01.12.2013

Referendum zablokuje sprzedaż ziemi?

Grupie inicjatywnej udało się zebrać wymagane minimum 311 tysięcy podpisów pod wnioskiem o referendum w sprawie ograniczenia sprzedaży ziemi uprawnej cudzoziemcom (ustawowy wymóg to 300 tys.). Jak na niespełna 3- milionowy kraj, to naprawdę dużo podpisów. Jeżeli Główna Komisja Wyborcza (GKW) Republiki Litewskiej nie dopatrzy się uchybień, w ciągu 2 miesięcy może na Litwie odbyć się referendum.

Od 2014 r. na Litwie przestanie obowiązywać zakaz sprzedaży ziemi rolnej obcokrajowcom, wtedy też prognozowany jest wzrost cen i popytu na litewskie grunta, które obecnie należą do najtańszych w Europie. Inicjatorzy referendum chcą wprowadzenia do Konstytucji zapisu, że prawo własnościowe do ziemi, wód śródlądowych, lasów, parków mogą posiadać wyłącznie państwo lub obywatele Republiki Litewskiej oraz, że "kwestie wydobycia i użytkowania zasobów naturalnych o państwowym i społecznym znaczeniu mogą być ustalane wyłącznie poprzez referendum".

Koordynator grupy inicjującej referendum  - Pranciškus Alfredas Šliužas, powiedział, że litewscy rolnicy chcą tylko powrotu do przyjętych w 1992 r., zapisów Konstytucji, które działały przez jakiś czas. Potem, gdy Litwa starała się o wejście do UE, politycy też obiecywali, że prawa własności ziemi zostaną uregulowane konstytucyjnie.

Według danych Ministerstwa Rolnictwa, dziś około 20 proc. litewskiej ziemi znajduje się właśnie we własności firm i spółek. Są to jednak tylko oficjalne dane, bo nieoficjalnie mówi się również o prywatnych pośrednikach, którzy dziś skupują tanio ziemię dla obcokrajowców. Tanio, bo jak tłumaczą nam w Zrzeszeniu Właścicieli Ziemskich, właśnie ograniczenie rynku powoduje, że ceny na ziemię są dziś zaniżone, co sprzyja różnej maści spekulantom, którzy dziś skupują ziemię. Oni też są przeciwni sprzedaży ziemi obcokrajowcom, ponieważ wejście na rynek ziemski zagranicznego kapitału wywinduje cenę nieruchomości. Inicjatorzy przeprowadzenia referendum straszą też wariantem łotewskim, gdzie - jak twierdzą - po zniesieniu ograniczeń dla obcokrajowców - aż 70 proc. ziemi znalazła się w rękach cudzoziemców.

Polacy wykupują litewską ziemię?

 Litewskie media, już od wiosny br., alarmują, iż pola uprawne m.in. na terenie litewskiej Suwalszczyzny, Dzukiji, są wykupywane bądź dzierżawione przez rolników z Polski, głownie powiatu sejneńskiego. "Na litewskie ziemie wcisnęli się Polacy", "Omijając ustawy, Polacy i dzierżawią, i kupują działki" - alarmowały litewskie gazety.

Największy litewski dziennik "Lietuvos rytas" alarmował, że na przygranicznych terenach z Polską Litwini chętnie wydzierżawiają ojcowiznę rolnikom z Polski. Starosta gminy wiejskiej Łoździeje, Sigitas Arbačiauskas, przyznał w rozmowie z „LR”,, że na opuszczone i zaniedbane grunty wzdłuż granicy coraz częściej wkraczają polskie owce, a nawet ciągniki. Ludzi po obu stronach granicy coraz bardziej łączą też więzi rodzinne. W Internecie nie brakuje więc ogłoszeń i ofert dzierżawy w rejonach Alytus, łoździejskim i solecznickim. Ponoć Polacy czekają na rok 2014, gdy można będzie transakcje zalegalizować.

- Polskich rolników przyciąga głównie atrakcyjna cena gruntów, które po ponad pół wieku dopiero "ożywają". Za czasów ZSRR była to "martwa strefa" zachodniego pogranicza imperium, poza tym nie są to żyzne tereny, dlatego ceny zwykle są niższe niż w innych zakątkach Litwy. "Hektar odłogiem leżącej ziemi kosztuje tu około 3000 Lt (ok. 870 euro), to nawet o 2000 Lt mniej niż średnio w kraju. Tymczasem w Polsce za hektar chcą 15 000 Lt - mówi Gintautas Anužis, szef portalu zajmującego się handlem i dzierżawą gruntów rolnych Dirvos.lt., w rozmowie z portalem Wilnoteka.lt.

Jak podał lrytas.lt, w 2012 r. na całej Litwie odnotowano wzrost zainteresowania gruntami rolnymi - właściciela zmieniły 174 tys. hektarów ziemi prywatnej i około 50 tys. ha ziemi państwowej. Ostatnio podobny ruch na rynku nieruchomości rolnych notowano w 2006 r.

Na razie litewscy posłowie próbują w inny sposób zapobiec spekulacyjnemu skupowaniu gruntów rolnych przez spółki inwestycyjne, które nie są zainteresowane ich uprawą, tylko spodziewanym zyskiem z odsprzedaży w przyszłości. Sejm Republiki Litewskiej wniósł w lipcu br. poprawki do ustawy tymczasowej, ograniczającej prawa do nabycia i posiadania ziemi rolnej. Zgodnie z nowymi przepisami, osoby fizyczne oraz prawne będą mogły nabyć nie więcej niż 300 ha ziemi państwowej. Ograniczona też będzie możliwość posiadania ziemi przeznaczonej pod użytki rolne. Maksymalny jej obszar zarówno tej kupionej od państwa jak i nabytej od innych osób nie będzie mógł być większy niż 500 ha.

Europejska Fundacja Praw Człowieka (EFHR) już ostrzega przed przeprowadzeniem referendum, ponieważ może ono narazić państwo na daleko idące konsekwencje prawne, finansowe i polityczne. Przyjęcie postulowanych w referendum przepisów uniemożliwiających zakup ziemi rolnej przez obywateli Unii Europejskiej oznacza uchylenie się od obowiązków Litwy względem Unii Europejskiej.

Jako przykład dobrych praktyk EFHR wskazuje na m. in. Niemcy i Francję, gdzie kupujący ziemię, poza licznymi wymogami formalnymi, zobowiązuje się do uprawy ziemi przez minimum 15 lat – z zastrzeżeniem, że w tym czasie nie może jej ani sprzedać, ani wydzierżawić. Dodatkowo w Niemczech przepisy zakazu handlu ziemią (czyli spekulacji) są w regulowane przez przepisy administracyjne. Wskazane rozwiązania nie naruszają prawa Unii Europejskiej i nie wymagają oddzielnych zapisów w konstytucji oraz tak samo dotyczą obcokrajowców i obywateli.

W Polsce też protestują

Znaczna część polskich rolników też z ma obawy o wykup gruntów rolnicy przez obcy kapitał. Problem jest podnoszony w trwających od jesieni 2012 roku rolniczych protestach ( jakoś przemilczanych przez polskie media). Rolnicy zwracają uwagę, że sprzedaż prowadzona przez Agencję Nieruchomości Rolnych (ANR) nie poprawia struktury gospodarstw rodzinnych, a ziemia trafia do podstawionych osób reprezentujących różne duże firmy (niekoniecznie rolnicze), powiązane z kapitałem zagranicznym. Problem w tym, że w przetargach ograniczonych mogą startować rolnicy, którzy mają zaświadczenie z danej gminy o tym, że prowadzą tam działalność rolniczą, a Agencja Nieruchomości Rolnych nie ma tu wyboru i musi dopuścić taką osobę do przetargu. Tymi „słupami” są zatem częstokroć sąsiedzi.

Rząd uspokaja

Wspólną obronę polskiej ziemi przed przejmowaniem jej przez cudzoziemców zakłada porozumienie zawarte w marcu br .w Poznaniu przez ugrupowania patriotyczne i narodowe. Pod dokumentem podpisali się przedstawiciele m.in. Stronnictwa Ludowego "Ojcowizna" RP, Przymierza Narodu Polskiego, Ogólnopolskiego Komitetu Protestacyjnego w Obronie Polskiej Ziemi, NSZZ Rolników Indywidualnych "Solidarność' Wielkopolska i Komitetu Obrony Polskiej Ziemi "Placówka".

Podczas debaty w Sejmie RP na ten temat w czerwcu br. przedstawiciele rządu uspakajali, że problem nie taki straszny, jak malują rolnicy. Wiceminister spraw wewnętrznych Stanisław Rakoczy informował, że w 2012 r. w stosunku do roku poprzedniego liczba zezwoleń wydanych cudzoziemcom „wzrosła nieznacznie”, bo o blisko 4 procent. Wśród cudzoziemców najwięcej zezwoleń – po 51 – wydano Niemcom (na nabycie łącznie 133,9 hektarów) i Ukraińcom (14,3 ha) oraz Holendrom – 25 zezwoleń dotyczących 299,6 ha nieruchomości.

Zezwolenia obejmowały głównie nieruchomości położone w województwach: dolnośląskim (224,45 ha), małopolskim (187,77 ha) i pomorskim (128,16 ha). Również w tych trzech województwach największym powodzeniem wśród cudzoziemców cieszyły się grunty rolne i leśne. Najwięcej zezwoleń na nabycie tego rodzaju gruntów otrzymali Niemcy – 51, oraz Holendrzy i Ukraińcy – po 25 Rzecz w tym, iż statystyki nie uwzględniają polskich pośredników, podstawionych, tzw. słupów.

- Jak w państwie prawa mogą odbywać się takie operacje, które polegają na tym, że drobny rolnik mający niewiele ponad hektar i w zasadzie nie mający dochodów, może licytować w przetargu ograniczonym w Agencji zakup kilkuset hektarów ziemi w sytuacji, kiedy cena za hektar sięga 50-60 tysięcy. I udajemy, że problemu nie ma - zwracał uwagę poseł Prawa i Sprawiedliwości Zbigniew Kuźmiuk.

Referendum w Polsce też nie ma, bo też obowiązują dosyć rygorystyczne wymogi, co do liczby podpisów, terminów ich zebrania, itp.

 Jan Wyganowski

udostępnij na fabebook