy protestują przeciwko przejmowaniu gruntów rolnych przez obcy kapitał. Od 2014 r. na Litwie przestanie obowiązywać zakaz sprzedaży ziemi rolnej obcokrajowcom, wtedy też prognozowany jest wzrost cen i popytu na litewskie grunta, które obecnie należą do najtańszych w Europie.


Główna Komisja Wyborcza (GKW) Republiki Litewskiej zarejestrowała w czwartek,22 sierpnia 2013 roku, grupę inicjatywną obywateli do ogłoszenia obowiązkowego referendum w sprawie nowelizacji niektórych artykułów Konstytucji. Chodzi głównie o zakaz sprzedaży ziemi uprawnej dla cudzoziemców.



Inicjatorzy referendum chcą wprowadzenia do Konstytucji zapisu, że prawo własnościowe do ziemi, wód śródlądowych, lasów, parków mogą posiadać wyłącznie państwo lub obywatele Republiki Litewskiej oraz, że "kwestie wydobycia i użytkowania zasobów naturalnych o państwowym i społecznym znaczeniu mogą być ustalane wyłącznie poprzez referendum".


Grupa Sterująca będzie miała trzy miesiące na zebranie wymaganej liczby podpisów. Aby referendum mogło się odbyć, wymaganych jest co najmniej 300 tys. ważnych podpisów obywateli. Grupa inicjatywy obywateli proponuje ponadto, by referendum mogło być zorganizowane, jeżeli domaga się tego co najmniej 100 tys. mieszkańców.

Koordynator grupy inicjującej referendum - Pranciškus Alfredas Šliužas, powiedział, że litewscy rolnicy chcą tylko powrotu do przyjętych w 1992 r., zapisów Konstytucji, które działały przez jakiś czas. Potem, gdy Lita starała się o wejście do UE, politycy też obiecywali, że prawa własności ziemi zostaną uregulowane konstytucyjnie.


Wcześniej próbę zorganizowania referendum podjęli: poseł Partii Pracy Gediminas Jakavonis i poseł partii „Droga Odwagi” ("Drąsos kelio") Algirdas Patackas. Zebrali podpisy 53 posłów ze wszystkich frakcji sejmowych, oprócz Ruchu Liberałów (Liberalų sąjūdis)” - oznajmił podczas konferencji prasowej Gediminas Jakavonis.

Parlamentarzyści też chcieli zmienić artykuł 47 Konstytucji RL, do którego miało być dodane zdanie: „prawo własności do ziemi, wód wewnętrznych, lasów oraz parków może należeć tylko do obywateli Republiki Litewskiej oraz państwa”. Posłowie chcą, aby obcokrajowcy mogli tylko wynajmować ziemię na Litwie.


Na razie litewscy posłowie próbują w inny sposób zapobiec spekulacyjnemu skupowaniu gruntów rolnych przez spółki inwestycyjne, które nie są zainteresowane ich uprawą, tylko spodziewanym zyskiem z odsprzedaży w przyszłości. Sejm Republiki Litewskiej wniósł w lipcu br. poprawki do ustawy tymczasowej, ograniczającej prawa do nabycia i posiadania ziemi rolnej. Zgodnie z nowymi przepisami, osoby fizyczne oraz prawne będą mogły nabyć nie więcej niż 300 ha ziemi państwowej. Ograniczona też będzie możliwość posiadania ziemi przeznaczonej pod użytki rolne. Maksymalny jej obszar, zarówno tej kupionej od państwa jak i nabytej od innych osób, nie będzie mógł być większy niż 500 ha.


Europejska Fundacja Praw Człowieka (EFHR) już ostrzega przed przeprowadzeniem referendum, ponieważ może ono narazić państwo na daleko idące konsekwencje prawne, finansowe i polityczne. Przyjęcie postulowanych w referendum przepisów uniemożliwiających zakup ziemi rolnej przez obywateli Unii Europejskiej oznacza uchylenie się od obowiązków Litwy względem Unii Europejskiej.


Jako przykład dobrych praktyk EFHR wskazuje na m. in. Niemcy i Francję, gdzie kupujący ziemię, poza licznymi wymogami formalnymi, zobowiązuje się do uprawy ziemi przez minimum 15 lat – z zastrzeżeniem, że w tym czasie nie może jej ani sprzedać, ani wydzierżawić. Dodatkowo w Niemczech przepisy zakazu handlu ziemią (czyli spekulacji) są w regulowane przez przepisy administracyjne. Wskazane rozwiązania nie naruszają prawa Unii Europejskiej i nie wymagają oddzielnych zapisów w konstytucji oraz tak samo dotyczą obcokrajowców i obywateli.


Polacy wykupują litewską ziemię?


Litewskie media, już od wiosny br., alarmują, iż pola uprawne m.in. na terenie litewskiej Suwalszczyzny, Dzukiji, są wykupywane bądź dzierżawione przez rolników z Polski, głownie powiatu sejneńskiego. "Na litewskie ziemie wcisnęli się Polacy", "Omijając ustawy, Polacy i dzierżawią, i kupują działki" - alarmowały litewskie gazety.

Największy litewski dziennik "Lietuvos rytas" alarmował, że na przygranicznych terenach z Polską Litwini chętnie wydzierżawiają ojcowiznę rolnikom z Polski. Starosta gminy wiejskiej Łoździeje, Sigitas Arbačiauskas, przyznał w rozmowie z „LR”,, że na opuszczone i zaniedbane grunty wzdłuż granicy coraz częściej wkraczają polskie owce, a nawet ciągniki. Ludzi po obu stronach granicy coraz bardziej łączą też więzi rodzinne”. W Internecie nie brakuje więc ogłoszeń i ofert dzierżawy w rejonach Alytus, łoździejskim i solecznickim. Ponoć Polacy czekają na rok 2014, gdy można będzie transakcje zalegalizować.


- Polskich rolników przyciąga głównie atrakcyjna cena gruntów, które po ponad pół wieku dopiero "ożywają". Za czasów ZSRR była to "martwa strefa" zachodniego pogranicza imperium, poza tym nie są to żyzne tereny, dlatego ceny zwykle są niższe niż w innych zakątkach Litwy. "Hektar odłogiem leżącej ziemi kosztuje tu około 3000 Lt (ok. 870 euro), to nawet o 2000 Lt mniej niż średnio w kraju. Tymczasem w Polsce za hektar chcą 15 000 Lt - mówi Gintautas Anužis, szef portalu zajmującego się handlem i dzierżawą gruntów rolnych Dirvos.lt., w rozmowie z portalem Wilnoteka.lt.

Jak podał lrytas.lt, w 2012 r. na całej Litwie odnotowano wzrost zainteresowania gruntami rolnymi - właściciela zmieniły 174 tys. hektarów ziemi prywatnej i około 50 tys. ha ziemi państwowej. Ostatnio podobny ruch na rynku nieruchomości rolnych notowano w 2006 r.


W Polsce też protestują


Znaczna część polskich rolników też z ma obawy o wykup gruntów rolnicy przez obcy kapitał. Problem jest podnoszony w trwających od jedni 2012 roku rolniczych protestach ( jakoś przemilczanych przez polskie media. Więcej można dowiedzieć się o wojnie w Syrii i Egipcie niż o demonstracjach rolników). Już od 5 grudnia 2012 roku rolnicy protestowali w Szczecinie przeciwko zasadom sprzedaży państwowych gruntów rolnych. Zwracali uwagę, że sprzedaż prowadzona przez Agencję Nieruchomości Rolnych (ANR) nie poprawia struktury gospodarstw rodzinnych, a ziemia trafia do podstawionych osób reprezentujących różne duże firmy (niekoniecznie rolnicze), powiązane z kapitałem zagranicznym. Potem dołączyli do nich inni.


Problem w tym, że w przetargach ograniczonych mogą startować rolnicy, którzy mają zaświadczenie z danej gminy o tym, że prowadzą tam działalność rolniczą, a Agencja Nieruchomości Rolnych nie ma tu wyboru i musi dopuścić taką osobę do przetargu. Tymi „słupami” są zatem częstokroć sąsiedzi.

„ Nie tylko na Pomorzu Zachodnim dzieją się takie rzeczy. Wszędzie jest wyprzedawana Polska ziemia w obce ręce, zarówno w niemieckie, duńskie, holenderskie jak i szkockie. Mówił podczas protestu Zbigniew Grajoszek, przewodniczący Komitetu Protestujących Rolników Pomorskich przy NSZZ „Solidarność” Rolników Indywidualnych.


Problem w zasadzie nie nowy, bo już w latach 90. ub. wieku było głośno o takich przypadkach. Część spraw trafiła wówczas do prokuratur, sądów. Mimo upływu czasu i nawet skazania kilku osób, sytuacja, zdaniem rolników, nie uległa zmianie. Do przetargów stają „słupy”, (osoby podstawione, które mają potem wnosić ziemię aportem do zagranicznych spółek), które za pieniądze swych mocodawców kupują grunty rolne. Już w połowie lat 90. działacze kółek rolniczych z Pomorza Zachodniego alarmowali, że w ten sposób do obcych rąk trafiła połowa ziemi, jaką dysponowała Agencja Własności Rolnej Skarbu Państwa na tym terenie. Być może takie wieści - jak mawiał M. Twain - są mocno przesadzone, ale faktem jest, iż taki proceder na Pomorzu zainicjował niejaki Kinez. E, były tragarz w Lubece. Polscy figuranci otrzymywali po tysiąc marek za zrzeczenie się swego udziału. Najpierw ożenił się z Polką (na niby), kupił włości w gminie Gryfno, a potem już tylko ogłaszał w niemieckiej prasie, że są w Polsce ogromne możliwości nabycia ziemi. A trzeba wiedzieć, że w tamtym czasie za wartość 5-10 ha niemieckiego pola można było nabyć w III RP aż 500 ha! Gra warta świeczki. No i „na spółkę” rozdysponowano w owym czasie na Pomorzu 20 tys. ha. Przynajmniej tyle ha doliczyła się prokuratura. Obok ośmiu obywateli niemieckich na ławie oskarżonych zasiadło też sześciu Polaków,,,właścicieli" ogromnych dóbr, w tym... sprzątaczka, rencistka z gromadą dzieci, sprzedawczyni w sklepie. Stać ich było na stanięcie do przetargu i kupno tysiąca i więcej ha. Podobnie jak pewnego Mazura, w którego chacie bieda aż piszczała, ale stać go było rzucić na stół reklamówkę pełną pieniędzy! przetarg - rzecz jasna - wygrał.    Najprostszym sposobem na polską ziemię jest małżeństwo. Fikcyjne. Gdy już nabędą pole, polski małżonek/małżonka zrzeka się swej własności na rzecz ukochanego, a potem biorą rozwód. Polskie Wandy - jak wieść gminna niesie - nie cenią się drogo. Za usługę biorą tysiąc euro.


Rząd uspokaja


Podczas debaty w Sejmie RP na ten temat w czerwcu br. przedstawiciele rządu uspakajali, że problem nie taki straszny, jak malują rolnicy. Wiceminister spraw wewnętrznych Stanisław Rakoczy informował, że w 2012 r. w stosunku do roku poprzedniego liczba zezwoleń wydanych cudzoziemcom „wzrosła nieznacznie”, bo o blisko 4 procent. Wśród cudzoziemców najwięcej zezwoleń – po 51 – wydano Niemcom (na nabycie łącznie 133,9 hektarów) i Ukraińcom (14,3 ha) oraz Holendrom – 25 zezwoleń dotyczących 299,6 ha nieruchomości.

Zezwolenia obejmowały głównie nieruchomości położone w województwach: dolnośląskim (224,45 ha), małopolskim (187,77 ha) i pomorskim (128,16 ha). Również w tych trzech województwach największym powodzeniem wśród cudzoziemców cieszyły się grunty rolne i leśne. Najwięcej zezwoleń na nabycie tego rodzaju gruntów otrzymali Niemcy – 51, oraz Holendrzy i Ukraińcy – po 25 Rzecz w tym, iż statystyki nie uwzględniają polskich pośredników.

podstawionych, tzw. słupów.


– Problem jest na tyle poważny, że rolnicy strajkowali przez wiele dni pod szczecińskim Urzędem Wojewódzkim. Jak w państwie prawa mogą odbywać się takie operacje, które polegają na tym, że drobny rolnik mający niewiele ponad hektar i w zasadzie nie mający dochodów, może licytować w przetargu ograniczonym w Agencji zakup kilkuset hektarów ziemi w sytuacji, kiedy cena za hektar sięga 50-60 tysięcy. I udajemy, że problemu nie ma- zwracał uwagę poseł Prawa i Sprawiedliwości Zbigniew Kuźmiuk


Referendum w Polsce nie ma, bo też obowiązują dosyć rygorystyczne wymogi, co do liczby podpisów, terminów ich zebrania, itp.


udostępnij na fabebook