Pracownicy Szkoły Podstawowej nr 5 wyrzucali przez okno książki ze szkolnej biblioteki. Wprost na chodnik. Sprawa bulwersuje część mieszkańców Suwałk.
- Tego nie można już nazwać książkami. Wszystkie egzemplarze były już tak zniszczone, że nadawały się tylko na makulaturę – mówi Ewa Żynda, pełniąca obowiązki dyrektora Szkoły Podstawowej nr 5 w Suwałkach.
O sprawie lokalne media poinformowała jedna z mieszkanek miasta. Widziała, jak jacyś ludzie przez okna szkoły wyrzucają książki. Książki leciały z trzeciego piętra. Suwalczanka zrobiła zdjęcia.
- Piszę do Państwa, ponieważ mam nadzieję, że zajmą się Państwo tą sprawą i może uda Wam się uratować chociaż część książek. Moim zdaniem szkoła powinna zorganizować kiermasz, wyprzedaż lub po prostu oddać je w dobre ręce. A już na pewno książki nie powinny być oddawane na makulaturę – pisze pani Olga.
Jej zdanie podziela wielu mieszkańców miasta. Nawet Marek Buczyński, zastępca prezydenta Suwałk, sprzeciwił się sposobowi, w jaki książki usunięto z biblioteki.
- Owszem, źle się stało, że książki były wyrzucane przez okno. Przygotowywaliśmy pomieszczenia w bibliotece, miejsce na nowe elementarze klas pierwszych. Postanowiliśmy usunąć stare książki, wypisane już z księgozbioru dwa lata temu - tłumaczy Ewa Żynda.
- Wszystkie te pozycje były naprawdę bardzo zniszczone. Szkoła dostała je w momencie powstawania, w latach osiemdziesiątych. Placówka dopiero się tworzyła i inne biblioteki z terenu miasta przekazywały lektury, które im były już niepotrzebne. Niektóre pozycje mają nawet 50 lat. Brakuje w nich nawet po 10-20 stron. Najpierw robiliśmy kiermasze. Każdy, kto chciał, mógł wybrać daną pozycję i wziąć do domu. Brały dzieci, ale też rodzice i nauczyciele. Zostały te najbardziej zniszczone – opowiada.
A dlaczego wyrzucano je przez okno?
- Początek roku szkolnego zbliżał się wielkimi krokami. W szkole było mnóstwo pracy, przygotowań. Pracownicy chcieli jak najszybciej zrobić porządek w pomieszczeniach. Poszli na łatwiznę. Nie chcieli nosić ciężkich książek z trzeciego piętra. Zaczęli je wyrzucać. Część książek została jeszcze w środku. Kto chce, może przyjść i zobaczyć, że ich stan jest naprawdę fatalny i nadają się jedynie na makulaturę – tłumaczy.
Mimo tłumaczeń, wielu mieszkańców miasta nie może zrozumieć, jak to możliwe, że książki wyrzucane są na bruk z okien szkoły.
- Żal patrzeć. Zwyczajnie szkoda – mówią suwalczanie.
W księgarniach można kupić wiele pięknie wydanych książek, bogato zdobionych albumów, ale chyba i tym starym też się coś od nas należy. Miminum szacunku. Na nich uczyliśmy się czytać, z nich poznawaliśmy historię Polski, wiedzę o otaczającym świecie. W nich zaklęty jest duch dawnych bohaterów, w nich romantyczne uniesienia i zapierające dech przygody, jak chociażby te ze „Złota Gór Czarnych” Alfreda i Krystyny Szklarskich, których to wydanie wylądowało „na bruku”.
(just)