Na 11. edycję festiwalu nareszcie skutecznie został zaproszony urodzony w Suwałkach muzyk, od pięciu lat utrzymujący się na krajowym topie. Tomasz Organek nie krył zadowolenia, że może dać koncert dla przyjaciół i znajomych.
- Urodziłem się w Suwałkach, przez prawie 20 lat mieszkałem w oddalonych o 16 kilometrów Raczkach – przypominał 41-letni rockman. – Uczyłem się w III ogólniaku, mama pracowała w banku, a tata, bon vivant, który jeździł mercedesem i czytał kryminały, był muzykiem. Grał z zespołem na wieczorkach w hotelu „Hańcza”.
Na koncert Organka, który, obok Erica Burdona & The Animals, Supersonic Blues Machine i specjalnego gościa Billy Gibbonsa z ZZ Top oraz Mavis Staples, był gwiazdą festiwalu, przyszło najwięcej osób. Nie tylko dlatego, że to krajan, ale dla jego muzyki. Jego występ przyciągnął młodzież, a nawet dzieci, które szalały w rytm „Mississippi w ogniu”.
Ci, którzy przyszli posłuchać największych przebojów Organka mogli czuć się zawiedzeni. Tomasz Organek przypomniał ważną dla jego życia i kariery historię, chciał, by zatoczyła ona koło.
- Miałem 15 lat, przyjechałem do Suwałk złożyć dokumenty do liceów i technikum, bo nie wiedziałem jeszcze, kim chcę być. W drodze powrotnej ojciec zatrzymał się na ulicy Kościuszki przy PTTK-u, w którym funkcjonował sklep muzyczny. Kupił mi trzy kasety – Tadeusza Nalepy, „Help” zespołu The Beatles i Experience Jimi’ego Hendrixa. Na tych utworach uczyłem się muzyki i chciałbym, żeby one dzisiaj zabrzmiały. To festiwal bluesowy, będzie też sporo bluesa.
I tak rzeczywiście było. Można było posłuchać Organka, absolwenta anglistyki na UMK w Toruniu, śpiewającego po angielsku, także w towarzystwie Magdy Piskorczyk, która była jego gościem. Do wspólnego grania na gitarach zostali zaś zaproszeni Piotr Nalepa oraz Wojciech Waglewski.
Na finał dwugodzinnych popisów arytyści wespół z publicznością zaśpiewali „Don’ t let me down” Beatlesów, a na bis, po raz drugi, „Mississippi w ogniu”.
Wojciech Drażba
Fot. Marta Orłowska