Klimatyczne występy bardów, performance i slam inspirowane twórczością Edwarda Stachury oraz wystawa pamiątek po tym tragicznie zmarłym artyście – tak wyglądała I Suwalska Stachuriada.
- Dzięki utworom Stachury cofnęliśmy się do bardzo trudnych, ale zarazem cudownych lat 80. – mówi Marek Gałązka, zastępca dyrektora SOK, jeden z organizatorów Stachuriady.
- Był stan wojenny. Ciemno. Ponuro. Nie było się gdzie podziać. Utwory Stachury pozwalały czuć się wolnym. Były alternatywą od rzeczywistości pełnej ograniczeń. Byliśmy olśnieni jego twórczością. Jako grupa młodych osób zaczęliśmy spotykać się i grać jego poezje. Początkowo w Starej Prochowni, potem w Olecku z grupą „Po Drodze”. Były też „Schedy Steda” w Toruniu i Stachuriada w Grochowicach, gdzie przez jakiś czas mieszkał poeta –opowiada Gałązka.
- Wraz z Pawłem Bydelskim i Mietkiem Iwaszko postanowiliśmy spróbować zorganizować podobne spotkanie w Suwałkach. Chcieliśmy wskrzesić idee tamtych lat, żeby młodzi ludzie zobaczyli, że mają alternatywę. Mamy „bardzo niby-wolne czasy”. Telewizja, Internet pokazują już wszystko. Programy typu „talent show”, świat celebrytów są okazją jedynie do powierzchownego pokazania się, ale nie dają możliwości kreowania siebie od wewnątrz, nie pozwalają wyartykułować siebie. Natomiast podczas Stachuriady, w slamie czy performance można się wyrazić – mówi Gałązka.
Jednym z gości Stachuriady był Krzysztof „Arszyn” Topolski. Pochodzący z Suwałk muzyk, jest jednym z najlepszych performerów muzycznych na świecie. Podczas Stachuriady przedstawił autorski projekt z dźwiękami Suwalszczyzny i Mazur Garbatych: szumem jeziora Krzywe, biciem dzwonów Bazyliki Sejneńskiej, czy dźwiękami spod mostów w Stańczykach. Można było również zwiedzać wystawę osobistych przedmiotów Edwarda Stachury i prac malarskich jego bratanka – Jerzego.
- Uważam, że od strony artystycznej wszystko wyszło znakomicie. Szkoda jedynie, że było tak mało młodych ludzi. Na pewno będziemy organizować Stachuriadę cyklicznie – zapewnia Marek Gałązka.