20.01.2014

Osiem gitar, kontrabas i oni - SDM [fotorelacja]

Chociaż swoją karierę zaczynali jeszcze w latach osiemdziesiątych, zespół Stare Dobre Małżeństwo wciąż przyciąga tłumy wielbicieli.

W sobotę Krzysztof Myszkowski, Roman Ziobro i Bolesław Pietraszkiewicz  wystąpili w Suwałkach. Duża sala Suwalskiego Ośrodka Kultury zapełniona była po brzegi. Bilety na koncert rozeszły się błyskawicznie.

W ciągu 30 lat istnienia zmieniał się skład zespołu i instrumentarium. Dochodziły i odchodziły wokalistki, zmieniali się wokaliści, skrzypkowie, osoby grające na harmonijce. Artyści próbowali kariery solowej.

Są jednak w przypadku Starego Dobrego Małżeństwa aksjomaty, pewniki, które nie poddają ani modzie, ani presji czasu. To charyzmatyczny lider – Krzysztof Myszkowski oraz repertuar zespołu – mistrzowska muzyczna interpretacja poezji Edwarda Stachury, Jana Rybowicza czy Adama Ziemianina. Poezje oprawione mistrzowskim akompaniamentem gitar i subtelnymi basowymi szarpnięciami wprowadzają słuchaczy w melancholijny, refleksyjny nastrój. Wnoszą na inny poziom wrażliwości, prowadzą na duchowe „cudne manowce”.

W Suwałkach można było usłyszeć kilkanaście nowych utworów zespołu. Tak wyczekiwane „Bieszczadzkie anioły”, „Czy czarny blues o czwartej nad ranem” wybrzmiały na końcu. Był to celowy zabieg artystyczny. Krzysztof Myszkowski sam powiedział, „ wiem, że archetypy wchodzą w krwiobieg”, ale chciał najwidoczniej przyzwyczaić słuchaczy do trochę innego repertuaru.

-  Było to trochę ryzykowne – zagrać coś innego, niż ludzie się spodziewali. Publiczność w Suwałkach fajnie to odebrała, na koncercie SDM w Olecku było trochę gorzej – mówi Marek Gałązka, dyrektor SOK, prywatnie przyjaciel Krzysztofa Myszkowskiego.

- Mnie się bardzo podobał koncert. Siedziałem w takim miejscu, że mało widziałem, więc zamknąłem oczy i po prostu słuchałem. Wspaniałe przeżycie. Gitary – majstersztyk. Coś fantastycznego. Sam kiedyś trochę „brzdąkałem”. Nawet to, że tych gitar było na scenie aż osiem, że Bolo Pietraszkiewicz co chwila je zmieniał, świadczy o niesamowitej dbałości o detale – mówi fan zespołu Krzysztof Masłowski.

- Zespół jest już legendą, ale nie spoczywa na laurach. Nie gra wciąż tego samego repertuaru, ale ewoluuje, wciąż się rozwija i to w sposób bardzo świadomy – mówi Gałązka. -Widać, że nie są to teksty przypadkowe, że Krzysztof śpiewa to, co wcześniej sam przez siebie „przepuścił”. Czuć olbrzymią dojrzałość, doświadczenie. Oni pokazują sedno grania, sięgają do korzeni. To granie archetypiczne, pełne odniesień, symboli. Czuć głębię. Jestem pod ogromnym wrażeniem – dodaje Gałązka.

- Pamiętam ich początki. Spotkaliśmy się w 84-tym. Graliśmy na jednym koncercie. Spiker zapowiedział, że wejdzie zespół Stare Dobre Małżeństwo, a tu wchodzi dwóch chudziutkich chłopaków - Krzysztof z Andrzejem Sidorowiczem. W cieniutkich garniturkach. Wąziutkie krawaciki, fryzury na poppersów… Zagrali do poezji Stachury. To wtedy było coś świeżego, oryginalnego. Trudno uwierzyć, że minęło już 30 lat - wspomina Gałązka.

Bisom nie było końca. Po koncercie, wyczerpani muzycy, nie chcieli udzielać wywiadów, ale chętnie podpisywali płyty. Cierpliwie czekali aż wyczerpie się długa kolejka fanów.

fot. Małgorzata Kapuścińska

Justyna Brozio

udostępnij na fabebook