30.10.2013

Prawo jazdy z absurdami

Każdy, kto zdecydował się na zrobienie kursu prawa jazdy, pamięta burzę wywołaną nową ustawą o kierujących pojazdami, która weszła w życie na początku tego roku. Z założenia miała polepszyć bezpieczeństwo na drogach, poprawić jakość szkolenia kierowców i przystosować polskie przepisy do europejskich.

Znacznym zmianom uległ egzamin teoretyczny. Nie tylko zwiększono liczbę pytań, ale także je utajniono, by kursanci nie uczyli się ich na pamięć. Na początku zrobiło się głośno. Bywały także głosy sprzeciwu, ale w końcu temat ucichł.

Sytuacja nie wróciła jednak do normy, bo wciąż słyszymy o niskiej zdawalności, ba nawet o tym, że niektórym instruktorom zdarzyło się oblać nowy test.

Jak to możliwe? "Jakie są wymiary tablicy rejestracyjnej?", "jaka jest częstotliwość migania kierunkowskazu na minutę?", "czy po wizycie u dentysty, przy znieczuleniu miejscowym, możesz wsiąść za kierownicę po 30 min, godzinie czy wcale?". Ty tylko parę niespodzianek, jakie mogą spotkać nas czeka na teście teoretycznym.
Absurdalność pytań przerosła nawet doświadczonych instruktorów, którzy w swoim fachu pracują kilkanaście lat. Również mistrz rajdów w kat. "N", Wojciech Chuchała, podjął próbę i...zabrakło mu 7 pkt. Świadczy to jedynie o tym, że konsorcjum, które na zlecenie ministerstwa transportu przygotowało pytania, postawiło na teorię a nie praktykę, jak zapowiadano.
Czy takie pytania są w ogóle w stanie wpłynąć na bezpieczeństwo na drodze?
Zastanówmy się, czy w sytuacji zagrożenia życia będziemy myśleć o długości drążka do zmiany biegów, czy też o manewrach pozwalających uniknąć wypadku.

                                                   Paulina Bacewicz

 

udostępnij na fabebook